Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 55 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
  Drukuj

W którą stronę pójść...?
Autor Wiadomość
PostNapisane: wtorek 28 paź 2014, 23:27 
Pozwólcie, że tutaj przeniosę moje rozważania, żeby rzeczywiście nie robić zbędnego bałaganu na forum i trzymać się tematyki poszczególnych działów czy wątków.

Heh, dzięki wielkie za zrozumienie, które okazujecie. Domyślam się, że większość z Was doświadczała bądź nadal doświadcza podobnych rozterek. I naprawdę podziwiam Was za to, że mimo tego wszystkiego wiecie jasno, co i jak. I że ciągle idziecie w tym jednym kierunku, chociaż, wiadomo, po ludzku upadacie - jak każdy. Mój problem tkwi chyba jednak w tym, że ja nie wiem, dokąd chce zmierzać przez życie. Tak jak już wcześniej pisałem, w zasadzie do tej pory się oszukiwałem, że wszystko jest czy będzie dobrze, normalnie. Dopiero ostatnie lata w moim życiu, wyjazd z domu na studia, uświadomiły mi, że dobrze nie będzie, a przynajmniej normalnie.

I po prostu już mam dosyć tej schizofrenii i sytuacji, kiedy sam nie wiem, kim tak naprawdę jestem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że żadna opcja - ani ta z życiem u boku Boga i ta bez Niego - nie wydają mi się możliwe, normalne i zapewniające względne szczęście. Pewnie, że życie nie jest usłane różami, zgoda. Ale trzeba wiedzieć, czego się realnie pragnie i do tego dążyć. Ja nie mam pojęcia i tonę - czuję to.

Wiem też, że od tego uciec się nie da. A jeśli tak, to jest tylko jedno wyjście - radykalne, ale chyba najmniej bolesne. Bo jakikolwiek inny wybór jest zły i w dużej mierze absurdalny.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 28 paź 2014, 23:59 
Offline

Dołączył(a): wtorek 30 wrz 2014, 11:30
Posty: 103
Miejscowość: śląskie
Myślę, że trochę za bardzo idealizujesz innych uczestników forum, a za bardzo ujemnie oceniasz siebie. Ja przyznaję się bez bicia: nie mam jasnego obrazu co robić, nie idę w jednym kierunku - co gorsze nie wiem czy nie kręcę się w kółko albo nie cofam się, co jeszcze gorsze - nie wiem gdzie jest właściwy kierunek ani czy jak go już znajdę to będzie mi się chciało nim podążać. Też nie wiem dokąd zmierzać przez życie, co gorsza jestem przekonany że postępowałbym w myśl zasady "okazja tworzy złodzieja" - że postępowałbym wbrew temu co w chwili obecnej uznaję (?) za słuszne i że prawdopodobnie starałbym się naprędce stworzyć teorię która by to (słuszna czy nie) usprawiedliwiała. Może to wynik braku doświadczeń z mojej strony, ale mam wrażenie że gdyby było dno dna i tylko miałbym drabinę i okoliczności po temu żeby się wybrać w podróż - to już bym na tym dnie siedział.

Tak więc nie myśl, że jesteś sam w swoich odczuciach, chociaż to bardzo skromna pociecha...


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 00:03 
Offline

Dołączył(a): czwartek 07 sie 2014, 18:57
Posty: 233
Miejscowość: Szczecin
Pragnę zbawienia. W życiu doczesnym nie oczekuję szczęścia. jeżeli miałoby ono powodować utratę Pana Boga i nieba. Życie jest wojowaniem, z tym, że. cały czas zastanawiam się na której flance walczyć, choć mam pewien pomysł.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 12:32 
Ale z drugiej strony, Jezus jakby chciał żebyśmy byli zbawieni w tym momencie to by przyszedł powtórnie... Więc chce byśmy żyli pięknie, a piękne życie może być tylko Z NIM.

Ciężkie to jest. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, Bart92, ale czy jesteś w jakiejś wspólnocie (pisałeś o schizofrenii). Jeśli jesteś, to czy masz stałego spowiednika=kierownika duchowego?
Nie chcę się wymądrzać, więc tylko zadam pytania, możesz (jeśli chcesz) na nie sobie odpowiedzieć w sercu. Wiedz, że większość osób (niezależnie od orientacji) ma problem z sensem życia, tutaj na forum także wielu/wiele z nas ma - rozumiemy, możemy doradzić, Ty możesz nas posłuchać, albo powiedzieć : pieprzycie głupoty, teoretyzujecie tylko, bo was to nie dotyczy itd.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 16:04 
onlyforyou napisał(a):
Myślę, że trochę za bardzo idealizujesz innych uczestników forum, a za bardzo ujemnie oceniasz siebie. Ja przyznaję się bez bicia: nie mam jasnego obrazu co robić, nie idę w jednym kierunku - co gorsze nie wiem czy nie kręcę się w kółko albo nie cofam się, co jeszcze gorsze - nie wiem gdzie jest właściwy kierunek ani czy jak go już znajdę to będzie mi się chciało nim podążać.


Ja do tej pory miałem jakiś cel, ale go straciłem. Nie wytrwałem. I nie jest problemem to, że nie mogę powstać. Tylko nie widzę sensu, bo nic nie dostrzegam na horyzoncie. A kręcić się w kółko i męczyć ze sobą jest dla mnie totalną głupotą i pustką, z której nic nie wynika.

AlexFromPoland napisał(a):
Życie jest wojowaniem, z tym, że. cały czas zastanawiam się na której flance walczyć, choć mam pewien pomysł.


Zgadzam się, ale znów trzeba wiedzieć, o co walczyć, za co ginąć i czemu się poświęcać. Ja nic i nikogo takiego nie mam, a przynajmniej nic nie odczuwam. Pewien pomysł? Mógłbyś rozwinąć...?

Frustrat napisał(a):
czy jesteś w jakiejś wspólnocie (pisałeś o schizofrenii). Jeśli jesteś, to czy masz stałego spowiednika=kierownika duchowego?


Kiedyś byłem, jeszcze zanim wyjechałem na studia i zmieniłem otoczenie. Teraz w niczym takim nie uczestniczę. Diametralnie zredukowałem mój udział w praktykach religijnych i wypełniam podstawowe minimum, którego potrzeby i tak w sercu nie odczuwam. Kiedyś czułem, że tego szczerze potrzebuję, przeżywałem to wewnętrznie i miało to sens. Teraz nic z tych rzeczy. I nie chcę znów tego zaczynać, bo jaki jest sens wejść między ludzi, którzy wokół czegoś się skupiają, mają wspólne wartości a ja ich nie podzielam? Ja nie mam większych powodów, by tańczyć i chwalić Pana. O dobrą żonę też nie będę się modlił a popłakać czy powrzeszczeć na Boga mogę samemu i nikogo do tego nie potrzebuję, bo i tak oni tego nie są w stanie zrozumieć.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 17:26 
Offline

Dołączył(a): czwartek 07 sie 2014, 18:57
Posty: 233
Miejscowość: Szczecin
Bart, skoro o to pytasz, napiszę, że jestem już właściwie pogodzony z tym, że nie będę nigdy mężem (a w konsekwencji i ojcem), skoro kobiety tak jak były , tak są mi doskonale obojętne a nie widzę powodu aby się zmuszać do czegoś co unieszczęśliwi mnie i jakąś kobietę. Jestem także coraz bardziej pewny, że życie spędzę na walce o nawrócenie i zbawienie dla osób które kiedyś bardzo dobrze znałem a które nadal są bliskie mojemu sercu (aktorzy gejowskiego porno i tym podobni gostkowie). Mam kilkoro dobrych znajomych z którymi jestem zaangażowany w propagowanie tradycyjnej, katolickiej duchowości (bez protestanckiego kultu sukcesu, tańców etc. a nastawioną na, jak to okreslam, wiarę Hioba - ufność wśród codzienności - i dobrze mi z tym. Być może uda mi się nawiązać dobre przyjaźnie z wierzącymi homoseksualistami.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 18:11 
No właśnie, jesteś pogodzony, a ja nie mogę tego pojąć i zaakceptować. Zgadzam się też, że nie powinno się robić nic na siłę. Też uważam, że nie nadaję się na męża(kwestia skłonności, ale nie tylko), tym bardziej ojca i nie chcę nikogo poranić, wykorzystać jedynie po to, by spełnić własne "widzimisię". Sam nie pochodzę ze wzorcowej, kochającej się rodziny i wiele razy sobie obiecywałem, że nikogo tak samo, albo jeszcze gorzej, jak mój ojciec nie skrzywdzę. Gdybym założył rodzinę, byłbym wyrachowanym egoistą. Ale czemu na wyjściu nie mam takiej możliwości, zostałem jej pozbawiony? W imię czego tak się dzieje?

Ten taniec to była tylko pewna metafora, z protestantami nie miałem nigdy do czynienia.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 18:42 
Ciekawe że od razu tradycjonaliści sieją zamęt na forum - ale dobra, mniejsza z tym :)
Jak Bart92 poczytasz posty sprzed miesiąca to dowiesz się o czym mówię.

Nie wiem co, Bart92 rozumiesz pod pojęciem minimum praktyk religijnych. Wspólnota to naprawdę nie jest miejsce (przestrzeń, grupa) gdzie się tańczy i wielbi radośnie Boga (choć oczywiście też) - to jest życie zgodne z tym, jak żyli pierwsi chrześcijanie. Jak poczytamy najważniejszy Tekst dla katolików (i nie jest to zapis obrad Soboru Trydenckiego ;p) czyli Pismo Święte, Żywe Słowo które Bóg kieruje do mnie i do Ciebie, które "jest skuteczne", to widzimy w Dziejach Apostolskich jak żyli pierwsi uczniowie Chrystusa - spotykali się na łamaniu chleba i na modlitwie. Ciekawe czemu przetrwali prześladowania? Nie przypadkiem dlatego że trwali RAZEM na modlitwie w małych wspólnotach?
Piszesz że " jaki jest sens wejść między ludzi, którzy wokół czegoś się skupiają, mają wspólne wartości a ja ich nie podzielam" - jakich wartości nie podzielasz? Wierzysz że Bóg istnieje? Że ma cudowny plan wobec Twojego życia (choć tego planu nie widać tak ad hoc)? Że Jezus umarł i zmartwychwstał, abyś już nie był zależny od swojej predyspozycji do spełniania przykazań, ale żebyś mógł wszystko w każdej chwili przerzucić na Niego i otrzymać przebaczenie? A jeśli nie wierzysz, to czy gotów jesteś w tym momencie to przyjąć - powiedzieć : ok, nie czuję chęci do tańczenia w sercu, bo nie mam za co Boga uwielbiać, życie mi się sypie totalnie, ale przyjmuję to. To - czyli Dobrą Nowinę o zbawieniu. Nie czuję (bo wiara to nie czucie), ale przyjmuję.
A we wspólnocie Kościoła (i będąc w jakiejś małej wspólnocie) utwierdzasz się że to przyjęcie, ten wybór jest słuszny i możliwy.
+
Żeby było jasne - ja jestem strasznym grzesznikiem (może większym, może mniejszym), ale dobrze że Bóg mnie szuka, a ja pozwalam się odnaleźć


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 18:53 
Frustrat napisał(a):
Wierzysz że Bóg istnieje? Że ma cudowny plan wobec Twojego życia (choć tego planu nie widać tak ad hoc)?


Po tym moim "cudownym planie na życie" mam poważne wątpliwości, czy On w ogóle tam jest. Do tej pory się chyba tylko łudziłem, że wierzę - tak na serio.

Frustrat napisał(a):
Nie czuję (bo wiara to nie czucie), ale przyjmuję.


Wiem, że wiara to nie czucie, może źle się wyraziłem. Tak czy tak, ja takiego planu i tego wszystkiego, co mnie spotkało i spotyka, przyjąć nie potrafię, i nie chcę.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 19:05 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
Barcie,

Twoje odczucia w sytuacji życiowej, jaką opisujesz, wydają się bardzo zrozumiałe. Tu jest sporo chłopaków (może i dziewczyn, ale one są mniej wylewne) w sytuacji podobnej: niepokój poczucia "inności" w środowisku pochodzenia i w wieku dojrzewania (gdzie praktycznie nie było alternatywy dla bycia "zwyczajnym") w momencie przeniesienia się do większego ośrodka na studia zamienia się w poczucie: "muszę coś wybrać". Dotychczasowe "trzymanie się" i niezauważanie "problemu" wynikało z zanurzenia w rodzimym środowisku - to jakby zewnętrzny pancerz, który u owadów pełni tę samą rolę, co szkielet u innych gatunków (kręgowców? nie jestem biologiem, a uczyłem się tego wieki temu :) ). Teraz, po wyrwaniu się z tamtego gorsetu (który jak każde ograniczenie z zewnątrz daje jednak poczucie bezpieczeństwa!) pojawia się przed Tobą pełne spektrum możliwości oferowanych przez "świat". Znasz je przecież z internetu, mediów itd. Twoja młoda krew woła o szukanie szczęścia w ramionach chłopaka, Twoje poczucie tego, co należy, (wyniesione z domu) podpowiada życie zgodne z przykazaniami. Ale te "przykazania" były także elementem tamtego porzuconego pancerza i dziś nie widzisz ich samoistnego sensu.

Propozycję dla Ciebie mam taką: postaraj się zmienić swoje postrzeganie nas i siebie na tym tle. Zacznij widzieć, dostrzegać w naszych historiach elementy podobne do Twojej historii i sytuacji.

Teraz masz (zrozumiałą!) potrzebę uznania nas tu na tym forum jeśli nie za "świętych", to w każdym razie za ludzi "wiedzących, dokąd idą", by na tym tle odróżnić siebie jako tego, który nie wie. To dość normalny mechanizm: czujesz się źle w swojej sytuacji i potrzebujesz do tego potwierdzenia, że Twoje "nieszczęście" jest wyjątkowe, zupełnie różne od naszych odczuć. Proszę Cię, uwierz mi, że takie myślenie może zdarzyć się nawet 60-latkowi! I że to daje się zmienić! Jeszcze pół roku temu czułem się jedynym odrzuconym przez świat facetem, samotnym ze swym wyrokiem: "cierpienie do końca życia". I tylko o to się modliłem - żeby to życie się skończyło. Ale tak się złożyło, że na tym forum znalazłem świadectwa, które rozbiły to moje "ukochane" poczucie absolutnie wyjątkowego nieszczęścia (tak, znajdujemy poczucie bezpieczeństwa, "kochamy" własne nieszczęście, bo w nim jesteśmy "u siebie"). Świadectwa tych wszystkich młodych ludzi (dwa lub trzy razy młodszych ode mnie) otrzeźwiły mnie. Zrozumiałem, że nie tylko nie jestem sam, lecz że Bóg jest większy i silniejszy od tego całego nieszczęścia. On nie zastąpi mi faceta w łóżku lub w życiu domowym, ale daje mi znacznie więcej, dzięki czemu ta potrzeba niknie, zmniejsza swoje względne znaczenie.

Konkluzja: daj sobie, nam i Panu Bogu szansę. Poczytaj spokojnie starsze wpisy i dyskusje na tym forum, szukając jednak nie potwierdzenia, że Twoja sytuacja jest zupełnie inna, lecz przeciwnie - elementów, odczuć i doświadczeń podobnych. Przy całym szacunku dla Twojej wyjątkowości jako osoby (każdy z nas jest niepowtarzalny, każdego z nas Bóg stworzył indywidualnie, nie za pomocą sztancy!), istota Twoich problemów i rozterek jest podobna do naszych.

A jeśli uda Ci się nawiązać to poczucie wspólnoty na tym forum, to przyjdzie też czas na rozmowę o dylemacie "jaki jest sens wejść między ludzi, którzy wokół czegoś [Boga] się skupiają, mają wspólne wartości a ja ich nie podzielam?". Jak napisał Kapelan: Jezus cały czas stoi w oknie i wygląda Ciebie. To nie jest oferta jak w supermarkecie - kupię sobie na kolację piwo albo wino. To pytanie, kim jestem? Skąd jestem? W starej piosence "odpowiedź zna tylko wiatr", lecz w Piśmie wiatr to synonim Ducha Świętego. Nie warto z góry Go odrzucać i to tylko dlatego, że dziś - w sensie wyłącznie psychologicznym - "tego nie czujesz". Odważ się sprawdzić to duchem, nie psychiką. Herbert napisał: Bądź wierny Idź

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 19:31 
Querens napisał(a):
w momencie przeniesienia się do większego ośrodka na studia zamienia się w poczucie: "muszę coś wybrać". Dotychczasowe "trzymanie się" i niezauważanie "problemu" wynikało z zanurzenia w rodzimym środowisku.

Teraz, po wyrwaniu się z tamtego gorsetu (który jak każde ograniczenie z zewnątrz daje jednak poczucie bezpieczeństwa!) pojawia się przed Tobą pełne spektrum możliwości oferowanych przez "świat". Znasz je przecież z internetu, mediów itd. Twoja młoda krew woła o szukanie szczęścia w ramionach chłopaka, Twoje poczucie tego, co należy, (wyniesione z domu) podpowiada życie zgodne z przykazaniami. Ale te "przykazania" były także elementem tamtego porzuconego pancerza i dziś nie widzisz ich samoistnego sensu.[/i]


Zgadzam się. Do tej pory być może nie dostrzegałem potrzeby, żeby jasno się określić. Dorastałem, zaczynałem dostrzegać problem i go najzwyczajniej w świecie ignorowałem. Ale to już przeszłość. Zaczynam dorosłe życie i od razu się pogubiłem.
Z domu za wiele nie wyniosłem. Ani przykładu wiary, ani miłości i ciepła. Tylko krzywdę i wspomnienia po ojcu, który pił i wiecznie mnie gnoił.


Querens napisał(a):
Propozycję dla Ciebie mam taką: postaraj się zmienić swoje postrzeganie nas i siebie na tym tle. Zacznij widzieć, dostrzegać w naszych historiach elementy podobne do Twojej historii i sytuacji.

Teraz masz (zrozumiałą!) potrzebę uznania nas tu na tym forum jeśli nie za "świętych", to w każdym razie za ludzi "wiedzących, dokąd idą", by na tym tle odróżnić siebie jako tego, który nie wie. To dość normalny mechanizm: czujesz się źle w swojej sytuacji i potrzebujesz do tego potwierdzenia, że Twoje "nieszczęście" jest wyjątkowe, zupełnie różne od naszych odczuć. [/i]


Querens, wiem, że pomimo pewnych różnic, nasze historie, odczucia są podobne. Jestem tego w pełni świadomy i chyba dlatego też postanowiłem się tutaj pojawić na forum. Żeby otoczyć się ludźmi, którzy przez podobne doświadczenia są mi w jakimś stopniu bliżsi. I nie neguję tego. I wiem, że świętymi nie jesteście. Tylko Wy potraficie to wszystko zaakceptować, pogodzić się ze stanem rzeczy a ja nie. Nienawidzę tego, przez co nienawidzę siebie i swojego bezsensownego życia.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 20:57 
Nie, ja także nie potrafię (jeszcze, oby kiedyś było inaczej) zaakceptować "stanu rzeczy", w którym się znajduję. Jestem przekonany, że w tym nie jestem wyjątkiem w tym względzie.

A co do nienawiści, to pamiętaj, że w pewnym sensie jest ona pożyteczna (nie jako uczucie - bo ono rujnuje). Nie znajdując bowiem radości w rzeczach i sprawach ziemskich, łatwiej otworzyć serce na działanie Bożej Opatrzności.

Spytasz może: a co jeśli ja tak naprawdę nie ufam w Boży plan względem mnie? Odpowiem wprost od siebie (krótko, bo wiele już napisano na Forum i nie tylko): mnie też trudno, cały czas błądzę (błądzić jest rzeczą ludzką), ale trudno przejść obojętnie wobec wielkiej dobroci Pana.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 21:04 
Barcie - my NIE możemy się pogodzić ze stanem rzeczy, gdzie to wyczytałeś na naszym forum, że możemy, że przychodzi to nam łatwiej, jesteśmy level wyżej? ;)
Querens mądrze prawi - poczytaj forum. Co Ci szkodzi zaufać? Ja nie wierzę w przypadki (Przypadek to drugie imię Ducha Świętego!), skoro tu jesteś to znaczy że tak miało być (to jest część tego "cudownego planu", choć może nie wygląda cudownie, gdyż to miejsce gdzie trafiłeś pełne jest grzeszników, przynajmniej ja wyznaję że takim jestem). Co Ci szkodzi dać sobie, nam (a przez nas Panu Bogu) szansę? Coś stracisz?

Pełno emocji w Tobie jest na pewno - znam to dobrze. Jednak można (naprawdę!) myśleć racjonalnie.
Modlę się za Ciebie, Barcie (tylko albo aż tyle mogę dać).


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 22:57 
[quote="Frustrat"]my NIE możemy się pogodzić ze stanem rzeczy, gdzie to wyczytałeś na naszym forum, że możemy, że przychodzi to nam łatwiej, jesteśmy level wyżej? [/quote]

To w takim razie potraficie przejść nad tym do porządku dziennego, żyć dalej mimo wszystko, lepiej lub gorzej, ale żyć. Ja tak próbowałem do tej pory i mam dość.

[quote="Frustrat"]Co Ci szkodzi dać sobie, nam (a przez nas Panu Bogu) szansę? Coś stracisz? [/quote]

Stracić w zasadzie już nic więcej nie mogę, bo już wszystko straciłem. Będę się tylko niepotrzebnie dalej męczył zamiast z tym wreszcie skończyć, totalny bezsens. Ale poczytam.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 29 paź 2014, 23:51 
Offline

Dołączył(a): wtorek 30 wrz 2014, 11:30
Posty: 103
Miejscowość: śląskie
bart92 napisał(a):
Diametralnie zredukowałem mój udział w praktykach religijnych i wypełniam podstawowe minimum, którego potrzeby i tak w sercu nie odczuwam. Kiedyś czułem, że tego szczerze potrzebuję, przeżywałem to wewnętrznie i miało to sens. Teraz nic z tych rzeczy.


Ja obawiam się, że ze mną jest jeszcze gorzej - nie pamiętam, bym wewnętrznie czuł potrzebę uczestniczenia w praktykach religijnych - u mnie jest to efektem konwencji narzuconych przez otoczenie, tradycję, etc. Nie wynika to z niewiary w Boga, po prostu nie mam takiej potrzeby. Rodzina jest obecnie na poziomie zaangażowania równym mojemu, więc plusem (? tylko psychicznym) jest brak presji.

Czasem nachodzi mnie poczucie okropnego bezsensu - to co aktualnie robię zawodowo, mimo zapewnień że doskonale się sprawdzam, mimo że uwielbiam tę pracę, już teraz wiem jak się skończy - wywaleniem na zbity pysk, ale z uśmiechem i stwierdzeniem "zapraszamy ponownie za 30 lat, może jeszcze będziemy pana potrzebować". Czyli de facto to co robię, chyba nienajgorzej, nie jest nikomu potrzebne - gdyż moją zasadniczą wadą całkowicie dyskwalifikującą jest brak jakichkolwiek znajomości w "układzie". W życiu prywatnym nie mam nikogo - a przy mojej lodowatej wierze i charakterze nie mam czym tego braku wypełnić (a substytut w postaci pracy z jej uwarunkowaniami jeszcze pogarsza sprawę). I cały wianuszek osób wokół zgłaszających rozmaite oczekiwania - niemożliwe do spełnienia z przyczyn zasadniczych.

I wiem oczywiście, że moje położenie ogólne jest jak najbardziej znośne, nawet lekko in plus, ale co mi po tym kiedy czuję ból w sercu? I pytam po jaką cholerę muszę toczyć ten wewnętrzny monolog i patrzeć niewidzącymi oczyma na sufit i jeszcze sumiennie wypełniać obowiązki drugoplanowego aktora w domowym teatrzyku? Na co to? Komu ja jestem i do czego potrzebny? Chyba księdzu i grabarzowi żeby w swoim czasie mogli dostać parę złotych z ZUS-u.

Tak więc jak widzisz zaczynam mieć powoli dosyć tego wszystkiego, i wiem że żadne rozwiązania problemu (nawet najradykalniejsze - ale na to jestem zbyt wielkim tchórzem) nie są dostępne. No to co robić? Trzeba jakoś żyć i żywić nadzieję (pewnie złudną, ale wspierającą), że coś się zmieni.

Czego Tobie i sobie życzę :)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 00:00 
[quote="onlyforyou"]No to co robić? Trzeba jakoś żyć i żywić nadzieję (pewnie złudną, ale wspierającą), że coś się zmieni.

Czego Tobie i sobie życzę :)[/quote]

Czyli życie samą nadzieją w tym bagnie...? Ja się na to nie piszę. Nie ma opcji.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 01:37 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
bart92 napisał(a):
... życie samą nadzieją w tym bagnie...? Ja się na to nie piszę. Nie ma opcji.

Bartku,

Być może zbyt długo czekałeś z zabraniem się za swoje problemy, za długo - jak piszesz - udawałeś przed sobą, że nie ma problemu. Skumulowałeś w ten sposób spory potencjał złych emocji. Stąd poczucie "bagna", irytacja i rezygnacja.

Przyznaję też, że wpis onlyforyou nieco mnie zaskoczył (na tle tego, co pisywał wcześniej) i zasmucił, bo czułem, ze wyświadcza Ci niedźwiedzią przysługę. Nie poddawaj się jednak, nie decyduj zawczasu, nie przekreślaj z góry żadnych opcji. Taki stan emocjonalny, w którym się znalazłeś, nie jest dobrym doradcą w życiowych decyzjach. Poczytaj więcej, jak Ci radziło kilka osób. Rozważ tez może rozmowę z kimś życzliwym. Np. Kapelan deklarował gotowość pomocy, a mieszka w Trójmieście. Podał nawet swój GG. Ale są też inni - zobacz Miejsce zgłoszeń osób otwartych na wsparcie bliźnich rozmową (viewtopic.php?f=2&t=155). Nie musisz nic robić szybko!

Będę prosił Pana w codziennej modlitwie o opiekę nad Tobą i dar dobrej rady. Trzymaj się, proszę.

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 09:35 
Offline

Dołączył(a): wtorek 30 wrz 2014, 11:30
Posty: 103
Miejscowość: śląskie
Wybaczcie mi, jeśli mój wpis był może nieadekwatny co do ciężaru gatunkowego i ogólnego wydźwięku. Trochę to efekt wczorajszego podłego nastroju, i choć w zamierzeniu chciałem powiedzieć może co innego, to wyszło jak zwykle (czyli nienajlepiej). Jeszcze raz bardzo Was przepraszam...

Chciałem powiedzieć, że dopóki trwamy, dopóty możemy coś zmienić. Kumulacja złych emocji zdarza się, i wtedy czujemy się fatalnie, ale jednak mija. Zatem nie warto podejmować jednokierunkowych decyzji w takim stanie, lepiej poczekać, zastanowić się na spokojnie i dopiero wówczas działać.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 22:35 
Onlyforyou napisał super zdanie : "No to co robić? Trzeba jakoś żyć i żywić nadzieję (pewnie złudną, ale wspierającą), że coś się zmieni."

Spe salvi facti sumus - jak pomyslę w jakiej byłbym sytuacji bez nadziei (wlaściwie to NADZIEI z wielkich liter).... Rety.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: czwartek 30 paź 2014, 23:14 
Na pewno poczytam, jak już wyżej pisałem. A za modlitwę i wyrozumiałość serdeczne dzięki.

onlyforyou napisał(a):
Chciałem powiedzieć, że dopóki trwamy, dopóty możemy coś zmienić. Kumulacja złych emocji zdarza się, i wtedy czujemy się fatalnie, ale jednak mija. Zatem nie warto podejmować jednokierunkowych decyzji w takim stanie, lepiej poczekać, zastanowić się na spokojnie i dopiero wówczas działać.


Zdam się na Was i dam sobie trochę czasu.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: piątek 31 paź 2014, 16:50 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): czwartek 17 paź 2013, 08:19
Posty: 32
Miejscowość: Trójmiasto
Bartek, twoje wypowiedzi (szczególnie dot. niezrozumienia swojego położenia i wspomnieniach z domu) są mi dość bliskie, a zagubienie znajome. Przede wszystkim jak dziwnie może to zabrzmi, postaraj się nie "demonizować" swojego położenia, bo to jest najgorsze co możesz zrobić, zapętlić się w rozmyślaniach, wątpliwościach i (jak słusznie napisałeś) swoistego rodzaju schizofrenii myśli. Po drugie, musisz pomału dojść do pełnej prawdy o sobie, ano takiej że jesteś homoseksualny, aby stało się to dla Ciebie powszednie, jak to, że rano robi się jasno. Zwróć uwagę na to jak określasz swoją seksualność per "to" napisałeś że: "Nienawidzę TEGO, przez co nienawidzę siebie i swojego bezsensownego życia." Nawet nie nazywasz tych skłonności wprost. Mnie osobiście często zdarzają się dni kiedy myślę bardzo podobnie do Ciebie, ale to są dni kiedy czuję się gorzej, na codzień staram się coraz bardziej akceptować to jaki jestem.

Ja kiedyś też mówiłem, ze TEGO nienawidzę a tym samym siebie itd. jednak odważyłem się w końcu zrobić jedną rzecz. Mianowicie poszedłem do łazienki, stanąłem przed lustrem (jak nikogo nie było) i powiedziałem sam do siebie na głos: jestem homoseksualny, jestem gejem, moje uczucia i emocje były i są skierowane do mężczyzn. i powtórzyłem to sobie. Może brzmi to dziwnie, ale było dla mnie straszne to usłyszeć, straszne wypowiedzieć, ale pomogło mi w rozpoczęciu procesu akceptacji tego, że jestem taki a nie inny. W sytuacji gdy nie mamy możliwości aby się zmienić trzeba zadbać o poczucie własnej wartości i szukać w sobie innych cech, które świadczą o nas. Seksualność jest istotną częścią osobowości, ale nie jedyną, nie może ona determinować całej Twojej osoby. Musisz dać sobie przede wszystkim czas, i wzbudzić w sobie chęć zaakceptowania tego czego nienawidzisz,czyli tego, że jesteś homoseksualny. Trzymam kciuki !


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: piątek 31 paź 2014, 19:41 
Dzisiaj mój spowiednik (co za skarb mieć takiego kierownika duszy) powiedział świetne zdanie - Pan Bóg może uzdrowić/uwolnić nas w mgnieniu oka, ale zawsze jeśli to trwa jakiś czas, to znaczy że widzi On w tym dobro. To nie będzie trwało wieczność - ale skoro trwa, Bóg uznaje zatem jest to dobre.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: piątek 31 paź 2014, 22:48 
Offline

Dołączył(a): czwartek 07 sie 2014, 18:57
Posty: 233
Miejscowość: Szczecin
Karol bardzo ok. Przestałem się łudzić. Nigdy się ten los nie zmieni (zresztą jest to już dla mnie w zasadzie bez znaczenia, skoro rodzimy się po to aby walczyć i cierpieć). Kto liczy na jakieś cuda podobny jest osobie bez nogi liczącej na jej odrosnięcie dzięki modlitwie.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: sobota 01 lis 2014, 00:05 
Karol napisał(a):
Po drugie, musisz pomału dojść do pełnej prawdy o sobie, ano takiej że jesteś homoseksualny, aby stało się to dla Ciebie powszednie, jak to, że rano robi się jasno. Zwróć uwagę na to jak określasz swoją seksualność per "to" napisałeś że: "Nienawidzę TEGO, przez co nienawidzę siebie i swojego bezsensownego życia." Nawet nie nazywasz tych skłonności wprost.


Racja, muszę to jakoś powoli zaakceptować.

Tak czy tak, dzisiaj wydarzył się w moim życiu prawdziwy cud, takie Boże dotknięcie. Wczoraj wieczorem sięgnąłem dna - korzystając z jednego z czatów umówiłem się z gościem w wiadomym celu. To nie był mój pierwszy raz, ale jeden z niewielu, które już wcześniej miały miejsce. Masakra. Człowiek dobrze wie, że to nic nie da, a mimo wszystko lgnie do tego jak mucha do gówna... Niestety, stało się. Całą noc i dzień prawie przepłakałem, od czasu do czasu tylko sobie folgowałem i kląłem: raz na siebie i swoją głupotę i naiwność a raz na Pana Boga i ogólnie mój los. I taki wkurzony, oburzony poszedłem do kościoła na uroczyste nabożeństwo z okazji( już dzisiejszej) uroczystości Wszystkich Świętych. Okazało się, że to adoracja, na której totalnie popłynąłem. Była też okazja do spowiedzi i mimo lęków poszedłem. Trwało to chyba z 20min, ale trafiłem na genialnego spowiednika. Piszę w skrócie, strasznym uproszczeniu, bo to, co przeżyłem podczas tych 3 godz nabożeństwa nie jestem w stanie oddać słowami, w żaden sposób.To po prostu dla mnie znak, że to wszystko może mieć jeszcze jakiś sens, że mogę powstać, bo On przy mnie jest mimo wszystko. I wiem, że będzie ciężko, i to cholernie, ale muszę dać radę. I na dzisiejszy dzień świąteczny też Wam życzę tego optymizmu, i świętości rzecz jasna..;)


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: sobota 01 lis 2014, 15:00 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): czwartek 17 paź 2013, 08:19
Posty: 32
Miejscowość: Trójmiasto
Często jest tak, że szukamy szczęścia tam gdzie go nie ma... A najszybciej się "szuka" przez łóżko... Bo choć na chwilę daje to, czego się tak pragnie: bliskości, akceptacji, jakiegoś pozornego spełnienia. Tylko ta bliskość jest czasem złudna. Nie zadręczaj się tym co się stało, ciesz się udaną spowiedzią, dobrym spowiednikiem, to są ważne chwile, bo pokazują, że zawsze jest możliwość aby do Boga wrócić. Całe nasze szczęście, że jest cierpliwy i miłosierny !

bart92 napisał(a):
Karol napisał(a):
Po drugie, musisz pomału dojść do pełnej prawdy o sobie, ano takiej że jesteś homoseksualny, aby stało się to dla Ciebie powszednie, jak to, że rano robi się jasno. Zwróć uwagę na to jak określasz swoją seksualność per "to" napisałeś że: "Nienawidzę TEGO, przez co nienawidzę siebie i swojego bezsensownego życia." Nawet nie nazywasz tych skłonności wprost.


Racja, muszę to jakoś powoli zaakceptować.

Tak czy tak, dzisiaj wydarzył się w moim życiu prawdziwy cud, takie Boże dotknięcie. Wczoraj wieczorem sięgnąłem dna - korzystając z jednego z czatów umówiłem się z gościem w wiadomym celu. To nie był mój pierwszy raz, ale jeden z niewielu, które już wcześniej miały miejsce. Masakra. Człowiek dobrze wie, że to nic nie da, a mimo wszystko lgnie do tego jak mucha do gówna... Niestety, stało się. Całą noc i dzień prawie przepłakałem, od czasu do czasu tylko sobie folgowałem i kląłem: raz na siebie i swoją głupotę i naiwność a raz na Pana Boga i ogólnie mój los. I taki wkurzony, oburzony poszedłem do kościoła na uroczyste nabożeństwo z okazji( już dzisiejszej) uroczystości Wszystkich Świętych. Okazało się, że to adoracja, na której totalnie popłynąłem. Była też okazja do spowiedzi i mimo lęków poszedłem. Trwało to chyba z 20min, ale trafiłem na genialnego spowiednika. Piszę w skrócie, strasznym uproszczeniu, bo to, co przeżyłem podczas tych 3 godz nabożeństwa nie jestem w stanie oddać słowami, w żaden sposób.To po prostu dla mnie znak, że to wszystko może mieć jeszcze jakiś sens, że mogę powstać, bo On przy mnie jest mimo wszystko. I wiem, że będzie ciężko, i to cholernie, ale muszę dać radę. I na dzisiejszy dzień świąteczny też Wam życzę tego optymizmu, i świętości rzecz jasna..;)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: sobota 01 lis 2014, 21:34 
AlexFromPoland napisał(a):
Karol bardzo ok. Przestałem się łudzić. Nigdy się ten los nie zmieni (zresztą jest to już dla mnie w zasadzie bez znaczenia, skoro rodzimy się po to aby walczyć i cierpieć). Kto liczy na jakieś cuda podobny jest osobie bez nogi liczącej na jej odrosnięcie dzięki modlitwie.


Bo nie można się łudzić, że sama modlitwa coś może zmienić, a w tym konkretnym wypadku - uzdrowić. Gdyby to było takie proste, to ile mniej zła byłoby na tym świecie i w naszym życiu? I czy nie byłoby to nazbyt "wygodne" i stawiające Boga w roli "uzdrowiciela" czekającego na to, by w mig spełnić nasze życzenia? On chyba lepiej wie, czego nam potrzeba w danej chwili, nawet jeśli nie jest.to nam na rękę.

Bo homoseksualizm to coś więcej niż tylko popęd seksualny skierowany wobec kobiet. Za nim kryją się zranienia, niedojrzałość emocjonalna, brak zjednoczenia ze swoim wewnętrznym ja... Modlitwa jest punktem wyjścia do znalezienia swojej drogi, choć w przypadku tak złożonego zagadnienia nie można podać tej jedynej i właściwej. Ale na pewno nie ma.ona (poza cudami) mocy "magicznej różdżki", która za chwilę odmieni nasze życie.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: niedziela 02 lis 2014, 12:49 
Offline

Dołączył(a): niedziela 28 wrz 2014, 14:06
Posty: 112
Miejscowość: Poznań
Jakkolwiek homoseksualizm nazwiemy czymś złym, co przynosi ból i cierpienie, to przecież jeśli Bóg dopuszcza zło to po to, aby większe dobro z tego wynikło. Myślę, że homoseksualizm jest czymś właśnie, z czego to dobro można wydobyć. Posiada się pewną wrażliwość, inne spojrzenie na osoby wykluczone, poniżane, znajdujące się w trudnej sytuacji. Może to powodować, że osobom homoseksualnym łatwiej zrozumieć i nieść pomoc dla innych.
Zawierzenie modlitwie jest oczywiście ważne z tym, że oczekiwanie przeorientowania seksualnego jest raczej nie na miejscu. Może to przynieść po jakimś czasie wielkie rozczarowanie i nawet utratę wiary.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: niedziela 02 lis 2014, 22:16 
Offline

Dołączył(a): niedziela 13 paź 2013, 20:18
Posty: 400
Miejscowość: Katowice
Adrem mówisz bardzo mądrze tylko niestety człowiek w pewnym momencie (pomimo całej satysfakcji płynącej z pomocy drugiemu człowiekowi) zaczyna mieć pewne pragnienie, any i jemu udało się jakoś pukładać to życie. Bo to jest tak, że jednak wieczorem sie wraca do tego pustego mieszkania i co wtedy? Teraz kiedy skończyłem studia mam nieodparte wrażenie, że jakoś jestem w tym życiu z czegoś bardzo ogołocony. Dotychczas udwało sie miec jakies priorytety (bo to zawsze nauka, tłumaczenia że na co innego przyjdzie czas) a teraz człowiek ma wrażenie jakiegoś takiego braku sensu często. Nie jestem człowiekiem zawistnym ale często jak sie patrzy na to jak rówieśnicy układają sobie całe życie to trochę człowieka ściska ze smutku.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: niedziela 02 lis 2014, 22:32 
Ale homoseksualizm nie jest niczym złym. To nie jest świadomy wybór człowieka. Przynosi często smutek i żal i tak bym go określił.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: poniedziałek 03 lis 2014, 14:05 
Offline

Dołączył(a): niedziela 13 paź 2013, 20:18
Posty: 400
Miejscowość: Katowice
Sam w sobie nie ale wlasnie jego skutki przynoszą człowiekowi dużo cierpienia, że tak powiem.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: poniedziałek 03 lis 2014, 19:09 
Zło, a cierpienie to dwie różne sprawy. Nieuporządkowane życie seksualne heteroseksualnego człowieka również może być źródłem wielu problemów, mimo że realizuje je we właściwym "kierunku".


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 04 lis 2014, 00:09 
StudentS napisał(a):
Bo to jest tak, że jednak wieczorem sie wraca do tego pustego mieszkania i co wtedy?


StudentS napisał(a):
Nie jestem człowiekiem zawistnym ale często jak sie patrzy na to jak rówieśnicy układają sobie całe życie to trochę człowieka ściska ze smutku.


I dokładnie o tym wspominałem w moich poprzednich postach. Ta perspektywa, że jesteśmy z góry pozbawieni wyboru i pozostaje nam samotność. To mnie właśnie przeraża, chociaż wiem, że jeszcze tragedii nie ma, a będzie przecież coraz gorzej. Bo właśnie po studiach wszyscy się ogarną, założą rodziny a ja? Teraz mogę liczyć jeszcze na rodziców, ale na starość praktycznie zostanę sam, nie licząc garstki znajomych, z którymi raz na ruski rok gdzieś wyjdę z pustego mieszkania. To jest przerażająca wizja, ale prawdziwa, niestety.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 04 lis 2014, 12:23 
Offline

Dołączył(a): czwartek 07 sie 2014, 18:57
Posty: 233
Miejscowość: Szczecin
Przyjaciele, w mieszkaniu pełnym ludzi także można być niewypowiedzianie samotnym a dzieci mogą okazać się okrutne i niewdzięczne. Moim zdaniem homoseksualiści powołani są jakt nikt inny do pięknej przyjaźni, tej przez wielkie "P", o której pisał Jan Kasjan czy Elred z Rievaulx.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 04 lis 2014, 21:30 
Offline

Dołączył(a): niedziela 13 paź 2013, 20:18
Posty: 400
Miejscowość: Katowice
Alex no trudno sie nie zgodzic. Ale i tak jakos ta wizja pustki jest okropna... I jednak trudna do opanowania...


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 04 lis 2014, 22:29 
Offline

Dołączył(a): wtorek 30 wrz 2014, 11:30
Posty: 103
Miejscowość: śląskie
Jak to komendant powiedział w "U Pana Boga w ogródku":

Teraz widzisz, po co są dzieci? Żeby na łożu śmierci miał Ci kto ostatnią szklankę herbaty z ręki wyrwać" :D


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 04 lis 2014, 23:34 
Offline

Dołączył(a): niedziela 28 wrz 2014, 14:06
Posty: 112
Miejscowość: Poznań
onlyforyou napisał(a):
Jak to komendant powiedział w "U Pana Boga w ogródku":

Teraz widzisz, po co są dzieci? Żeby na łożu śmierci miał Ci kto ostatnią szklankę herbaty z ręki wyrwać" :D

Patrząc czasami na siebie, to dzieci nie są najlepszą radością dla rodziców. :(


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 05 lis 2014, 00:12 
Offline

Dołączył(a): wtorek 30 wrz 2014, 11:30
Posty: 103
Miejscowość: śląskie
Ostrzegam, będę złośliwy:

A przepraszam, jakie to kłopoty z wyrafinowaną perfidią sprowadzasz na swoich rodziców? A może maltretujesz ich i zamykasz w jednym pokoju bez kuchni i toalety jak to zdarzyło się w pewnej nieodległej mi miejscowości? Czy może wyzywasz od najgorszych nieustannie żądając pieniędzy grożąc podpaleniem mieszkania jak nie dadzą? A może sprezentowałeś rodzicom wnuka i nakaz egzekucyjny z tytułu alimentów? A może kogoś pobiłeś/zabiłeś/etc. i teraz Twoi rodzice dowożą Ci paczki do aresztu? Etc., etc., etc.,...

Wiem, że chcielibyśmy spełnić marzenia naszych rodziców co do nas samych i naszego życia. Ja sam bym chciał. Ale gdyby każdy dostawał co chce, to ja w tej chwili leżałbym do góry brzuchem na Karaibach, popijał rum Jamaica, opalał się a nie mordował się w naszej kochanej Ojczyźnie. Ale nie leżę, nie popijam rumu a co do opalania się to nie lubię. Jest tyle nieszczęść, które moglibyśmy sprowadzić na rodziców, że fakt że nie zobaczą wnuków to chyba jest jeszcze najmniejszy problem...

Koniec złośliwości, przepraszam jeżeli kogoś uraziłem, ale musiałem to napisać bo bym się rozpękł...


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 05 lis 2014, 00:36 
Offline

Dołączył(a): piątek 20 sty 2012, 22:39
Posty: 45
Onlyforyou, wielkie dzięki za te słowa. Od kilku lat i ja wreszcie patrzę na sprawę w identyczny sposób.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 05 lis 2014, 15:52 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
onlyforyou napisał(a):
Jak to komendant powiedział w "U Pana Boga w ogródku":

Teraz widzisz, po co są dzieci? Żeby na łożu śmierci miał Ci kto ostatnią szklankę herbaty z ręki wyrwać" :D

Zanim były seriale, mawiało się, że jeśli kto ma dzieci, to nie będzie jadł suchego chleba na starość, bo sobie go łzami zmoczy :D

Ale żarty, żartami ... Przecież w tych wszystkich argumentach (że baby okropne, dzieci i pieluchy fuj itp.) brakuje jednego "drobiazgu". Pana Boga mianowicie. Spojrzenia na to w świetle naszego rozeznawania Bożego planu wobec nas. Może i kogoś Bóg powołał do pocieszania się, że z dzieci to więcej szkód niż pożytku, ale to raczej wyjątki. Myślę, że większość z nas powołana jest do tego, by odkrywać swój indywidualny "plan Pana Boga wobec mnie jako człowieka", taki własny Boży genom (czy może genotyp). Pomysły szukania specyficznych ról czy dzieł, których podejmowaniu mogą służyć cechy osób homoseksualnych (np. wrażliwość) i okoliczności ich stylu życia (np. dyspozycyjność), idą w tym właśnie kierunku. Przede wszystkim jednak warto dążyć do rdzenia swojej relacji z Bogiem, relacji ja-Człowiek - Bóg-mój-Stwórca. To tam może być "zaszyta" tajna broń (czy - jak kto woli - cudowny lek) do walki ze sobą o siebie. To wygląda na trochę skomplikowane i trudne zadanie: ja, człowiek słaby, żyjący "w świecie" i orientujący się na "ludzi" wokół i na ludzkie kryteria szczęścia (same w sobie nie są złe), mam zacząć walczyć sam ze sobą o odzyskanie swej godności Dziecka Bożego, Człowieka stworzonego przez Boga. A stawką w tej walce jest zrozumienie (= zdolność życia nim) szczęścia, które Bóg dla mnie przeznaczył. I jest wiele przykładów potwierdzających tę drogę, także tu na tym forum. Ostatnie świadectwo wejścia na tę drogę dał nam właśnie Bartek, opisując cud, którego doświadczył przez adorację i spowiedź. Nie traktujmy takich świadectw jako dowodów na to, ze "inni mają lepiej". Raczej módlmy się nimi (jeśli można tak powiedzieć) - w intencji swojej i o powodzenie tych, którzy tego doświadczają.

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 05 lis 2014, 15:59 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
bart92 napisał(a):
... dzisiaj wydarzył się w moim życiu prawdziwy cud, takie Boże dotknięcie. Wczoraj wieczorem sięgnąłem dna ... Masakra. ... Niestety, stało się. Całą noc i dzień prawie przepłakałem, od czasu do czasu tylko sobie folgowałem i kląłem: raz na siebie i swoją głupotę i naiwność a raz na Pana Boga i ogólnie mój los. I taki wkurzony, oburzony poszedłem do kościoła na uroczyste nabożeństwo z okazji( już dzisiejszej) uroczystości Wszystkich Świętych. Okazało się, że to adoracja, na której totalnie popłynąłem. Była też okazja do spowiedzi i mimo lęków poszedłem. Trwało to chyba z 20 min, ale trafiłem na genialnego spowiednika. Piszę w skrócie, strasznym uproszczeniu, bo to, co przeżyłem podczas tych 3 godz nabożeństwa nie jestem w stanie oddać słowami, w żaden sposób.To po prostu dla mnie znak, że to wszystko może mieć jeszcze jakiś sens, że mogę powstać, bo On przy mnie jest mimo wszystko. I wiem, że będzie ciężko, i to cholernie, ale muszę dać radę. I na dzisiejszy dzień świąteczny też Wam życzę tego optymizmu, i świętości rzecz jasna..;)

Bartku - Alleluja!

Bogu dzięki za ten cud. Doznałem podobnego, choć w innych nieco okolicznościach, i do dziś są we mnie jego owoce i radość z nich. Jestem pewien, że i Ciebie one nie ominą.

I Tobie dzięki za to świadectwo. Bóg ratując jedną duszę, ratuje nas wszystkich, dlatego takie świadectwa mają wielkie znaczenie, szczególnie na tym forum.

Pan jest Wielki!

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 05 lis 2014, 16:10 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
AlexFromPoland napisał(a):
Karol bardzo ok. Przestałem się łudzić. Nigdy się ten los nie zmieni (zresztą jest to już dla mnie w zasadzie bez znaczenia, skoro rodzimy się po to aby walczyć i cierpieć). Kto liczy na jakieś cuda podobny jest osobie bez nogi liczącej na jej odrosnięcie dzięki modlitwie.

Aleksie,

W tym samym mniej więcej czasie, gdy pisałeś te rozsądne skądinąd słowa, Bartek doświadczał tego, co nazajutrz opisał nam i podsumował:
bart92 napisał(a):
To po prostu dla mnie znak, że to wszystko może mieć jeszcze jakiś sens, że mogę powstać, bo On przy mnie jest mimo wszystko. I wiem, że będzie ciężko, i to cholernie, ale muszę dać radę.


Ani chybi, cud. Bartkowi zaczęła "odrastać brakująca noga" - poczucie bycia Dzieckiem Bożym. Może rzecz nie tyle w tym, by nie "liczyć na jakieś cuda", lecz na te właściwe, które nam Bóg sam "reklamuje", choćby w Psalmach? Nie módlmy się o heteroseksualizm, lecz o własne właściwe pojmowanie siebie jako człowieka homoseksualnego.

Bóg pisze prosto po liniach krzywych. I chwała Mu za to!

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: niedziela 11 sty 2015, 23:57 
Na początku chciałem Wam wszystkim podziękować, że jesteście tutaj i tworzycie to wspaniałe forum, na które trafiłem dzięki Opatrzności w październiku.

Od tego czasu dużo się u mnie wydarzyło. Dużo pozytywnego, ale też w pewnych kwestiach nie jest najlepiej - mówiąc delikatnie. Ciągle mam poważne problemy z czystością: masturbacja i pornografia. Niestety, nieraz sięgam takiego dna, że umawiam się z ludźmi z czatów na seks, masakra. To ostatnie zdarzyło się też dzisiaj i czuję się z tym fatalnie. Wiem, że nie ma co dramatyzować, lecz trzeba walczyć dalej, ale znów brakuje sił. I ciągle pojawia się ten sam schemat i powątpiewanie, czy kolejna spowiedź ma sens, skoro nie potrafię przeciwstawić się chociażby najmniejszej pokusie. Jednak dziękuję Bogu, że nadal dostrzegam zło moich decyzji i poczynań i mimo wszystko wiem i czuję, że chcę żyć Ewangelią. Tylko, kurcze, jak zacząć ją wcielać realnie w moje życie...? Przede wszystkim w kwestii życia w czystości.

Proszę Was też o modlitwę, bo bardzo jej teraz potrzebuje.


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: poniedziałek 12 sty 2015, 00:48 
Moderator
Offline

Dołączył(a): poniedziałek 07 kwi 2014, 20:15
Posty: 422
Miejscowość: Warszawa
Bartku,

Dobrze, że od razu piszesz. Od razu mogę dołączyć Twoją indywidualną intencję do mojej modlitwy (właśnie przychodzi jej czas). Będę się modlił o to, by Twoja potrzeba dobra nie malała, lecz rosła.

Na początku swej obecności na forum pisałeś, że "nie wiesz, czego chcesz" i dlatego nie "czujesz sensu", nie znajdujesz go w życiu nadzieją. Przecież jednak nie ma żadnego "źródła wiedzy, czego chcę", że nie należy dążyć do "odkrycia" tego, lecz po prostu - CHCIEĆ! Jak to kiedyś mówiono: żeby ludzie chcieli chcieć. Chcij chcieć!

Powiedzmy sobie szczerze - "nie wiem, czego chcę" to wykręt podsuwany przez złego jako ucieczka od chcenia dobra właśnie. A Ty przecież wiesz, co jest dobre, skoro sam widzisz w działaniu przeciwnym "upadek" i "masakrę". Wstawaj za każdym razem i nie odmawiaj z góry sensu spowiedzi przez przewidywanie szybkiego upadku po niej. Jeśli to szczera spowiedź, to żałujesz upadku dokonanego i pragniesz wytrwania bez upadku jak najdłużej. I powierzasz to Jezusowi w tym sakramencie pojednania. Skoro On - lepiej od Ciebie znając Twoją słabość - ofiaruje Ci jednak pojednanie, nie odrzucaj go! Nie jesteś mądrzejszy od Niego. Dawaj Mu pomagać sobie zawsze, kiedy tego potrzebujesz. A jeśli będzie Cię męczyć "zbyt częsta" spowiedź po każdym upadku, to może zaczniesz odsuwać w czasie kolejne upadki, nie spowiedź.

Wreszcie są pewne praktyczne sposoby, jak filtry na pornografię i czaty. Zasada, że "strzeżonego Pan Bóg strzeże" nie straciła swej ważności!

Życzę Ci więc, byś chciał chcieć. I o to dla Ciebie się modlę.

Z Bogiem!

_________________
Mądrość jest wspaniała. Kto dla niej wstanie o świcie, ten się nie natrudzi, znajdzie ją bowiem siedzącą u drzwi swoich. (Mdr 6, 12;14)


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: poniedziałek 12 sty 2015, 16:10 
Moderator
Offline

Dołączył(a): niedziela 22 wrz 2013, 22:39
Posty: 493
Miejscowość: Katowice
Drogi Barcie,

jakbym ja miał udzielić Tobie rady ze swojego doświadczenia to poleciłbym Ci byś znalazł sobie prawdziwego przyjaciela / przyjaciół, nie dla seksu. Podobnej rady udzielił zresztą kapłan naszemu Adminowi o czym wspomina w swym świadectwie. Kiedy ja odczułem wielką samotność w wakacje 2011 roku, po zdaniu wszystkich egzaminów i okazaniu się, że nie mam z kim tego wolnego czasu spędzić, od razu poszedłem na szczęście w tę stronę, by szukać i pozyskiwać znajomych by razem realizować wspólne zainteresowania. Chwilowe spełnienie seksualne z przypadkową osobą nie zaspokoi nigdy potrzeby prawdziwej, dobrej, trwałej relacji, wręcz pogłębi poczucie pustki bo oddala zarówno od Boga, jak i od drugiego człowieka czyniąc go przedmiotowym.

_________________
"Nade wszystko jednak nie ustawajcie w miłości jedni ku drugim, gdyż miłość pokrywa wiele grzechów." 1P 4, 8


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 13 sty 2015, 15:09 
Dzięki za odpowiedzi.

Querens napisał(a):
Jeśli to szczera spowiedź, to żałujesz upadku dokonanego i pragniesz wytrwania bez upadku jak najdłużej. I powierzasz to Jezusowi w tym sakramencie pojednania. Skoro On - lepiej od Ciebie znając Twoją słabość - ofiaruje Ci jednak pojednanie, nie odrzucaj go!


W pełni podpisuję się pod tym, tyle tylko że ja nie wiem, czy szczerze żałuję i czy mam mocne postanowienie poprawy. Czasem postanawiam sobie spowiedź, wszystko jest okej a upadek zdarza się jeszcze zanim przystąpię do sakramentu. Różne myśli pojawiają się w głowie, różne pokusy i mam wrażenie, że są one coraz gorsze a ja coraz chętniej im ulegam. Wkurzam się na siebie za to, a jednocześnie nie potrafię albo nie chcę wyciągnąć odpowiednich wniosków i zacząć więcej od siebie wymagać w tej kwestii.

nowyuzytkownik7 napisał(a):
Chwilowe spełnienie seksualne z przypadkową osobą nie zaspokoi nigdy potrzeby prawdziwej, dobrej, trwałej relacji, wręcz pogłębi poczucie pustki bo oddala zarówno od Boga, jak i od drugiego człowieka czyniąc go przedmiotowym.


Zgoda. Też tak uważam i to popieram. Praktyka jednak pokazuje, że jestem jedynie dobrym teoretykiem. Pogadać i pofilozofować potrafi każdy, a rzeczywiście żyć Ewangelią to już poważne wyzwanie, którego ja na chwilę obecną nie jestem w stanie podjąć. A nie chcę tylko znać Ewangelii, cytować piękne fragmenty i wzruszać się nad nimi w swojej beznadziei, lecz realnie za Nią podążać, choć wiem, że to nie będzie łatwe, ale przynajmniej możliwe. Teraz natomiast nie ruszam się z miejsca.

Trwałe przyjaźnie, relacje... Jak to wzniośle brzmi. W rzeczywistości jednak, gdy mam gorsze samopoczucie, pożądanie we mnie buzuje a pokus pełno dookoła, to o tym nie myślę. Chcę spełnienia tu i teraz. Dobrze zdaję sobie sprawę, że to jest zgubne i sam siebie ranię. Niżej chyba nie można upaść. Niestety, przypominam sobie o tym już po fakcie, kiedy jest za późno. Budować trwałe relacje - to byłoby coś, wiem. Ale nie wiem, czy potrafię budować takie zdrowe, czyste relacje i je rozwijać - zwłaszcza z mężczyznami. Zawsze pojawia się jakiś chory niedosyt, który znajduje ujście w poczuciu samotności i chęci rozładowania napięcia w wiadomy sposób. Chociaż wiadomo, chciałbym mieć przynajmniej jednego bliższego przyjaciela, ale to chyba niemożliwe, bo na pewno dążyłbym do czegoś więcej i ostatecznie taka relacja i tak nie dawałaby mi satysfakcji. Jak Wy sobie z tym radzicie?


Góra
  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 13 sty 2015, 19:46 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): środa 07 sty 2015, 16:48
Posty: 20
Lokalizacja: Bydgoszcz
Miejscowość: Kujawsko-pomorskie
Unikam portali i czatów. Zniechęcam się myśląc o potencjalnych chorobach.
I bardzo polecam intensywny tryb życia, pierwsza praca, potem do drugiej, potem na trening i uwierz mi, że wieczorem na nic nie mam siły. A rano na 7 do pracy. W weekend robię to co nie zdążę w tygodniu, znajomi, auto ogarnąć, czasem fryzjer, porządki....
I nie ma czasu na głupie myśli, najgorzej jak mam urlop. Ale staram się go nie brać....
Ogólnie w moim odczuciu, intensywny wysiłek fizyczny pomaga, i dostarcza endorfiny, A to trochę substytut "miłości".


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: wtorek 13 sty 2015, 23:45 
Offline

Dołączył(a): niedziela 13 paź 2013, 20:18
Posty: 400
Miejscowość: Katowice
Dlaczego_ja wybacz ale niestety trudno mi sie w pewnym sensie z Toba zgodzic. Ja czasem mam tak zawalone dni ale niestety jak człowieka juz nachodzi ochota to normalnie zawsze znajdzie sie ta ,,dziura,, w czasie zeby jakos ,,dzialac,,. Np u mnie jest tak, ze jezeli to napięcie skumuluje sie juz w taki ogromny sposob to najtrudniejsze zadania i wysiłki jak na razie nie sa w stanie mi pomoc...a z wysiłkiem fizycznym to jest tak, ze endorfiny same czasem jeszcze pchaja w chęć ,,szaleństwa,,.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 14 sty 2015, 18:50 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): środa 07 sty 2015, 16:48
Posty: 20
Lokalizacja: Bydgoszcz
Miejscowość: Kujawsko-pomorskie
Ja opieram to tylko na obserwacji samego siebie, gdy wracam o 22 po pracy i treningu do domu, będąc od 7 na nogach, nie mam na nic siły. A gdy mam wolny wieczór to mam różne myśli i kusi mnie bardzo, choćby odwiedzenie paru stron www...
Choć z drugiej strony, jak byłem młodszy, to nie ważne jak byłem zmęczony...


Góra
 Zobacz profil  
 

W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 14 sty 2015, 21:07 
Offline

Dołączył(a): niedziela 28 gru 2014, 20:39
Posty: 46
Miejscowość: podkarpackie
Terapeuta powiedział mi wprost, iż wysiłek fizyczny jest dobry dla zdrowia, ale napięcia często nie rozładuje, a wręcz przeciwnie może go wzmocnić. Próbowałem także "uciec" w szereg czynności, aby nie mieć czasu dla siebie. Z jednej strony nie ma okazji do grzechu, jednak z drugiej można sobie zadać pytanie, czy wszystkie zajęcia, w których bierzemy udział są realizowaniem celu naszego życia, czy też mogą być marnowaniem czasu. Moim zdaniem ważna jest po pierwsze prawdziwa przyjaźń męska oparta na zdrowych relacjach, posiadanie kogoś bliskiego, ale nie w sensie erotycznym. Niestety w moim życiu zawsze miałem problem z przyjaźnią ze względu na problem w relacjach szczególnie bliższych i w relacjach z mężczyznami. Często jest tak, gdy pragnę szukać i skorzystać z okazji do bliższej rozmowy to inni dystansują się. Często mam tak, że rodzi się z tego powodu smutek, ale nie użalanie się nad sobą. Wtedy zastanawiam się czy to jest ten krzyż? Po szeregu wysiłkach i rozeznaniach a także terapii dowiedziałem się, iż osobowości nie można od tak zmienić. Owszem część przyzwyczajeń tak, ale mam wątpliwość czy np. introwertyk stanie się kiedykolwiek ekstrawertykiem, indywidualista społecznikiem itd.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: W którą stronę pójść...?
PostNapisane: środa 14 sty 2015, 23:40 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): środa 07 sty 2015, 16:48
Posty: 20
Lokalizacja: Bydgoszcz
Miejscowość: Kujawsko-pomorskie
Co do tego uciekania w różne obowiązki/zajęcia, to czuję że coś jest nie tak. Ale to mój sposób, bo wiem co się ze mną dzieje gdy mam za dużo czasu, najpierw się wyśpię a potem mnie kusi...więc czuję się trochę jak w jakimś kieracie, ale czuję się w miarę stabilnie i bezpiecznie.

Co do tych "męskich przyjaźni" to twoi przyjaciele wiedzą o Tobie?
Ja mam właściwie jednego/no może dwóch przyjaciół, nie wiedzą o mnie, ale ogólnie rozmawiamy na różne życiowe tematy, czasem jakaś szama po treningu, i podnosi mi to moją samoocenę, jako mężczyzny, gdy staję się równoprawnym kompanem (nie tylko do picia) dla "heteryka"/kolegi z drużyny i jestem nawet zaproszony na kilku dniowy wypad wraz z nim i jego dziewczyną...

Co do tego dystansowania się, to wiem o co Tobie chodzi, zaczynasz gadać o jakimś problemie z "niby kumplem" a on jakby olewa ten problem, jak byś lał wodę na kaczkę, jak byś nic nie powiedział. Zaraz inny temat, niby kolega, ale trudno pogadać o jakiś życiowych sprawach....

Co do treningu, to teraz ledwo ręce trzymam na klawiaturze, i marzę tylko o tym aby już spać. Ale jest jedno odstępstwo, gdy trenowałem dość mocno kontaktowy sport drużynowy, to po ważnym meczu, miałem bardzo duże napięcie, i nosiło mnie tak że czułem że nie panuję nad sobą, dosłownie żywioł...na szczęście tych meczy było tylko 6 w sezonie... ale to raczej reakcja na duży stres. Każdy może reagować inaczej, ja idę na trening na koniec dnia się "dobić"....


Góra
 Zobacz profil  
 

Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 55 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  

Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group studio kuchni warszawa

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL