Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 
  Drukuj

Los Jedynaka
Autor Wiadomość
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 15:39 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 03 sie 2014, 17:30
Posty: 9
Miejscowość: Kujawsko-Pomorskie
Witam.
Jestem na forum nowy i to pierwszy taki mój prawdziwy post.
Jestem Patryk, mam 23 lata. Jestem jedynakiem. I jestem homoseksualistą rozdartym pomiędzy byłym chłopakiem, rodziną i wiarą, Bogiem.

Szczerze mówiąc jestem na stanie załamania. Nie potrafię, że tak sie wyraże wszystkim dogodzić i samemu sobie.
Z jednej strony mam chłopaka byłego z którym byłem pewien okres, mam do dziś z nim kontakt, ja tęsknie za nim, on za mną, ale to ja byłem tym "złym", niedobrym, który zerwał bo zrobilem to dla Boga, który tak usilnie podkreśla co mnie spotka po śmierci jak nie przestane.
Z kolejnej strony są rodzice. Jedynak, który nie ma wciąż dziewczyny. A tu już 23 lata na karku. Kiedy ona sie zjawi, kiedy wnuki, dzieci, praca. Ale ja nie potrafię. Błagałem Boga zabierz to odemnie, jestem Jedynakiem co z moimi rodzicami, czemu robisz to mi, im. Nie zabrał. Rodzice nic nie wiedzą oczywiście.
No i sam Bóg. Co On wyprawia. Skoro nie chce aby człowiek był gejem, to dlaczego skoro się Go prosi o tę poprawną heterosekslulną orientacje, to on nic w tym kierunku nie robi. Ile razy probówalem na siłę randkować z dziewuchą. Patrzylem na nią i myślałem sobie" Boże, spraw aby mi się podobała, aby mnie podniecała" I nadal nic.

Co ja mam zrobić. Czuję sie bezradny. Bez przyszłości i nadzieji. Nie czuje Boga jako istoty pomocnej wspierającej. Tylko jako tego który wymaga i każe.

Jeżeli w złym miejscu to napisałem to przepraszam. Mam nadzieję, ze są tu jacyś też jedynacy, którzy podpowiedzą mi jak oni swoim życiem kierują.

_________________
You are not as bad as everyone says you are.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 17:50 
Moderator
Offline

Dołączył(a): niedziela 22 wrz 2013, 22:39
Posty: 493
Miejscowość: Katowice
Cześć ;)

Szymon, 24 lata, też jedynak :D

Tu mi pasuje to, co miałem już w planie napisać. W sumie już te rzeczy wyraziłem po części na forum.

Rozważałem jak miałaby wyglądać moja relacja z chłopakiem lub dziewczyną.

"Chłopak" byłby prawdziwym przyjacielem, bratnią duszą. Relacja miałaby opierać się na wspólnych zainteresowaniach, tak aby ich realizacja spełniała nas i by emocjonalność zastępowała pożądanie (brała nad nim górę), by tę energię seksualną spożytkować na wspólne działanie, zamiast seksu, którego chcą moje skłonności hmx.

Jak wyglądała Twoja relacja z kolegą? Nie da się z nim być po prostu w przyjaźni? KKK podaje m. in. "życie w czystości niekiedy przy wsparciu bezinteresownej przyjaźni". Nie widzę powodów, by nie być w przyjaźni z kimś też hmx. Oficjalnie można by o sobie mówić, że się jest singlem z wyboru.

A gdyby na początku postawić słowo dziewczyna?

"Dziewczyna" byłaby prawdziwą przyjaciółką, bratnią duszą. Relacja miałaby opierać się na wspólnych zainteresowaniach, tak aby ich realizacja spełniała nas i by emocjonalność zastępowała pożądanie (zastępowała brak odczuwania go z mojej strony), by tę energię seksualną spożytkować na wspólne działanie, zamiast seksu, którego nie chcą moje skłonności hmx.

Pomodliłem się będąc już bardzo samotnie smutny "Boże, daj mi kogoś bardzo bliskiego dla mnie, może być nawet dziewczyna, ale żeby był to ktoś, dla kogo jestem ważny, kto chce się ze mną spotkać, być razem ze mną, bym już nie musiał się prosić kogoś o to, by się ze mną spotkał, pojechał na wakacje". Roześmiałem się potem z mojego wyrażenia "może być nawet dziewczyna" :D a jeszcze później pomyślałem, że się wkopałem, bo Bóg pewnie nie da mi kolegi homo :P Bo w jakim by to Go postawiło świetle, jakbym zaczął rozpowiadać, iż uważam, że połączył po modlitwie nas dwóch homoseksualistów :P Powiedziałem Mu zatem, że jak co, to nikomu nie powiem, że to On, ale było już za późno i mam dziewczynę ;) Powiedziałem jej o moich skłonnościach, a Ona postanowiła być mimo tego ze mną.

Piszesz: "Patrzyłem na nią i myślałem sobie" Boże, spraw aby mi się podobała, aby mnie podniecała" I nadal nic."

"Podobała" i "podniecała". Dominika mi się podoba. Podoba mi się emocjonalnie - jesteśmy świetnie dopasowani do siebie charakterologicznie, zainteresowaniowo, wspaniale nam się ze sobą gada, wspólnie robi różne rzeczy, spędza czas. Podnieca? No nie podnieca - jest wręcz idealnym przeciwieństwem istoty, która mnie podnieca. Ale po co? Mnie nie potrzebne by mnie podniecała. Ja się z nią spełniam wystarczająco bez tego.

Aczkolwiek ona będzie chciała seksu. I może będę teraz nadmiernie matematyczny, ale w naszym przypadku może takie myślenie pomóc według mnie. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy wierzący, to w grę wchodzi i tak tylko seks z żoną celem spłodzenia potomstwa. Nawet gdybym był hetero, to jakoś tak mi wychodzi, że nie chcąc mieć dwadzieścioro dzieci, to tego seksu i tak by było niezbyt dużo. A interes działa, nieużywany jest w gotowości i myślę iż dochowanie się potomstwa nie powinno być bardzo problematyczne. Mając szczęście, będzie tego góra 3 - 4 razy ;) Najgorzej pewnie pierwszy raz ;) A może po tym pierwszym razie się jednak spodoba? Jak człowiek rano się budzi, to mu się po prostu chce i nie potrzeba w ogóle żadnego jawnego obiektu pożądania. Wylegiwanie się bywa niebezpieczne. Pewnie sam dobrze wiesz ;) Moi rodzice coś gadali o swoim znajomym i pamiętam jak powiedzieli, że on "rano wsiada na babę" hehe. Myślę, że ten poranny stan będzie można wykorzystać z bardzo dobrymi wynikami ;)

Nie ustawaj w modlitwie! Wierzysz? Wierzysz, że cudowne uzdrowienia się zdarzają? Ja tak! Ale czy każdy, kto prosi o uzdrowienie otrzymuje je? Nie. Dlaczego? Nie wiem. Może nie o to akurat chodzi bym był uzdrowiony. Każdy niesie jakiś krzyż, każdy ma talenty które powinien rozwijać, ale także słabe punkty, w których to moc ma się doskonalić. Może Bóg woli, bym dla Niego sobie z tym po Bożemu poradził, a nie, że ja chcę iść na łatwiznę, chcę by to po prostu zmienił. A może jeszcze muszę poczekać. Tyle modlitw już Bóg wysłuchał, niektóre bardzo szybko. Ale też wiele po długim czasie, a jeszcze więcej spraw okazało się być wspaniałym Jego działaniem bez mojej wiedzy wcześniej, a zauważam to teraz.

Weź pod uwagę życie z dziewczyną posiadając skłonności hmx, ale też to, że może jednak Bóg cie odmieni.

_________________
"Nade wszystko jednak nie ustawajcie w miłości jedni ku drugim, gdyż miłość pokrywa wiele grzechów." 1P 4, 8


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 19:15 
Offline

Dołączył(a): wtorek 03 cze 2014, 13:25
Posty: 18
Miejscowość: Śląsk
Też jestem jedynakiem. Też (niestety) osobą homoseksualną. Myślę, że nie możemy ustawać, mimo różnych zwątpień. Też przeżywam ostatnio trudny czas zbuntowania przeciwko mojej orientacji. Ale może dzięki temu będziemy mieli więcej czasu na pomoc innym, na uczynki miłosierdzia, na zaangażowanie w Kościele? Trudny jest nasz los. Nie mamy rodzeństwa, nie mamy (a przynajmniej ja) dziewczyny, czy nawet w ogóle jakiejś bliskiej osoby. Zawsze jednak jest Jezus... W każdej chwili...


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 19:47 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 03 sie 2014, 17:30
Posty: 9
Miejscowość: Kujawsko-Pomorskie
Bardzo dziękuje tobie Szymon za odpowiedź.
Doceniam to, że sie podzieliłeś ze mną swoją historią.

Szkoda tylko, że to jest taką loterią. Bo jest tak jak mówisz. Albo Bóg sprawi, że poznam dziewczyne jakąś, która nie tylko zaakceptuje to jaki jestem, ale też bedzie chciała ze mną być. Albo i tak sie nigdy nie zdarzy.

A jeżeli sie tak niezdarzy. Co z rodzicami. Bo ty też jesteś jedynakiem, ale masz tą swoją Dominike no i super, że szczęsliwy z nią. Ale jeżeli ja nie poznam żadnej? Wolałbym powiedzieć rodzicom jak jest naprawdę, ale oni niezrozumieliby. Dodatkowo załamali by sie, że jedyny syn i nie będzie wnuków.

A ten mój kolega, ex, były partner też jest katolikiem, chodzi do kościoła. A mimo to, nie odczuwa jakby tego, że to złe, że grzech. Czuję się jako ten najgorszy, który sobie ubzdurał coś. On sądzi, że można wierzyć i jednocześnie być gejem, bo taki jest od urodzenia. I co w sumie jest prawdą, że takie skłonności już się pojawiały od przedszkola nawet, to on nie lęka sie Boga, piekła. A ja owszem.

Wiem, że popełniłem błąd będąc z nim w związku, bo zostawiłem go i jednocześnie zraniłem. Ale skąd ja mogłem wiedzieć, że będąc z nim nagle mnie nawróci coś.


Kamilu. No ok. Jest Jezus. Nie zaprzeczam. I bardzo dobrze, że go mamy my ludzie.
Ale Jezus nie będzie ze mną rozmawiał, bawił sie ze mną, spędzał czas i chodził na imprezy czy to rodzinne czy do znajomych.

_________________
You are not as bad as everyone says you are.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 21:30 
Moderator
Offline

Dołączył(a): niedziela 22 wrz 2013, 22:39
Posty: 493
Miejscowość: Katowice
Ziomal, piszesz, że porzuciłeś tę relację bo uznałeś, że jest ona nie taka, jak powinna być. Pięknie! Ty uznałeś, że jest ona Dla Ciebie nieodpowiednia. Widać, że Duch Boży w Tobie działa, skoro tak się stało i potrafiłeś to zrobić. Nie byłem nigdy w takim związku i wydaje mi się, że ciężko byłoby mi się z takowego uwolnić. Myślę, iż jestem dużo słabszy od niejednego z Was tu na forum, którzy z nie takich historii się wykaraskali. Ale Bóg mówi, że nie pozwala na kuszenie większe, niż człowiek z jego pomocą jest w stanie przezwyciężyć. Jesteś silny zatem!

A potem piszesz, że głupio jest Ci przed rodzicami, że wnuków nie będzie. Nie wyobrażam sobie bym miał być z dziewczyną dla rodziców. Poszedłem na studia medyczne i mój brak żony miałem tłumaczyć tym, że te studia / praca zabierają mi tyle sił i czasu, że nie dam rady poświecić się jeszcze rodzinie. I chciałem moje siły poświęcić właśnie pacjentom, tak jak ksiądz mający celibat by poświęcać się swym wiernym. Potem jednak okazało się, że nie potrafię żyć tylko z luźnymi przyjaźniami, brakuje kogoś indywidualnie bliskiego. Moja wizja męskiej przyjaźni była wypaczona, bo bardzo chciałem się do różnych z moich kumpli przytulić, spać we wspólnym wtuleniu, po prostu być z kimś razem. Choć dalej nazwałbym to braterstwem dusz, to byłoby to czymś więcej niż tylko koleżeństwem. I jak już wiesz, brałem pod uwagę taką relację, ale że nie chciałem się zamknąć na bycie z dziewczyną, pomodliłem się w słowach takich a nie innych no i jest ;) Nie wiem co będzie. Niedługo tak jesteśmy razem, 12 lipca powiedziałem jej jak jest, a 19 powiedziała, że chce dla mnie być kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Ale jestem z nią, bo to Ja tak chcę, czuję, że jest to dla mnie, nie dla rodziców, znajomych, księdza. Na medycynę też poszedłem dlatego, że to ja widziałem w tym sens dla mnie, to ja chciałem z powodów jak powyżej napisałem. No i akurat tak się składa, że rodzicom te moje wybory się podobają. W tym też może objawia się moja słabość, że taką pomoc otrzymałem.

Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, rób co chcesz, bo skoro czujesz, że tego chcesz, to jest to dla ciebie dobre. Zwykle człowiek nie wie co jest dla niego najlepsze. I może to dobrze, że myślisz teraz o rodzicach bo otwiera Ci to drogę do bycia w małżeństwie, nie zamykasz się tę ewentualność. Jednak myślę, iż nie możesz tego kroku zrobić na siłę bo inni chcą byś tak żył. Uważam, że możliwości jest jednak więcej niż kapłaństwo lub małżeństwo by żyć w jedności z Bogiem. Jeden bardzo wierzący kolega powiedział mi tak: "Gdy oddasz swoje życie Jezusowi, uznasz Go za swego Pana i Zbawiciela to wspaniale to układa potem życie". To jest to co napisał Kamil, że Jezus chce być zawsze z nami i nas wspomóc. Gdy będzie żył w Nas a My w Nim, to Jego wola będzie naszą Wolą i na odwrót. Tyle że nie chodzi o to by siedzieć i wyrażać wolę, ale trzeba działać, trzeba żyć ;) Szukaj swej drogi - spotykaj się z ludźmi, poznawaj nowych ludzi, rozważaj co czujesz. Jeśli się tak nie zdarzy, że będziesz miał żonę, to zdarzy się inaczej, ale żyjąc wiarą na pewno stanie się dobrze. Mówisz loteria. Chyba dlatego, że nie wiesz jak będzie. Też nie mogę teraz wiedzieć co wyjdzie z mojej relacji z Dominiką. Jest kilka możliwości i nie wiem która się stanie. Jednak nie użył bym słowa loteria, bo to oznacza dzieło przypadku, a My wierzymy, że Bóg może nas poprowadzić i to co będzie, nie będzie dziełem loterii tylko Jego działania ;)

Kamil piszesz "może dzięki temu będziemy mieli więcej czasu na pomoc innym, na uczynki miłosierdzia, na zaangażowanie w Kościele?" To jest to co ja pisałem, by tę energię spożytkować inaczej, po Bożemu. I wcieliłem to w czyn idąc na medycynę (ależ się przechwalam ciągle tym). Wcielcie jakieś możliwości, które widzicie w czyn ;) Mój kolega powyżej wspomniany, jak i pewien drugi gorąco polecają wspólnoty kościelne, mówili akurat o Odnowie w Duchu Świętym - że można tam poznać wielu wspaniałych ludzi. Ja poszedłem inna drogą, nie byłem we wspólnocie, może jest to wyjście dla was, co teraz ze sobą zrobić. A może i ja kiedy na spotkanie tejże wspólnoty się wybiorę ;)

_________________
"Nade wszystko jednak nie ustawajcie w miłości jedni ku drugim, gdyż miłość pokrywa wiele grzechów." 1P 4, 8


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: poniedziałek 04 sie 2014, 23:37 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
nowyuzytkownik7 napisał(a):
Jak człowiek rano się budzi, to mu się po prostu chce i nie potrzeba w ogóle żadnego jawnego obiektu pożądania. ... Myślę, że ten poranny stan będzie można wykorzystać z bardzo dobrymi wynikami ;)

Szymonie,
To już dawno wiedziano - kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje :D . Ten "poranny stan" (zwany nie bez przyczyny morning glory) jednakowoż to nasza męska specjalność. Pewnie jako medyk wkrótce się dowiesz, że w normalnym cyklu dobowym nad ranem u mężczyzn bardzo podnosi się poziom testosteronu. Niestety u kobiet ten cykl ma inny przebieg i one mają zwykle największą ochotę na seks wieczorem. Ale jeśli dogadacie się z Dominiką co do spraw zasadniczych - czego życzę Wam z całego serca - to pewnie i w tej kwestii znajdziecie kompromis ;) .

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: środa 06 sie 2014, 14:06 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 03 sie 2014, 17:30
Posty: 9
Miejscowość: Kujawsko-Pomorskie
Szczerze mówiąc żadna z tych alternatyw mnie nie pociesza.
Bo mówisz mi, że nie mam na siłę szukać dziewczyny ze wzglęu na rodzine.
Ale za to na siłę rzuciłem chłopaka swojego byłego i nie dlatego, że tego chciałem, a dlatego ze tego chciał Bóg. Więc już i tak na siłe coś zrobiłem. A teraz ta sama sytuacja sie dzieje z moimi rodzicami. Też oczekują odemnie czegoś na siłę.

Bylem w związku w oczach Boga grzesznym i bylem w nim szczęsliwy ale STRACH PRZED BOGIEM był silniejszy. Nie zrobilem tego bo chcialem, tylko bo musiałem.
Bo Bóg w swoim miłosierdziu stworzył piekło, żeby mnie i innych tam wtrącić jeśli bede probował życ po swojemu. Teraz jestem rzekomo bezpieczny od piekła a zarazem nieszczęsliwy. Nie mam ochoty żyć, studiować czy pracować. Bo miałem przyszłość z drugą osobą a teraz mam jedno wielkie Zero, ale mam to sobie tlumaczyc ze bedzie dobrze bo Bóg mnie niby uratuje. Ciekawe kiedy.

Teraz i tak marnuję swoje życie bo się użalam nad sobą i nawet nie mam ochoty żyć więc i tak jestem skazany na piekło. Ale przedtem żyjąc w homosekslanym związku też na nie byłem skazany.
Dopiero jak zaczne udawać, że skaczę z radości, że moje życie stało sie niewiele warte i bede dziekował Bogu ze mnie pozbawił "nieszczescia" , które dla mnie bylo tak naprawde szczesciem to moze sie nademną zlituje.
Nie potrafię udawać.

I próbowałem sie też leczyć z tego, różańców, paciorków pozmawiałem wiecej niż nie jedna moherowa kobita w kościele a mimo to jestem nadal tym samym Gejem, który był całe życie.

_________________
You are not as bad as everyone says you are.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: środa 06 sie 2014, 21:34 
Moderator
Offline

Dołączył(a): niedziela 22 wrz 2013, 22:39
Posty: 493
Miejscowość: Katowice
Żal niedoskonały i doskonały. Niedoskonały wynika z obawy przed karą doczesną i/lub wieczną, doskonały wynika z miłowania Boga. Ty wyrażasz żal niedoskonały. Gdy poznałem ten podział też tak rozumowałem i pomyślałem sobie, że chyba to się nie stanie bym tak blisko odczuł obecność Boga w mym życiu bym umiał wyrazić żal doskonały. I powiem Ci, że chyba jednak to się stało ;) Ale wcale nie jest łatwiej, wcale nie stałem się święty, grzechy wciąż te same, jednak zmieniło się moje myślenie w tej materii - to już nie jest tak, że staram się wypełniać przykazania bo Bóg tak chce, tylko to ja chcę dla Boga żyć wedle Jego przykazań. I każde ich wypełnienie tak po prostu mnie cieszy ;)

Bóg nie jest niedoskonały - On jest doskonały! On nie chce być surowym sędzią, który nas każe za wyrządzone przez nas zło, ale chce być Dobrym Ojcem, który wynagradza nas za dobro. Jednakże, że człowiek jest grzeszny i zło też czyni, to Bóg okazuje mu swe Miłosierdzie i wybacza grzechy. Jednak by to zrobił to człowiek musi do Niego przyjść, okazać swój żal za grzechy i o wybaczenie poprosić z własnej woli. Jeżeli tego nie zrobi, to odrzuci Miłosierdzie Boga i sam siebie skarze na piekło, czyli miejsce odosobnienia od Niego. Bóg na piekło nikogo nie skazuje, On wszystkich zaprasza do udziału w swym Zbawieniu, ale człowiek ma wolną wolę i to człowiek sam wybiera, czy chce żyć z Bogiem czy bez Niego. Bóg nikogo nie chce odrzucić, ale też na siłę nie weźmie do siebie kogoś, kto tej oferty nie przyjmie.

Opanował Cię wielki strach. Boisz się Boga że wymierzy Ci karę, boisz się rodziny że cie odrzuci, co wszystko skupia się w jednym - boisz się że będziesz sam. Znakomita większość z nas tu obecnych na forum pisała o samotności. Porzuciłeś relację, która była grzeszna, ale straciłeś nie tylko to co było w niej złe, ale też jej dobre aspekty i to ich Ci brakuje teraz. Jednak skoro nie da się z nim po prostu przyjaźnić, być w relacji miłej Bogu, to musiałeś te relację odrzucić w całości i dobrze zrobiłeś - jak pisałem, ja bym chyba nie potrafił. Zrobiłeś coś bardzo wielkiego! Teraz jednak brakuje ci kogoś, dla kogo mógłbyś żyć, kto byłby Ci bliski. Ja też byłem w takiej rozpaczy ze względu na brak kogoś takiego, nie chciało mi się robić kompletnie nic. Żadne z moich zainteresowań czy studia nie dawały mi szczęścia. I intensywnie poszukiwałem kogoś by zjawił się w mym życiu i wypełnij tę pustkę i to zdecydowanie wśród kolegów, a nie koleżanek. Z tym, że od razu wyszedłem od założenia, że nie chcę gejowskiego związku, szukałem osób o podobnych zainteresowaniach by móc je razem realizować, by nadali sens moim pasjom. Jak się to potoczyło już wiesz ;) Ta rozpacz może boleć długo, ja 3 lata żyłem w takim głębokim smutku wynikającym z osamotnienia i poszukiwałem rozwiązania, a wcale nie jest powiedziane, że już je znalazłem. I powrócę teraz do tego co już napisałem - możliwości jest wiele aby ktoś taki jak my nie był samotny. Musi minąć czas byś zaleczył rany, jednak pomyśl o jakiejkolwiek innej formie życia dla kogoś niż gejowski związek. Poszukaj innej drogi. Już to zrobiłeś odnajdując to forum ;) Już możesz powiedzieć, że nie jesteś zupełnie sam bo masz nas ;)

_________________
"Nade wszystko jednak nie ustawajcie w miłości jedni ku drugim, gdyż miłość pokrywa wiele grzechów." 1P 4, 8


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: piątek 08 sie 2014, 22:48 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 03 sie 2014, 17:30
Posty: 9
Miejscowość: Kujawsko-Pomorskie
Nie , nie mam was. Jesteśmy ludźmi tylko tutaj na tym forum, którzy mogą jedynie wyrażać swoje opinie , rady. Nie ma nas fizycznie.
A strach ... tak boję się. Ale mój strach z dnia na dzień zaczyna się przemieniać w rozpacz i ogromny gniew. Bo pozostawiłem grzeszną relacje po to aby było lepiej. A jest z dnia na dzień coraz gorzej. Szukam pocieszenia w pornografi, czatach od których nie mogę się uwolnić.
Niedługo moja rodzina będzie organizowała wyjazd nad morze , wiecie kuzyni , kuzynki wraz z żonami, mężami, chłopakami , dziewcyznami. I zgadnijcie kto pojedzie w całym towarzystwie jako samotna wyspa? JA. Ale rzekomo jest lepiej jak to mówicie.

Wiem, że są ludzie, którzy na świecie mają gorzej. Ale to jest moje życie, moja przyszłość i ja nie mogę pozwolić abym stracił wszystko i wszystkich.
I nie łódzcie sie, że Bóg ni z tego ni z owego nagle da mi żone, dziewczyne, partnerke na reszte życia. Kobiety są wspaniałe, ale nie dla mnie. I nie chodzi tutaj o samą fizyczność ale również o psychikę, która pragnie tego co daje facet. ( no chyba, że spotkałbym mega męsko dziewuche)

Modlę się, ale nie jestem typem cierpliwym. Chcę mieć swoje życie pod kontrolą, i działam szybko. Efekty również muszą być widoczne odrazu lub przynajmniej widzieć muszę pewność w tym co robię. A ja nie czuję tej pewności, czuję się z dnia na dzien gorzej. A to nie tak miało chyba wyglądać.
Ryzykować to ja lubię w pokerze a nie w swojej przyszłości i wizji kolejnych lat jako nabarmuszony nieszczęsliwy samotnik.

Mam poprostu dosyć !

I wiem, że się staracie, piszecie posty, tłumaczycie, pocieszacie. A ja i tak wciąż jak uparty osioł znajdę zawsze coś, aby się zdołować.
Chciałbym być tacy jak wy, zaparci w Panu Bogu, pewni swej drogi, szczęsliwi wykonując swoją drogę, czuć bezpieczeństwo pewne.
Nie pasuję chyba do was. Daleko mi do katolika o silnej wierze jak wy. :? :(

Pogubiłem się , znowu , przepraszam was.

_________________
You are not as bad as everyone says you are.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: sobota 09 sie 2014, 12:39 
Offline

Dołączył(a): wtorek 03 cze 2014, 13:25
Posty: 18
Miejscowość: Śląsk
Nie masz za co nas przepraszać. Ważne żeby się nie poddawać. Przetrwać trudny okres i jak prawdziwi mężczyźni walczyć, nie zważając na przeszkody. Musimy nieustannie pukać do drzwi Pana Boga i mówić Mu o naszych problemach. Ja też kiedyś miałem problemy z pornografią, ale w końcu się z tego uwolniłem. To omamia i powoduje, że o tym wszystkim myśli się jeszcze więcej. Musimy chyba zrozumieć, że seksualność to nie wszystko. Tyle na świecie do zrobienia :)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: sobota 09 sie 2014, 14:28 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
Ziomek23 napisał(a):
Nie , nie mam was. Jesteśmy ludźmi tylko tutaj na tym forum, którzy mogą jedynie wyrażać swoje opinie , rady. Nie ma nas fizycznie.
Chciałbym być tacy jak wy, zaparci w Panu Bogu, pewni swej drogi, szczęsliwi wykonując swoją drogę, czuć bezpieczeństwo pewne.
Nie pasuję chyba do was. Daleko mi do katolika o silnej wierze jak wy. :? :(
Pogubiłem się , znowu , przepraszam was.

I Ty, Patryku, i każdy z nas jest człowiekiem zawsze i wszędzie, nie tylko czasami lub w niektórych miejscach.

Jesteś pod wieloma względami taki, jak my. I bardzo do nas pasujesz, jesteś po prostu jednym z nas.

Mało jest na tym forum osób, które mogłyby podpisać się pod tym, jak nas widzisz: pewni swej drogi, szczęśliwi wykonując swoją drogę, czujący bezpieczeństwo pewne. Większość z nas chyba STARA się o taki stan, lecz pewność mamy tylko w tym, że Bóg nas kocha i że Jego miłość jest ostatecznym rozwiązaniem. I w tym, że nikomu chyba - bez względu na orientację seksualną - nie udaje się tej drogi przejść bez bólu, cierpienia, chwil niezgody na swój los czy wręcz pretensji do Boga.

Nie wiem, jak inni, lecz ja o sobie nie powiem, że jestem katolikiem o silnej wierze. Moja wiara jest krucha, wymaga codziennej budowy. Staram się o to przez modlitwę. Nie oczekuję jednak natychmiastowych efektów. Zrozumiałem po latach, że najwyższym dobrem jest miłość Boga, którą ofiarował mi przy powołaniu mnie do życia. I że On jest niezmienny w tej ofercie, jest wierny mi. Ode mnie zależy, jak blisko lub daleko tej miłości jestem. A zbliżam się do niej właśnie w modlitwie. Czy to znaczy, że już jestem na tej drodze i wszystko jest pewne? Nie, wcale tak nie jest. Co chwila upadam - ulegam zwątpieniu, pokusie żalu za nieosiągalnym szczęściem tu i teraz, buntuję się przeciw własnej naturze. Wiem jednak, że to jest moje odrzucenie miłości Boga - nie On mnie, lecz ja Jego odrzucam, oddalam się od Niego. Czy tego chcę? Nie! Dlaczego to robię? Bo jestem słaby i niecierpliwy! Co mogę zrobić? Wrócić do modlitwy, a jeśli odszedłem zbyt daleko - pójść spotkać się z Jezusem na spowiedzi i pojednać się z Nim. Czy to jest rozwiązanie? Tak, wspaniałe! Lecz tylko ode mnie zależy, na jak długo? Do następnego upadku.

Czy jest mi z tym lekko i nic mnie nie boli? Nie, boli jak cholera! Czy mam inne wyjście? Tak, mogę uznać, że Bóg jest niesprawiedliwy albo że Go nie ma i nie warto kierować się względami na Niego. I szukać ludzkiego szczęścia tu i teraz. Dlaczego tego nie robię? Ze strachu przed piekłem? Nie! Jeśli wierzę w Jego miłość, to piekło wybieram sam, odrzucając Jego miłość. Nie mogę bać się własnego wyboru. Mogę natomiast nie chcieć rezygnować z tej miłości. Bo kiedy się od niej oddalam, jest mi jeszcze gorzej. Czuję, że tracę wielkie dobro i to z własnego wyboru.

Wiesz, kiedy parę miesięcy temu trafiłem na to forum, też miałem poczucie, że spotykam tu ludzi zupełnie różnych od siebie w sensie radzenia sobie z "naszym problemem". Tylko chyba byłem już na takim dnie rozpaczy, że nie myślałem "ja do nich nie pasuję", lecz "oni pokazują mi drogę". I chciałem do nich się przyłączyć na tej drodze, bo chyba już nie miałem siły walczyć z samym sobą pod hasłem "nawet w tym jestem najgorszy".

Ty też możesz! Ta droga jest też dla Ciebie! Nie święci nią idą. Nie upieraj się więc tak bardzo przy wyszukiwaniu wszelkich argumentów "na nie". Odwagi, spróbuj! Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to wymaga odwagi wyjścia z bezpiecznej niszy własnej rozpaczy. Tak, jest "bezpieczna" w tym sensie, że teraz ona jest Twoją pewnością. Jesteś pewien, że masz powód do rozpaczy i gniewu. I że jesteś wykluczony (nie mam was, nie pasuję do was). Jeśli zechcesz być z nami - bo to Twoja decyzja! - poznasz nas i zobaczysz, że wcale nie jesteś inny. I razem będziemy na co dzień szukać pełni swego człowieczeństwa jako dzieci Boga i bliskości Jezusa - Pana i Zbawiciela. Razem będziemy codziennie budować swoją wiarę, czyli ufność w Jego miłość.

Chcemy, żebyś był z nami. Więc odwagi - chodź z nami!

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka - z dedykacją dla Ziomka Patryka
PostNapisane: niedziela 10 sie 2014, 22:39 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
Patryku,

Dzisiejsza Ewangelia jakby specjalnie dla Ciebie, dla mnie i zapewne dla wielu z nas:

Cytuj:
Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym. (Mt 14,22-33)

Jezuita odprawiający Mszę św., na której byłem, bardzo przejmująco interpretował ten fragment. Dlaczego Piotr uląkł się i zaczął tonąć? Przecież wcześniej doszedł po wodzie do Jezusa. Co znaczy zatem jego - i nasza - "mała wiara"? Ano przekonanie Piotra, że to "Przyjdź" wypowiedziane przez Jezusa, jest skierowane nie tylko do niego, lecz i do okoliczności zewnętrznych. Że wiatr ucichnie, a wzburzone fale wygładzą się jak twarda droga. Kiedy zorientował się, że tak nie jest, zwątpił w możliwość utrzymania się na wodzie. A przecież jego moc chodzenia po wodzie nie brała się z uspokojenia żywiołu, lecz przyjęcia z pełną wiarą słowa Jezusa jako skierowanego wyłącznie do niego. Kiedy ta wiara ustąpiła lekowi, moc zniknęła.

Dla mnie istota tej interpretacji leży we wskazaniu osobowej relacji Piotr (ja) - Jezus. To nie jest tak, że Bóg tworzy jakieś ogólne zasady, a my czujemy się zobowiązani do ich przestrzegania, przy czym oczekujemy od Niego (przecież jest miłością!), że dostosuje okoliczności zewnętrzne tak, byśmy mogli stosunkowo bezpiecznie iść ta drogą. Nie - Jezus powiedział "Przyjdź" do Piotra (i to na jego prośbę!) i Piotr powinien wierzyć, że to da mu moc przyjścia. Piotr jednak musiał niejako sprawdzić, czy Jezus go nie "wystawia". Człowiek sprawdzający Boga, czy Jego wezwanie jest słuszne, uzasadnione i wykonalne! No to po ludzku, zgodnie ze swoja ludzką wiedzą, zaczął tonąć.

To samo "przyjdź" mówi Jezus do Ciebie, do mnie i do nas wszystkich. I nie gwarantuje usunięcia wszelkich przeszkód i dania nam spokojnej pewności, że to się da łatwo zrobić. Że nie będzie kosztować czy boleć. Jeśli mu zaufamy i nie będziemy sprawdzać, czy nas nie "wystawia", dojdziemy do Niego. A jeśli nasza wiara słabnie, wołajmy "Panie, ratuj!". Jezus wtedy wyciąga rękę i nas chwyta. Jesteśmy w ręku Boga! O ile na powrót mu zaufamy.

Nasze zachowanie często jednak przypomina ratowanie się na własną rękę - uciekamy od Jezusa ("przez którego" toniemy!) i rzucamy się "rozpaczliwcem" ku łodzi, licząc na pomoc tych, którzy tam zostali. To między nimi widzimy swój ratunek. Ale nawet jeśli ktoś nas wciągnie do tej łodzi, to czy zdołamy się uratować? Przecież sztorm trwa! Czy nie bezpieczniej iść po wodzie z Jezusem? Jego Boską moc pojęli też ci, co pozostali w łodzi - prawdziwie jesteś Synem Bożym!

Życzę Ci, by Duch Święty powoli zaczął w Twym sercu zastępować lęk przed piekłem prawdziwym zaufaniem Jezusowi, mówiącemu: Przyjdź!

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: czwartek 14 sie 2014, 11:09 
Offline

Dołączył(a): piątek 20 sty 2012, 22:39
Posty: 45
Patryku,

serdeczne dzięki za to, coś napisał.

Solidaryzuję się z Tobą bardzo, także w byciu jedynakiem. Były takie momenty, że było mi naprawdę, naprawdę przykro, że prawdopodobnie nie dam, z pewnością oczekiwanych, wnuków. Gdy jednak na forum domowym wyjawiłem, jak sprawy się mają, doświadczyłem nie tylko wielkiego zrozumienia, ale i pociechy oraz zapewnień, że nie to jest najważniejsze. Że mam po prostu pracować nad byciem dobrym człowiekiem. Hmm... aż tak wspaniałej postawy się nie spodziewałem. Nasi rodzice naprawdę potrafią zaskakiwać. Od tej pory sprawa przedłużenia mojej gałęzi rodziny nie jest już problemem. Serio.

Ale... jest we mnie nadal to rozdarcie, o którym piszesz. Mógłbym napisać gładkie słówka, że wiara, przyjaźnie, praca są tym, co wypełnia szczelnie życie. Wiara (ufność) jest obecna w moim życiu i ciągle modlę się o jej przymnożenie. Trudno mi też wyobrazić sobie wspanialszych Bliskich niż mam. I trudno o lepiej skrojoną dla mnie pracę; chyba nigdzie nie znalazłbym większej satysfakcji i w żadnej innej profesji nie czułbym się jak ryba w wodzie. To wszystko też składa się na moją wewnętrzna autentyczną radość i pogodę ducha. A jednak swoiste rozdarcie nadal jest.

Podziwiam tych wielkich świętych, którzy jedynie w wierze odnaleźli sens. Tylko - tak myślę - przytłaczająca większość z nas, zwykłych ludzi, ma w sobie naturalną potrzebę bliskości, tę szczególną, niezależnie od bliskości z Bogiem, z Rodziną, z Przyjaciółmi. I co z tą potrzebą zrobić? Działać charytatywnie? Poświęcać się innym? Tak, to czynić warto i należy, ale to - zdaje się - realizacja innych potrzeb. Być może nie u każdego te działania wymażą potrzebę bliskości emocjonalnej z kimś jedynym. Bliskości innej niż przyjacielska. I właśnie to jednak rodzi jakiś rodzaj buntu, niezgody. Mógłbym wysilić się na jakąś radę dla Ciebie, Patryku, ale nie mam jej. Mogę tylko zapewnić Cię, że - jak wspomniałem - solidaryzuję się z Tobą w wielu punktach.

Ale, z tymi radami (pozwól mi na to) jednak nie tak. Bo w głębi serca wiem, że jest coś, co mnie ratuje, coś nie na płaszczyźnie rozumu, ale instynktu. To po prostu zaufanie. Cóż innego pozostaje? Od czasu do czasu zaciśnie się pięści, gdy tej bliskości brak, a potem, gdy braknie sił i gdy ma się już wszystkiego dość, przychodzi pocieszenie... ;)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: sobota 16 sie 2014, 23:22 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 03 sie 2014, 17:30
Posty: 9
Miejscowość: Kujawsko-Pomorskie
Dziękuje za te wasze wszystkie posty. I że sie tak staracie wspierać i w ogóle. Oraz dziękuje za głos każdego jedynaka, który też tu się udzielił.
To miłe , serio :D

Wiecie, chciałem tak się z wami podzielić jeszcze takimi swoimi przemyśleniami.
Widzicie, założyłem ten cały wątek aby jakby hmmm zwrócić uwagę na to jak to ciężko jest, bo Bóg, bo rodzina, bo jedynak, bo brak wnuków, bo coś tam. Tak jakby chciałem znaleść chocby jedną luke, jeden wątek, który nie jest pewny, żeby tylko móc znaleść powód, że jednak mogę wrócić do poprzedniego "życia".

Jest cholernie ciężko czasami. Jakby w jednym momencie zawaliło się wszystko.
Wiecie ... żyłem z wizją, że poprostu mając tego chłopaka(byłego), pewnego dnia poprostu przedstawię go rodzicom, że sobie wspólnie zamieszkamy i że w tym całym szaleństwie będziemy sobie chodizli do kościółka jako szczęśliwa rodzina, wierząc, że Bóg chce tego samego co ja czyli mojego szczęścia( w sensie takim, że definiuje je jak ja).

Aż tu nagle trask, pisk, wrzask. I zostałem sam. I nagle wszystko to co wydawało mi się niedorzeczne i nieproblematyczne stało się ogromnymi problemami.
I wiecie co, najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ja tak naprawdę mógłbym wrócić do tego byłego. Mógłbym powiedzieć: pierdziele ten ból i to cierpienie, wracam do miłego mi życia.
Ale ... nie chce. I to jest w tym dziwne. Bo jakby z dnia na dzień coraz bardziej sobie koduję w głowie, że nie po to zrywałem aby wracać. Że prędzej czy później bym zerwał znowu tak naprawdę, bo przecież BóG nie zmienił swego stosunku nagle od dziś.

Z jednej strony czuję się źle, a z drugiej tak duchowo trochę spokojniej. Mam na sumieniu inne niezłe czyny, które aż sie proszą o pomste do nieba i czeka mnie spowiedź im szybiej tym lepiej, ale to właśnie homoseksualizmu grzech mnie obciążał najbardziej.
I mam nadzieje, że uda mi sie zwalczyć również inne swoje złe nawyki jak chociażby filmy pornograficzne, które widze już od dawna u siebie że są tragiczne w skutkach ale walcze i upadam wciąż i wciąż ale musi sie udac wreszcie co nie?

To takie moje małe przemyślenia.

Podsumowując ten mój wątek, Dobrze wiedzieć, że są ludzie, którzy mają podobnie jak ja, są czasem w podobnej sytuacji i mimo to też walczą i mimo marudzenia nie poddają się.
I oby wam chłopaki też się udało jakoś przez to wszystko przebrnąć.

_________________
You are not as bad as everyone says you are.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: wtorek 28 paź 2014, 19:11 
Ziomek23, utknąłem dokładnie w tym samym miejscu co Ty. Też jedynak. Wiadomo, ma się paru znajomych czy nawet przyjaciół(chociaż nie na miejscu aktualnie, w mojej sytuacji), ale oni zaczynają układać sobie życie, mają drugą połówkę, wyjeżdżają i nim się obejrzę, założą rodziny. Już ich liczba skurczyła się a relacje, które nawet trwają, znacznie rozluźniły. Pewnie, niektórzy piszą: wolontariat, praca, rozwijanie pasji.. Oczywiście, to szlachetne, rozwijające, dobre i można się w tym realizować, ale nie w całości. To nie zmieni tego, że po całym wypełnionym różnymi zajęciami dniu wrócę do pustego mieszkania, gdzie ewentualnie może czekać na mnie co najwyżej kot czy pies, albo chomik. I to mnie przeraża i dołuje. I nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o kwestię fizycznej bliskości, ale też tego zażyłego związania emocjonalnego z jedną osobą. Bo z kolegą czy koleżanką, pewnie, spotkam się od czasu do czasu na kawie, pogadam trochę i się rozejdziemy. Oni wrócą do swojego życia, rodzin i obowiązków. A ja? Mnie znów zostaje puste mieszkanie. I pewnie, że trzeba nieść swój krzyż, że można go udźwignąć, że ma się właśnie przyjaciół, wspólnoty, inne aspekty życia. Ale moja wiara w to, że mimo wszystko da się w ten sposób szczęśliwie żyć, chyba dobiegła ku końcowi. A z drugiej strony nie wyobrażam sobie ujawnić się przed rodziną, znajomymi. Mało tego, nie wiem, czy byłbym w stanie stworzyć związek z chłopakiem. A jeśli nawet, to jak miałbym z tym funkcjonować, żyć np. przed swoją rodziną? Nie mówiąc już o kwestii dzieci. Zatem zostaje puste mieszkanie, komputer, czyli pornografia i czaty, jako namiastka prawdziwego życia i ułamki sekund jakiegoś spełnienia/emocjonalnego zaspokojenia, co i tak jest iluzoryczne, nieprawdziwe. I narastająca frustracja i rozpacz. Dlatego chciałbym się określić, dokąd pójść, co wybrać, bo do tej pory uciekałem od tego wyboru. Udawałem jedynie, że problemu nie ma, że wszystko gra. A dłużej udawać już nie potrafię i nawet nie chcę.


Góra
  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 16:16 
Offline

Dołączył(a): niedziela 28 wrz 2014, 14:06
Posty: 112
Miejscowość: Poznań
bart92 napisał(a):
Ziomek23, utknąłem dokładnie w tym samym miejscu co Ty. Też jedynak. Wiadomo, ma się paru znajomych czy nawet przyjaciół(chociaż nie na miejscu aktualnie, w mojej sytuacji), ale oni zaczynają układać sobie życie, mają drugą połówkę, wyjeżdżają i nim się obejrzę, założą rodziny. Już ich liczba skurczyła się a relacje, które nawet trwają, znacznie rozluźniły. Pewnie, niektórzy piszą: wolontariat, praca, rozwijanie pasji.. Oczywiście, to szlachetne, rozwijające, dobre i można się w tym realizować, ale nie w całości. To nie zmieni tego, że po całym wypełnionym różnymi zajęciami dniu wrócę do pustego mieszkania, gdzie ewentualnie może czekać na mnie co najwyżej kot czy pies, albo chomik. I to mnie przeraża i dołuje. I nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o kwestię fizycznej bliskości, ale też tego zażyłego związania emocjonalnego z jedną osobą. Bo z kolegą czy koleżanką, pewnie, spotkam się od czasu do czasu na kawie, pogadam trochę i się rozejdziemy. Oni wrócą do swojego życia, rodzin i obowiązków. A ja? Mnie znów zostaje puste mieszkanie. I pewnie, że trzeba nieść swój krzyż, że można go udźwignąć, że ma się właśnie przyjaciół, wspólnoty, inne aspekty życia. Ale moja wiara w to, że mimo wszystko da się w ten sposób szczęśliwie żyć, chyba dobiegła ku końcowi. A z drugiej strony nie wyobrażam sobie ujawnić się przed rodziną, znajomymi. Mało tego, nie wiem, czy byłbym w stanie stworzyć związek z chłopakiem. A jeśli nawet, to jak miałbym z tym funkcjonować, żyć np. przed swoją rodziną? Nie mówiąc już o kwestii dzieci. Zatem zostaje puste mieszkanie, komputer, czyli pornografia i czaty, jako namiastka prawdziwego życia i ułamki sekund jakiegoś spełnienia/emocjonalnego zaspokojenia, co i tak jest iluzoryczne, nieprawdziwe. I narastająca frustracja i rozpacz. Dlatego chciałbym się określić, dokąd pójść, co wybrać, bo do tej pory uciekałem od tego wyboru. Udawałem jedynie, że problemu nie ma, że wszystko gra. A dłużej udawać już nie potrafię i nawet nie chcę.


bart92, to bardzo smutne co piszesz o swoim życiu. Wielu forumowiczów przechodziło lub przechodzi podobne przeżycia. Z tego oraz innych Twoich wpisów można wywnioskować, że nie radzisz sobie do końca ze swoją orientacją. Mogę tylko napisać, że dręczenie się z tego powodu może przynieść jedynie destrukcyjne dla Twojego życia skutki. Jest to trudne, ale trzeba po prostu zaakceptować fakt, że jest się homoseksualistą. Sam miałem problem z tzw. orientacją egodystoniczą to znaczy niezgodną z własnym ego. Jeśli uważasz, że problem ten na tyle sprawia Ci trudności, że posiadasz natrętne myśli na ten temat, obniżoną koncentrację, myśli samobójcze, ogólnie stany około depresyjne itp. to może warto udać się do psychologa.
To dobrze, że trafiłeś na to forum ponieważ zauważyłem z własnego doświadczenia, że pomaga ono, a raczej przynosi ulgę osobom nieakceptującym własnego homoseksualizmu.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Los Jedynaka
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 16:37 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
adrem napisał(a):
To dobrze, że trafiłeś na to forum ponieważ zauważyłem z własnego doświadczenia, że pomaga ono, a raczej przynosi ulgę osobom nieakceptującym własnego homoseksualizmu.

Ono nie tylko przynosi ulgę, lecz pomaga zmienić ten stan zasadniczo. Nie wypowiadam się na temat możliwości "wyleczenia" z homoseksualizmu, lecz na pewno można "wyleczyć się" z jego egodystoniczności. I to forum może być - jak w moim przypadku - czynnikiem głównym tej zmiany.

Bart - wiele dobrego przed Tobą, nie trać nadziei. Wiara przenosi góry, nadzieja osusza bagna :)

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron

Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group studio kuchni warszawa

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL