i tego "chyba" uczepiłabym się "jak zbawiennej poręczy"... wiesz, jak miałam 16 lat porzuciłam kościół, nie wierzyłam... jedyne czego pragnęłam, żeby ktoś się mna zainteresował, mogłam wtedy wstąpić do sekty, do grupy obojętnie jakiej, tylko żeby dali mi namiastkę poczucia, że jestem dla kogoś ważna, potrzebna... potem chcą wypaść dobrze przed znajomymi ze wspólnoty chrzescijańskiej, z której odeszłam, z dwuletnim opóźnieniem przystąpiłam do sakramentu Bierzmowania... i nic, odeszłam całkowiecie zdruzgotana, bo liczyłam na cud, nie czułam niczego... potem na zewnątrz udawałam przez lata, że jest ok, były sukcesy, dyplomy... i pustka... i było bardzo ciemno, jakby w miejscu serca zionęła dziura, czeluść... i nie widziałam sensu w niczym... i nie będę tego rozwijać, bo to zbyt osobiste co się dizało, ale w pewnym momencie przyszła do mnie już nigdy potem niepodważalna pewność, że Bóg jest i że mnie kochał - jedynie On był zawsze i nadal mnie kocha... i ja tego kompletnie nie ogarniam, jak można kogoś takiego jak ja kochać, ale wiem, że On to potrafi i że po prostu kocha bo taki już jest, bo On JEST...
oczywiście nadal jestem podła, grzeszna itd. - pewnych spraw nie zmieni się od razu, ale On jest
nie wiem jaki jesteś i jak najłatwiej możesz trafić na Jego ślad... ja jestem molem książkowym... może spróbuj sięgnąć do korzeni, judaizm ma wiele do zaoferowania chrześcijanom i wiele tłumaczy... wiesz, że Arka Noego to nie był stateczek, ale coś na kształt trumny? wiesz, że czasem Bożonarodzeniowego Jezusa można zobaczyć owinetego nie w pieluszki a w całun i w grobie? wiesz, że tylko w zupełnej ciemności najbardziej widać światło i się je docenia? polecam kupno już dzisiaj "Plaster miodu" Adama Szustaka na adwentowe dni - nie trzeba wierzyć, żeby to cxytać
