| Należę do ludzi, którym bardzo trudno rozstać się ze swoją przeszłością. Wie o tym doskonale szatan i sprytnie wykorzystuje moją pamięć, by wspomnieniem wydarzeń minionych, w najmniej oczekiwanym momencie, skutecznie zepsuć dobry humor i nastrój ducha. Niestety, nieraz udaje mu się  mnie dołować nawet przez kilka kolejnych dni i nocy. Taki okres przeżywałem nie tak dawno. W sobotę 16 listopada po południu  udałem się na moją „górę Tabor”, by tam kolejny raz, w kaplicy Najświętszego Sakramentu, wspólnie z Jezusem szukać drogi wyjścia z  „doła”. Po dłuższej chwili modlitwy, medytacji, skargi… ta sama odpowiedź: „Nie oglądaj się za siebie; idź do przodu; przeszłość zostaw MNIE”. Nic nowego. Wróciłem do domu; wieczorem otwieram komputer, stronę naszego forum, czytam ostatni wpis. To odpowiedź na moje pytania, wątpliwości...! niesamowita radość, ulga… to nie przypadek !, Chwała Panu ! i łzy w moich oczach. Dla takich chwil  to forum powinno istnieć, rozwijać się i trwać do końca świata. Niech mi Autor wybaczy złamanie praw autorskich, ale przytoczę raz jeszcze ten tekst pisany prawdopodobnie w tym samym czasie kiedy ja klęczałem-pytałem Boga i siebie, co robić?... a on go pisał.
 "Pierwszym warunkiem, aby po porażce móc odkryć nowe życie jest jej całkowite zaakceptowanie. Przyznanie się przed sobą, że inaczej wyobrażałem sobie życie.
 To boli i ten ból utraty iluzji należy przetrzymać. Niektórzy próbują szukać powodów własnej porażki u innych, inni nadmiernie oskarżają siebie. Obie drogi nie są właściwe.
 "Pierwszym warunkiem, aby po porażce móc odkryć nowe życie jest jej całkowite zaakceptowanie. Przyznanie się przed sobą, że inaczej wyobrażałem sobie życie.
 To boli i ten ból utraty iluzji należy przetrzymać. Niektórzy próbują szukać powodów własnej porażki u innych, inni nadmiernie oskarżają siebie. Obie drogi nie są właściwe.
 Lepiej pogodzić się z tym, że nasza droga przebiegła tak, jak przebiegła. Akceptacja przeszłości oznacza, że rezygnuję już także z wszelkich prób usprawiedliwiania się, rozpamiętywania i rozdrapywania przeszłości. Widzę ją taką jaka ona była i koniec. Ktoś Inny już mnie dawno usprawiedliwił.
 To bolesne - przyjąć i przyznać się do tego. Bóg da siłę, ale da jej tyle, ile uzna za najlepsze. Wcale nie trzeba poczuć się lepiej, aby trwać przy Bogu. Można go doświadczać mając złe samopoczucie i doświadczając smutku."
 
 Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. (Mt 11,28)
 
 To „cudowny balsam” dla zbolałej duszy; może komu innemu też przyniesie ulgę, polecam! Bracie „qer88”! dziękuję Ci za te słowa i za Twoja obecność na forum.
 
 To nie koniec. Późnym wieczorem biorę książkę do ręki, którą czytam od kilku dni pt „Zobacz siebie oczami Boga” otwieram w miejscu zakładki- rozdział 29 pt. „Bóg zaprasza mnie, abym przestał się lękać i zaufał” Przypadek? To przecież dalszy ciąg odpowiedzi. Czy to nie  jest cudowne? Bracia! Nie jesteśmy sami ze swoim krzyżem, ze swoimi problemami… jest Ktoś, kto nas naprawdę kocha, Kto o nas myśli… i różnymi sposobami chce dotrzeć do naszych zatwardziałych serc i tępych głów. To nasz Bóg i kochający  nas Ojciec. Trzeba  tylko uwierzyć, zaufać, by doświadczać Jego Miłości, Dobroci… i tym radosnym, optymistycznym wnioskiem z moich własnych doświadczeń kończę ten nieco przydługawy wpis. Życzę Wszystkim miłej niedzieli. Cezary
 
 
 |