Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 19  Następna strona
  Drukuj

Re: Słowo na każdy dzień:) 13 CZERWCA - Łk 10,1-9
Autor Wiadomość
PostNapisane: środa 13 cze 2012, 18:18 
Żniwo jest wprawdzie wielkie, ale mało robotników. Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na swoje żniwo.

Bóg sieje, Bóg zbiera. Chciałby, aby plon był obfity. Więcej – martwi się o każde jedno nasiono. Ale jak każdy doświadczony gospodarz wie, że nie każde nasiono zakiełkuje i nie każda uprawa przetrwa. A przynajmniej nie bez Jego osobistej pomocy.

Żniwo jest rzeczywiście wielkie. Żniwo to my, a właściwie całe stworzenie. Lecz żniwem w dzisiejszej Ewangelii są przede wszystkim ci, którym jeszcze nie było dane dotrzeć do Bożego Słowa i zacząć nim żyć... A którzy bardzo tego potrzebują. Takich ludzi jest wielu wokół nas. Tacy ludzie szukają, gubią się, proszą, pytają... Jeśli trafią na doświadczonego robotnika, znajdują odpowiedź i pomoc. Problem w tym, że nie zawsze na takiego trafiają. A czasem nie trafiają na nikogo.

Niemy krzyk tych ostatnich jest dostrzegalny także na stronach tego forum.

Za te smutne porzucone kłosy, za te zapomniane źdźbła proszę Cię Boże... Przywiedź Twoich robotników i do nich. Przywiedź, niech ulitują się nad każdą samotną łodyżką i dołączą ją do Twojego plonu. Bo przecież Ty sam smucisz się nad jej losem...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 14 cze 2012, 10:00 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.

Sprawiedliwość to pojecie głęboko zakodowane w sercu człowieka. W sensie religijnym „sprawiedliwość jest cnotą moralną, która polega na stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy” Bycie sprawiedliwym oznacza postępowanie zawsze zgodne, niezależnie od okoliczności, z prawami Bożymi. Wydawać by się mogło, że taka postawa człowieka w katolickim kraju, o wielowiekowej, chrześcijańskiej tradycji budzi powszechne uznanie, szacunek, zaufanie… Wręcz przeciwnie, napotka na opór, brak zrozumienia, wrogość czy wręcz nienawiść. Każdy kto zdecyduje się wiernie kroczyć za Jezusem w większym lub mniejszym stopniu jest odrzucony, dlaczego ?- bo „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować" (J I5, 20)- bo jest niewygodny, bo jego życie jest wyrzutem dla tych, którzy są daleko od Boga. Łatwiej dziś zaakceptować, popierać, manifestować zło niż dobro. Zło można czynić nawet publicznie- nikogo to już nie dziwi; dobro nie zawsze jest mile widziane, bo drażni, bo sprawia, że ktoś nie czuje się komfortowo - wielki paradoks dzisiejszych czasów, wynikający również i z naszych postaw, z naszych wyborów. Zamiast bronić swoich wartości, nie pozwolić sobie wmówić, że są staroświeckie, śmieszne, gorsze, nienaukowe dajemy się wciągnąć w pokrętną argumentację. Często idziemy na układ, kompromis, nawet z własnym sumieniem... a później ?... później szukamy sposobu jak go skutecznie uciszyć. Z braku racjonalnych argumentów tworzymy własne i brniemy w ślepy zaułek, bo tak prościej, bo tak wygodniej, bo… Często niestety wybieramy to co łatwiejsze, a powinniśmy iść za tym, co trudniejsze, bo tylko wtedy ocalimy siebie, gdy na pierwszym miejscu pozostawimy Boga. Nie jest to zadanie proste, ani łatwe, ale daje prawdziwą radość i spokój serca, a nie tylko ulotne pozory szczęścia; aby się przekonać może warto spróbować.

Pamiętajmy ! Jesteśmy światłem świata. To od nas, i od naszych postaw, wyborów… zależy czy innych będziemy oświecać czy oślepiać.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 15 CZERWCA – J 19,31-37
PostNapisane: piątek 15 cze 2012, 06:51 
Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że On już nie żyje, nie połamali Mu goleni, natomiast jeden z żołnierzy włócznią przebił Jego bok, z którego zaraz wypłynęła krew i woda.

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa

Sądzę, że dzisiejsza uroczystość ukazuje specyficzną cechę chrześcijaństwa, która często staje się powodem jego niezrozumienia i odrzucenia. Jest to wręcz święto paradoksu. Cieszymy się miłością Chrystusową, a radość z tej miłości podkreślona jest nawet dyspensą od piątkowego postu. Jednocześnie w centrum dzisiejszej liturgii słowa pojawia się obraz najbardziej dramatyczny i wstrząsający dla każdego ucznia Jezusa: Pan nie żyje, a Jego zmasakrowane ciało brutalnie przeszywa ostrze włóczni.

Cieszyć się czy płakać..? Śpiewać z radości czy milczeć w zadumie, patrząc na wypływającą krew i wodę?

Dla wielu ludzi problemem jest to, że w rozważaniach nad misją Jezusa tak mocno akcentuje się właśnie Jego ukrzyżowanie – moment największego upokorzenia i umęczenia. Moment ofiary z życia. Dla wielu to jak nieustanne świętowanie klęski i przegranej.

Ale chrześcijaństwo nie jest religią sukcesu. Jest za to religią miłości. Sukces jest powodem chwilowej radości, ale radość wieczną daje tylko miłość. A kochać... nie sposób, nie znając cierpienia.

Nie wstydźmy się więc swojej wiary w to, iż porażka, cierpienie, śmierć są tylko etapami na drodze do triumfu miłości. Uczy nas tego Chrystus, a tę prawdę mamy dziś okazję przypomnieć sobie spoglądając z czułością w Jego serce i powierzając Mu wszystko, co nas boli.

Pokój i miłość nam wszystkim!


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 17 CZERWCA – Mk 4,26-34
PostNapisane: niedziela 17 cze 2012, 00:11 
Tak się ma sprawa z królestwem Bożym jak z człowiekiem rzucającym ziarno w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, nocą i dniem, ziarno kiełkuje i wzrasta, a on nie wie jak.

Wiele rzeczy dzieje się w życiu każdego z nas niezależnie od naszej woli.

Nie wybierałem sobie, w jakiej rodzinie, w jakim kraju i w jakich czasach przyjdę na świat. Nie decydowałem o tym, czy będę mężczyzną czy kobietą, jaki będę miał wzrost i kolor oczu. Bynajmniej nie wybrałem sobie, że będę miał skłonności homoseksualne. Pan Bóg przeznaczył dla mnie miejsce i czas, dał zdolności i łaski, lecz postawił przede mną także trudne wyzwania.

Bo tak Mu się spodobało. On, Pan, rzekł i to uczynił.

Ale wszystko to – to ledwie punkt startowy. Ciąg dalszy mojej historii zależy od moich wyborów i decyzji. A także od ciężkiej pracy i wytrwałości. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, że nie zbłądzę, ani że uniknę chwil zwątpienia i zmęczenia.

Są zatem w życiu sprawy, nad którymi można i trzeba pracować. Mieć zasady, mieć plan, systematycznie trzymać się swoich postanowień. Ale są i takie, co do których żadnego planu nie da się nakreślić. Nieprzewidywalne, niepewne, wieloznaczne... Lecz czy w takich sprawach pozostajemy bezradni? Wierzę, że nie. Bo wierzę, że wszystko, na co nie mam wpływu, mogę bezpiecznie powierzyć Komuś, kto oczekuje tylko mojego zaufania i jasnej decyzji.

Rzuciłem ziarno w ziemię. Powiedziałem Bogu „tak”. Nie wiem, jak to się dzieje, bo czasem czuwam, a czasem śpię... Lecz gdy przyglądam się temu rzuconemu ziarnu, z każdym dniem widzę coraz więcej kiełkującej z niego miłości, przyjaźni, pokoju... Coraz więcej wszystkiego, czego tak pragnąłem, a na co wcale sobie nie zasłużyłem... I jedyne, co było potrzebne, to prosta, wyraźna i szczera odpowiedź: „tak”.

I tylko wciąż mi trochę wstyd... że za tę niezasłużoną dobroć nawet nie jestem w stanie się odwdzięczyć.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 18 CZERWCA – Mt 5,38-42
PostNapisane: poniedziałek 18 cze 2012, 00:00 
A temu, kto chce się z tobą procesować o tunikę, oddaj także płaszcz.

Czy jestem w stanie naprawdę przebaczać? Czy umiem tak po prostu uwolnić się od żądzy odwetu?

Codziennie noszę przecież ze sobą mój mały notesik... Zapisuję w nim wszystko, czym poczułem się dotknięty. Lekceważące spojrzenia, kąśliwe uwagi, niesprawiedliwe opinie. A gdy tylko ponownie zobaczę jakąś osobę, sięgam do moich notatek, przeszukuję, już wiem... O nie, drogi kolego, nie, miła koleżanko... Dzisiaj nie macie co liczyć na mój uśmiech i życzliwość. Nie zasłużyliście, sprawiliście mi przykrość: wczoraj, przed miesiącem, przed rokiem, dziesięć lat temu... Więc teraz mam was gdzieś.

...I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.

Może należałoby się raczej modlić: jako i my chcielibyśmy kiedyś odpuścić...

Tak działa ułomny umysł, nauczony przez lata, że wszystko ma swoją cenę, że bez zapłaty nie warto się poświęcać, że rachunki krzywd muszą zostać wyrównane. Jeśli w tak małych, drobnych i często nawet tylko wyimaginowanych rzeczach trudno mi odpuścić i zapomnieć, to jak mam przebaczyć prawdziwą krzywdę, zatopić złe wspomnienia w morzu miłości?

A jednak Jezus uczy, że to możliwe. I zamiast zemsty proponuje prawdę. Nie szukaj odwetu, lecz odsłoń przed bliźnim swoje cierpienie i daj mu zrozumieć jego – a może wasz wspólny – błąd. Nie nakręcaj spirali żalu w sobie i w nim. I nie rezygnuj z rozmowy, nawet jeśli ona boli.

Uczmy się przebaczać... każdego dnia.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 19 cze 2012, 06:29 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.

Do kogo dziś Jezus kieruje te słowa, to wielkie wezwanie?- ,,do porządnych” ?, ,,cnotliwych” ?, sprawiedliwych ?..., a może do nas wszystkich !, bo wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, stworzonymi na Jego obraz i podobieństwo, bo za wszystkich Jego Syn umarł na krzyżu. Tak to prawda, ale wśród nas są winni śmierci Jego Syna, którzy stale niesłusznie Go skazują, zdradzają, biczują, krzyżują- duchowi biedacy, nędzarze - do których i ja należę. Czy do nich, i do mnie Jezus również kieruje to wezwanie do doskonałości ? przecież wie, że… a jednak tak, wszyscy-bez wyjątku są powołani do doskonałości. Bóg nie czeka na wielkie ofiary i wyrzeczenia, On czeka na moją miłość i zaufanie – takie, jakie jest Mu wstanie dać moje serce… doskonale je zna. Nie ważne co dam, ważne bym dał wszystko-sam siebie, bym zawsze całkowicie ufał Bogu… jak wówczas, kiedy leżałem bezwładnie w moralnym rynsztoku… nie widziałem żadnej szansy, żadnej możliwości ratunku dla siebie… byłem o krok od rozpaczy… a wokół całkowita pustka i ciemność… jedyna nadzieja – Bóg… zrób ze mną, co tylko zechcesz… bo nie mam żadnego innego wyjścia- żadnego innego pomysłu… wszystko mnie zawiodło ... i stał się cud… to co było niemożliwe stało się… powoli, powoli zaczynam się dźwigać, nie jest łatwo, ciężko… bardzo ciężko, ale wreszcie staję na własnych chwiejących sie nogach… , czuję, że Ty jesteś obok mnie, że mnie podtrzymujesz, dodajesz sił… odwagi…, a ja myślałem, że … jaki ja byłem … głupi ! Boże - wybacz mi.

Jezu! Ty kochasz grzeszników, łajdaków, nędzarzy...niedoskonałych; wszystkich wzywasz do doskonałości… i czynisz doskonałymi tych, którzy tego szczerze pragną… obym tylko nie zwątpił, nie zawrócił… resztę pozostawiam Tobie – bo, Tobie ufam -prowadź !

Wszystkim wątpiącym, poszukującym, załamanym… gorąco polecam książkę A. Daigneault- pt. ,,Droga Niedoskonałości”.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 20 CZERWCA – Mt 6,1-6.16-18
PostNapisane: środa 20 cze 2012, 06:48 
Starajcie się, aby dobrych uczynków nie spełniać na pokaz, po to, by was ludzie podziwiali, bo wtedy nie otrzymacie zapłaty od waszego Ojca, który jest w niebie.

Ludzie – a używając tego słowa mam na myśli nas wszystkich – lubią wyrabiać sobie opinię o innych na podstawie tego, co widzą, co bez większego wysiłku mogą zaobserwować. Bo kto by zagłębiał się w jakieś szczegóły, niuanse, czyjeś indywidualne historie i przeżycia, szkoda na to czasu. W ten sposób łatwo klasyfikujemy siebie nawzajem. Ten regularnie chodzi do kościoła – żarliwy katolik, tamta wiesza pranie w niedzielę – bezbożnica. Tamten ufundował wyposażenie do kaplicy – ma teraz fory u proboszcza, ta zaś w piątki nigdy nie tknie mięsa – cóż za pobożnisia.

Wiemy, że nas obserwują, bo sami obserwujemy. Wiemy, że komentują, bo sami komentujemy.

I ja to wiem. I kiedyś tak bywało, że praktykowałem, pościłem, bo tak wypadało, dla świętego spokoju, dla zachowania wizerunku. Tylko czemu to wówczas służyło? Chyba temu, aby samemu sobie te wszystkie praktyki religijne obrzydzić. I na długi czas obrzydziłem.

Robi kolosalną różnicę, gdy idziesz do kościoła, bo ciągnie cię tam serce, a nie dlatego, że ktoś cię obserwuje, wypytuje, ocenia. Gdy pomagasz komuś, bo potrafisz postawić się w jego sytuacji i chcesz się podzielić tym, co masz, a nie dlatego, by dobrze o tobie i twoim geście mówiono. Gdy prosisz o coś w cichej i zawstydzonej modlitwie, bo ufasz, że możesz komuś pomóc, a nie dlatego, by potem o tym powtarzać przy każdej nadarzającej się okazji, oczekując docenienia tego faktu.

I robi zasadniczą różnicę, gdy wyrzekasz się gejowskiego stylu życia nie pod presją otoczenia i bojąc się o swój wizerunek, ale dlatego, że ból Jezusowego serca, które na to wszystko patrzy, staje się twoim bólem, więc w końcu przychodzisz do Niego w ciszy, w cieniu, ze wstydem, łzami i drżeniem serca.

Świadectwo dla innych nie może być dawane na pokaz... Nie dawaj go, by coś u innych zyskać, dawaj wiedząc, że możesz w cudzych oczach wiele stracić. Wstydzisz się, boisz o sobie opowiedzieć, wielu słów nie jesteś pewien? Jeśli tak, to właśnie twoje świadectwo może być najgłębsze i najprawdziwsze.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 21 cze 2012, 08:56 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
….i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;

Aby móc przebaczać innym trzeba najpierw przebaczyć sobie samemu; aby kochać innych trzeba pokochać siebie- jeśli nie zaakceptuję i nie pokocham siebie takiego, jakim jestem, nie będę potrafił kochać i akceptować innych takimi, jakimi są.
Pojednanie z sobą jest koniecznym, ale niełatwym krokiem do pojednania z ludźmi. Pojednać się ze sobą to w pierwszej kolejności zaakceptować historię własnego życia-to pojednać się z tym, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, takie potrzeby, taki właśnie świat duchowy i takie więzi z innymi. Choć czasem wydaje się nam, że jesteśmy do niczego to przecież każdy z nas jest jedynym i niepowtarzalnym arcydziełem Boga, powołanym z miłości do istnienia. Nie ma wśród nas dzieci nieplanowanych, niechcianych czy niekochanych przez Boga, gorszych czy lepszych. Każdy z nas otrzymał jedyne w swoim rodzaju dary i talenty. Nikt z nas nie jest dobry we wszystkim. Dlatego nie ma sensu analizować, porównywać, pytać dlaczego… i obwiniać kogokolwiek za swój los, za otrzymany dar od Boga.
Aby pokochać siebie trzeba również pokochać i zaakceptować swoje ograniczenia, słabości… również te niechciane…. – trzeba pokochać swój własny krzyż, pomimo że taki ciężki, trudny, upokarzający… i dostrzec w nim oczami wiary jedyną szansę dla siebie na wieczne szczęcie, wieczną radość i ostateczne zwycięstwo.
Przebaczyć samemu sobie swoje błędy i popełnione grzechy to uwierzyć w Boże Miłosierdzie, uwierzyć w to, że Bóg nas kocha BEZWARUNKOWO takimi jakimi jesteśmy, to uczyć się na własnych błędach z przeszłości, to wymagać od siebie, oraz stawiać sobie wymagania na dziś i jutro. Należy i trzeba pamiętać o swojej przeszłości, ale nie po to, by się zadręczać czy rozpaczać, lecz po to, by wyciągać wnioski i nie powtarzać minionych błędów, by kolejny raz nie potykać się o te same kamienie .
Pojednanie ze sobą daje wewnętrzny spokój, dystans do siebie i innych, do swoich i cudzych spraw. Często nie potrafimy, bądź z trudem nam przychodzi przebaczyć, darować, zapomnieć, pominąć milczeniem…. jak by nigdy nic, bo nie umiemy niestety pogodzić się z własnym bardziej lub mniej udanym życiem, bo nie potrafimy zaakceptować siebie, …a może by tak, mimo wszystko, zacząć kochać siebie…. a nie tylko swoje ciało, swoje cyferki.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 22 CZERWCA – Mt 6,19-23
PostNapisane: piątek 22 cze 2012, 00:01 
Oko jest lampą ciała. Jeśli więc twoje oko jest dobre, całe twoje ciało jest w światłości. A jeśli twoje oko jest złe, całe twoje ciało jest w ciemności.

Biblia to taka księga symboli. A słowa Jezusa to mistrzostwo w zamykaniu najniezwyklejszych pojęć w najbardziej zwięzłych i trafnych symbolach.

Oko – światło – ciało. Łańcuch ludzkich cech, w którym zamyka się logika naszego działania.

Oko to sposób, w jaki patrzę na świat. Mogę patrzeć, ale nie widzieć. Mogę też widzieć coś, czego tak naprawdę wcale nie ma. Mogę widzieć, bo chcę widzieć. Albo pomimo tego, że nie chcę widzieć. Ta prawidłowość dotyczy każdej sfery: fizycznej, duchowej, moralnej... Złe oko nie dostarcza ciału światła, lecz ciemność – to znaczy, że budzi w nas motywy działania, które są z gruntu fałszywe i szkodliwe. Szkodliwe zaś, bo prowadzą do zguby nas i otoczenie.

Jeśli więc źle się ze mną dzieje, przyczyna może tkwić w moim sposobie postrzegania świata, który wykształcił się we mnie pod wpływem wielu doświadczeń. Ale nie zawsze będę w stanie sam zdać sobie z tego sprawę. Czasem zrozumiem coś pod natchnieniem Ducha Świętego. Zwykle jednak mogą wystarczyć szczere słowa drugiej osoby, bylebym wziął je sobie do serca.

Osoby chore na anoreksję widzą siebie w ciele, które wciąż jest zbyt grube, nieatrakcyjne, które budzi w nich odrazę. Przez to same siebie mogą postrzegać jako nieudaczników, ludzi bezwartościowych... I co najgorsze, zaczynają widzieć potrzebę ukarania siebie samych. Ten moment kary, n.p. pozbawiania siebie jedzenia, jest dla nich jednocześnie momentem upragnionego triumfu nad własną nieudolnością. Jakże wielka to ciemność – powiedziałby Jezus patrząc na tak wypaczone myślenie.

Nie znam się na psychologii. Ale całe życie doświadczam odczuć homoseksualnych, więc wiem, że ten mechanizm także zaczyna się od... oka. Do dziś nie potrafię w pełni zaakceptować siebie pod kątem surowych kryteriów bycia mężczyzną. Chyba zawsze będę się czuł pod tym względem trochę gorszy, jakby niepełnowartościowy. Bo zawsze znajdą się jakieś braki. Bolesna zazdrość, jaką odczuwam, patrząc na innych facetów, przeradza się w pożądanie. Nie umiem być tak męski jak ty, nie widzę tej męskości w sobie, choć bardzo jej pragnę, więc pragnę ciebie... A przynajmniej chcę ciebie naśladować... Ciebie, którego zapamiętałem z wyuzdanego filmu lub zdjęcia... Dla tej niedoścignionej męskości doprowadzam swoje ciało do kompletnego upadku...

Zrozumienie tej zależności było jak wytrzeźwienie. Ale alkoholik nawet po wytrzeźwieniu i wielu latach abstynencji nie przestaje być alkoholikiem.

Prośmy i dbajmy o dobre oko, aby nasze ciała trwały w światłości.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 24 CZERWCA – Łk 1,57-66.88
PostNapisane: niedziela 24 cze 2012, 09:09 
Przecież nie ma nikogo w twojej rodzinie, kto by miał takie imię.

Uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela

Kto ma prawo decydować o losie i rozstrzygać o powołaniu człowieka, który właśnie przychodzi na świat? Czy ręce, w których spoczywa los dziecka, mogą temu dziecku dowolnie układać życie?

Dawniej ze spłodzeniem potomka, szczególnie płci męskiej, wiązano ściśle określone oczekiwania. Zarówno w rodzinach arystokratycznych jak i chłopskich. Ale i współcześnie dla wielu par – i to już niekoniecznie mieszanych – posiadanie dziecka to coś w rodzaju życiowego projektu, inwestycji. Funkcjonuje więc w kulturze przeświadczenie o prawie rodziców do posiadania dziecka, rozumiane bardzo dosłownie. Tak jakby dziecko stanowiło ich własność. A przecież to przede wszystkim dziecko ma prawo do posiadania rodziców, aby mogło poznawać świat i prawdę o nim, i wyrastać na takiego człowieka, jakim chce je widzieć Bóg.

Krewni Elżbiety i Zachariasza chcieli z góry i po swojemu zadecydować o dalszym życiu ich nowo narodzonego syna. Ale starsze już małżeństwo powiedziało stanowcze „nie”. Zachariasz i jego żona doskonale zdawali sobie sprawę, że ich dziecko jest darem Boga, bo dar ten otrzymali jako szczególną łaskę, przezwyciężającą wszelkie przeciwności. Wiedzieli, że Bóg już dalszą drogę Jana nakreślił i nie mieli ani zamiaru, ani odwagi, by tę drogę kwestionować. Mało tego, byli przede wszystkim za tę łaskę i zaszczyt głęboko wdzięczni.

A czy dzisiejsi rodzice potrafią spojrzeć na swoje dziecko przede wszystkim jak na dar, który został im powierzony, a nie jak na coś, czego się dorobili, w związku z czym mogą to coś „poddawać obróbce” tylko według własnego widzimisię?

Rodzicielstwo to trudna sztuka wyznaczania granicy. Dziecku i sobie. Granicy między matczyną i ojcowską odpowiedzialnością a wolnością dziecka we wzrastaniu do celów, do jakich zostało powołane przez Najwyższego. Rodzicielstwo to sztuka cierpliwości.

Bądźmy wdzięczni rodzicom, jeśli mieli w sobie tyle cierpliwości, by ufać naszym wyborom, ratować przed konsekwencjami tych złych i cieszyć się z konsekwencji tych dobrych.

Bądźmy wdzięczni, jeśli nie mają do nas żalu o to, że niekoniecznie jesteśmy akurat takimi synami i córkami, o jakich kiedyś marzyli.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 25 CZERWCA – Mt 7,1-5
PostNapisane: poniedziałek 25 cze 2012, 06:56 
Nie osądzajcie, abyście nie byli osądzeni.

Łatwo powiedzieć. Trudniej wcielić w życie. Dzisiejsze zdanie z Ewangelii aż huczy mi w głowie w różnych życiowych sytuacjach, ale na swoje odruchowe, emocjonalne reakcje wobec cudzego zachowania często niewiele mogę poradzić. Dobrze, że na ogół udaje mi się milczeć i nie wytykać cudzych błędów. Źle, że nie umiem na osobności, szczerze i z życzliwością wytłumaczyć drugiej osobie, że taka albo inna rzecz razi mnie lub przeszkadza, albo że uważam coś za niewłaściwe. Przez to nie poznaję racji drugiej strony i ten punkt zapalny pozostaje we mnie, ujawniając się przy kolejnej nadarzającej się okazji.

Wyjmij najpierw belkę z własnego oka, a wtedy przejrzysz i będziesz mógł wyjąć drzazgę z oka twego brata.

No właśnie. Często doskonale zdaję sobie sprawę z własnych błędów i głupot, które robię, ale jakoś nie idzie mi ich eliminowanie. Boję się coś z tym zrobić, przełamać się, albo nie znajduję w sobie wystarczająco dużo siły. I tak wolę chodzić z tą belką w oku. I głupim uśmiechem... No tak, taki ze mnie pajac, co chodzi z belką w oku, ale cóż, nie umiem jej wyjąć... Skoro jednak tego nie potrafię, to i moja krytyka pod adresem innych będzie kompletnie bezużyteczna i pozbawiona konstruktywności. Jeśli nie umiem pomóc sobie, to niby jak znajdę rozwiązanie cudzego problemu? Moje „dobre rady” będą wtedy tylko tanimi frazesami.

Tacy już jesteśmy, że nasz punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak kali ukraść krowę – dobrze, jak Kalemu ukraść krowę – źle. Można się z tego śmiać, ale bohater szkolnej lektury przynajmniej szczerze nazwał to, co chyba u każdego z nas siedzi gdzieś w podświadomości i nie daje się wykorzenić. Bo to w końcu element instynktu przetrwania, dbania o własne interesy. I jednocześnie kolejny przykład tego, jak ziemska, cielesno-umysłowa powłoka ogranicza człowieka w docieraniu do istoty Boskiej miłości.

Aby narodzić się dla Boga, trzeba obumierać dla świata, stopniowo zrzucać tę ograniczającą powłokę egoistycznych schematów myślenia. Jakie to trudne. Ale jak wiele daje satysfakcji, gdy się choć w części powiedzie.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 27 CZERWCA – Mt 7,15-20
PostNapisane: środa 27 cze 2012, 06:53 
Bo czy zbiera się winogrona z cierniowych krzaków albo figi z ostu?

Chciałbym dziś spojrzeć jakby z drugiej strony na słowa Jezusa o wilkach w owczej skórze. Czy nie jest tak, że przez zbyt grzeczny, budzący sympatię sposób bycia albo przez słowa wyrażone w jakiejś wyszukanej, kwiecistej formie sam nieświadomie mogę stać się takim ukrytym wilkiem, fałszywym prorokiem? Owszem, tego się boję. Aby moja chęć przypodobania się czy sprawienia komuś przyjemności nie doprowadziła mnie do wytworzenia sobie maski, za którą ukrywałbym inne, rozczarowujące, przerażające oblicze.

Pewnie dlatego nie lubię komplementów. No dobrze, lubię... ale tylko na chwilę, na ten moment miłego połechtania po moim ego. A potem są wątpliwości, wyrzuty... Za co mnie chwalisz? Nie zasłużyłem na to. Nie wiesz, jaki naprawdę jestem w środku, nie znasz moich wszystkich słabości, zła, które gdzieś tam wciąż we mnie siedzi... Nie możesz tego poznać, nie możesz zobaczyć... Tylko Bóg może, jedynie On widzi nasze dusze zupełnie nagimi, tak że nawet my sami nie potrafimy w ten sposób na siebie spojrzeć.

Pewnie dlatego lubię milczeć. Bo chociaż wstydzę się mówić o wielu rzeczach, nie chcę niczego wymyślać, udawać kogoś, kim nie jestem... to takie męczące. Więc przyjmij mnie takiego, jakim jestem. Jeśli koniecznie chcesz coś wiedzieć, zapytaj, jeśli nie – dziękuję, że dajesz mi do zrozumienia, że to nie jest takie ważne, że nawet jeśli... to nie pójdziesz sobie, to zostaniesz i może pomilczysz sobie dalej ze mną.

A owoce? Jakie owoce ja wydaję? Może są piękne i okazałe, budzą zachwyt, ale tylko na chwilę, a potem szybko pękają, usychają, zostaje po nich tylko żałosne i pełne politowania wspomnienie? Może tak jest, a może nie... Jak wiele czasu potrzeba, by się o tym przekonać? Nie wiem.

Mam jednak wiarę, że nawet jeśli byłem kiedyś cierniowym krzakiem, to w mocy Boga jest, abym stał się gałązką winorośli. Mam wiarę, że warto się starać, choć często nie wychodzi. A jeśli wierzę w siebie, łatwiej mi pozbywać się swoich masek.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 28 cze 2012, 09:50 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

Jezu! A co z nami? Co ze mną? Czy zapomniałeś o nas, o mnie- o duchowym nędzarzu, łajdaku… Przecież wiesz, że jest nam ciężko, bo otoczenie nas nie rozumie, nie toleruje… kościół stawia wymagania, na pytanie dlaczego wciąż nie ma jednoznacznej odpowiedzi-dyskusja trwa-naukowcy się spierają.
Czy Ty nie chcesz nas - mnie u siebie ?

Jak możesz nawet tak myśleć !
- by twoje życie miało sens Ja codziennie oddaję z miłości za ciebie na krzyżu swoje życie, ale ciebie nie ma, jestem sam i kilka osób, bo ty niby nie masz czasu… a tak naprawdę to… to wolisz basen, siłownię, rower… i dziesiątki innych bardziej atrakcyjnych zajęć… owszem przychodzisz w niedzielę i święta, ale tylko dlatego, bo taki obowiązek, bo tak wypada…
- codziennie zapraszam cie na najwspanialszą ucztę, chcę cie karmić, posilać swoim ciałem dającym życie wieczne, ale ty nie przychodzisz, dlaczego?... bo nie masz czasu,… a może nie chcesz zmienić swojego stroju… bo w tym co jesteś jest ci wygodniej..
- narzekasz na samotność, brak zrozumienia …..a Ja czekam całymi godzinami, by cię wysłuchać, by ci doradzić jak masz żyć, co masz robić, by wskazać ci właściwy kierunek… przychodzisz? jak często? … też nie masz czasu ?..a może już nie ufasz, nie wierzysz…
- całe dnie czekam na ciebie w konfesjonale, by ci przebaczyć, darować,… by cie podnieść z upadku, ale nie przychodzisz… bo widzisz w konfesjonale tylko kapłana, a nie Mnie,.. bo nie chcesz się pojednać- wolisz trwać w grzechu, wolisz własne, śmierdzące łachmany do których się już przyzwyczaiłeś niż szatę królewską, którą ci ofiaruję,... bo tak naprawdę wygodniej ci i przyjemniej leżeć w ,,bajorku” niż wstać i iść za Mną.

Robię co mogę - dla KAŻDEGO, i dla ciebie również przygotowałem super mieszkanie w niebie, ale czy ty z niego skorzystasz zależy tylko od ciebie. Ja szanuje twoją wolność, twoje prawo wyboru… Ale pamiętaj ! Chcieć to za mało!; trzeba pragnąć królestwa ze wszystkich swoich sił, każdego dnia, w każdej sytuacji, tak jak ryba pragnie wody, a roślina słońca, a wówczas każdy z nas może usłyszeć słowa „DZIŚ ZE MNĄ BĘDZIESZ W RAJU”. Być może nie będziemy wchodzić do królestwa niebieskiego główną triumfalną bramą zasług, ale mam nadzieję, że jeśli zaufamy, uwierzymy Jezusowi i wytrwamy przy Nim do końca, to On wprowadzi nas do królestwa niebieskiego boczną bramą miłosierdzia przeznaczoną dla małych, słabych, ubogich i pozbawionych jakichkolwiek zasług. I na to liczę.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 29 CZERWCA – Mt 16,13-19
PostNapisane: piątek 29 cze 2012, 06:45 
Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.

Uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła

Co jakiś czas media donoszą nam o różnych oddolnych reformatorskich inicjatywach w Kościele. Oto grupa księży czy biskupów opowiedziała się za zmianą podejścia Kościoła do takiej czy innej kwestii... Medialnie chwytliwe i nośne są tematy takie jak stosunek do rozwodników, którzy wstąpili w nowe związki, dopuszczalność antykoncepcji albo związków partnerskich. Odpowiednio podkoloryzowany temat umieszczony na głównej stronie internetowego portalu gwarantuje przyciągnięcie uwagi, wiele odsłon i gorącą dyskusję.

A w internetowej dyskusji padają także głosy kąśliwe, wygłaszane nie tylko przez ateistów, ale i po prostu ludzi, którzy tylko wyczekują okazji, aby dokuczyć Kościołowi. Ostatnio przeczytałem na jakimś forum ironiczne pytanie o to, czy jeśli wstąpienie w nowy związek po rozwodzie nie będzie już traktowane jak trwanie w grzechu ciężkim, to automatycznie rozwodnicy przebywający już w piekle zostaną przeniesieni do nieba...

Tak to jest, że podchodzenie do wiary na zasadzie nakazów i zakazów, zatrzymywanie się w duchowym rozwoju na poziomie przedszkola potrafią sprowadzić dyskusję o Bogu, Kościele i wierze na poziom absurdu.

Na czym zatem polega władza Kościoła, władza następców świętego Piotra, że samo niebo słowami Jezusa zobowiązało się do respektowania ich postanowień wobec wspólnoty wierzących?

Sądzę, że właśnie na spajaniu tej wspólnoty ideami, które wszyscy jej członkowie przyjmują. Postanowieniami, których zobowiązują się przestrzegać. Trudno mówić o prawdziwej wspólnocie w sytuacji, gdy każdy ciągnie w swoją stronę i robi, co chce. Mogę więc dziwić się stanowisku Kościoła w różnych sprawach, dyskutować o nim, zastanawiać się nad jego słusznością, ale dopóki ono obowiązuje, będę go przestrzegał, bo jestem współodpowiedzialny za tę wspólnotę i prawdziwie ciężkim grzechem byłoby, gdybym zaczął rozsadzać ją od środka. Święci Apostołowie robili przecież wszystko, by we wspólnotach panowała jedność.

Jezus nie przekreślił żadnego zapisu w Prawie. Jego nauka stoi natomiast ponad Prawem, bo nadaje mu właściwy kontekst i sens. Słowa Jezusa sprawiają, że Prawo przestaje być martwym zbiorem nakazów i zakazów, ale zaczyna żyć zasilane miłością Boga. Jeśli więc kochasz Boga i bliźniego, to wiesz, czemu to wszystko służy. I nie narażasz się na obłudę, przed którą Pan nasz tak bardzo przestrzega.


Góra
  
 

* * *
PostNapisane: piątek 29 cze 2012, 07:09 
Dobiega końca czerwiec... :)
W lipcu będę pisać trzy razy w tygodniu (środa, piątek, niedziela).
Jest nas już dość dużo - dzielmy się swoimi rozważaniami. Do odważnych świat należy!


Góra
  
 

„Wyratowany - z lwiej paszczy”
PostNapisane: piątek 29 cze 2012, 22:29 
„Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię, by się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i by wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wyrwie mnie Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mię, przyjmując do swego królestwa niebieskiego.” (2 Tm 4,17-18)


Razem z bratem i mamą, jako dzieci, jeździliśmy na „kolonie zuchowe”. Wtedy, w Warszawie i Krakowie, zwiedzaliśmy także ZOO. To były lata 80-te minionego wieku, strasznie dawne czasy... Pamiętam, jak mama panicznie bała się jaszczurek, węży i krokodyli. Za nic w świecie nie można było jej przekonać, by chciała je z nami oglądać. Zresztą, do dziś jest w domu panika, gdy tato krzyknie – „Uważać, mysz”!

W życiu można bać się małych stworzonek: pająków, myszek czy karaluchów. Gorzej jest, gdy już konkretny strach wzbudza w nas o wiele potężniejsze i bardziej groźne zwierzę. Chociażby lew. Nie było dla mnie wielką atrakcją oglądanie takich okazów w ZOO, ale mój brat – wręcz przeciwnie – z mistrzowską przebiegłością lubił się przekomarzać. Z lwami oczywiście. Choć nie tylko.

Nie dziwota, że podczas dzisiejszej wieczornej Mszy Św. śmiałem się w myślach, gdy padły słowa czytania: „zostałem wyrwany z paszczy lwa”, a ja przypomniałem sobie owo przekomarzanie brata, z lwami, w ZOO... Zaraz też ruszyła moja bujna wyobraźnia i w myślach, zobaczyłem inną przedziwną sytuację: samego Św. Pawła, który dumnie wyciąga własną głowę, spomiędzy kłów potężnego bydlaka o bujnej grzywie.

Ale, ale… Przecież tam, w Rzymie, Św. Paweł siedział akurat był w więzieniu i czekał na skazanie. O jakich więc „paszczach lwów” pisał Tymoteuszowi? Czy może został sam już wcześniej wyciągnięty na arenę, gdzie byli prowadzeni chrześcijanie, których kości miały później połamać ostre zęby drapieżców, ku uciesze mieszkańców Wiecznego Miasta? A może to tylko jakieś Pawłowe, literackie przejęzyczenie? Albo kod czy szyfr?... O – to by nawet pasowało. Kiedy przypomnę sobie wcześniejsze życie nawróconego Szawła, to troska, z jaką teraz głosił Chrystusa Zmartwychwstałego kazała mu zapewne zadawać sobie, po wielokroć, ważne pytania – o wierność, o zaufanie, o czujność, aby nie osłabła jego więź z Umiłowanym... Otóż: dla Pawła owe lwy, kły czy złowroga paszcza – to mogły być śmiertelne obawy czy nieustająca troska – by Jezusa w życiu nie utracić. Owo niebezpieczeństwo bardziej więc przypominało duchowe zmaganie – o wierność, o zapał, o zachowanie głębokiego pragnienia pójścia za Chrystusem – aż do końca.

Chwila, chwila. Myślę sobie jeszcze: Jak to możliwe, że ten Stary już Paweł, bardzo podeszły w latach Apostoł, pisze w jednym ze swoich ostatnich listów – akurat do Tymoteusz (sic!) – o swoich strapieniach i smutkach, i że tym razem „został wyrwany z paszczy lwa”? Czy ten zaprawiony w boju misjonarz jeszcze się czegoś w życiu lękał? To nieprawdopodobne! Przecież ten, kto się wydoskonalił już w miłości – jak napisze później Św. Jan – przecież nie doświadcza już lęku… Niezupełnie. Bo są niekiedy sytuacje, że gdy przychodzi doświadczenie takiej własnej ludzkiej małości, to zostaje tylko wzywać Bożej łaskawości...

A sami, nie mieliście takich sytuacji, że o podobnym zdarzeniu opowiadali Wam inni? Ostatnio, chociażby w SMSach, bardzo często czytam, że moje niepozorne słowa kogoś właśnie „wyrwały z paszczy lwa” – ze zmartwienia, osamotnienia, zagubienia, zapętlenia w zgubnym myśleniu albo bliskiej okazji do grzechu. Pozwalam sobie kilka zacytować.
„Po twoim SMS-ie musiałem to zmienić, żeby już bardziej sprawy nie spieprzyć, jak już to zrobiłem”.
„To ja Ci dziękuję – za Twoją czujność i przyjaźń”.
„Ten SMS właśnie uchronił moją duszę przed grzechem śmiertelnym”.
„Bardzo mi pomaga myśl, że nie jestem sam w zmaganiach”.
„Chociaż ostatnio bardzo pobłądziłem, to będę chciał jednak przyjechać i poprosić o spowiedź. Mogę liczyć na spotkanie?”

To nie wszystko... Ja sam, dzisiaj, otarłem się o podobne „lwie kły” – i trzeba mi będzie prędko skorzystać ze spowiedzi... Ale „kły” nie są straszne, i nie „lwia paszcza”. Przykra jest dopiero świadomość, że skończy się wszystko, gdy wykruszy się wiara, zmiażdży nadzieja albo „połknięta” byłaby miłość – przez drapieżną niemoc, nieufność czy zwątpienie... Od takich właśnie „paszczy” – uchroń i „wyrwij” nas, Panie!


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 1 LIPCA – Mk 5,21-43
PostNapisane: niedziela 01 lip 2012, 08:51 
Nie bój się, tylko wierz!

Wieści o cudownych uzdrowieniach dokonywanych przez Jezusa i o Jego niecodziennych naukach szybko się roznoszą. Zewsząd nadciągają tłumy, by spotkać niezwykłego Człowieka. Są tam przeróżni ludzie - zwykli ciekawscy, gapiowie, bogacze, biedacy, uczeni, żołnierze, a także wielu chorych, cierpiących i umierających – lub ich krewnych. W euforii tłumu związanej z pojawieniem się Nauczyciela miesza się ze sobą się wiele emocji. Jest tam także ogrom cierpienia połączonego z nadzieją.

Nadzieja umiera ostatnia. Wędrujący Jezus z Nazaretu dla wielu ludzi był wtedy jak ostatnia deska ratunku w chorobie i niedostatku. Docierały do nich niejasne informacje na Jego temat, niewiele z tego wszystkiego rozumieli... Ale nie mieli już nic do stracenia, więc biegli, pędzili, a w miarę, jak zbliżali się do Niego, ich nadzieja i pragnienie wzrastały w zawrotnym tempie, coraz bardziej przeradzały się w wiarę, w pewność, że Jezus jest Tym, który wybawi ich od cierpienia.

Ich wiara uzdrowiła każdego z nich. Wiara, która góry przenosi. W tej wierze zbliżyli się do Jezusa tak blisko – nie inteligencją czy rozumem, lecz sercem – że Jego Moc spłynęła na nich.

Jak zdobyć taką wiarę? Nie jest mi o nią łatwo w sytuacji, gdy niczego mi nie brakuje. Gdy wydaje się, że wszystko już jest poukładane, załatwione. Gdy nic mnie nie boli, nikt nie pogania i mogę oddać się relaksowi. Gdy wszystko mam zaplanowane, życie jest skrupulatnie wypełnione i wydaje się przynosić satysfakcję.

Ale bywa i tak, że wszystko zaczyna się walić: mój pomysł na życie, moje plany, zdrowie, relacje z bliskimi. Moje postrzeganie samego siebie. Nie rozumiem siebie, nie rozumiem świata, nie wiem, co mam robić. Zapaść. Ciemność.

Jednak nawet w tej ciemności jest Światło, które nigdy nie gaśnie. I to wtedy jest ono najbardziej widoczne. I chociaż nie wiem, co to za Światło i nie rozumiem, jak może mi pomóc – idę ku Niemu, bo nie mam nic do stracenia.

Taką właśnie wiarę mieli bohaterowie z dzisiejszego czytania. Taka wiara naprawdę przynosi owoce. Gdy moje serce wydaje się być znużone, zniechęcone chrześcijańską wędrówką, wracam pamięcią do takich chwil mojego życia. Czuję wdzięczność i wiem, że mimo wszystko ze swojej drogi nie zawrócę.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 03 lip 2012, 07:50 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Zaskakuje mnie postawa Tomasza- był jednym z dwunastu, wiedział, słyszał, tylu było świadków… a nie uwierzył, żądał dowodu i to bardzo mocnego -…jeśli nie zobaczę… nie uwierzę… Myślał logicznie: przecież nie mogli Go widzieć skoro umarł, przecież wszystko wydawało się stracone, przegrane,… całkowita porażka,… dookoła jedynie żal, rozpacz, smutek, poczucie klęski, zawodu, rozczarowania… Wbrew ludzkim oczekiwaniom rozbrzmiewa radosne Alleluja - Jezus żyje zmartwychwstał - grób pusty! Nic więc dziwnego, że Tomasz chciał się przekonać, zobaczyć, dotknąć… Spójrzmy na siebie – wierzymy w Zmartwychwstanie - tak wyznajemy, tak deklarujemy, a ile w nas obaw i niepewności, ilu wśród nas zagubionych i wątpiących. Wierzymy ?, a może też chcemy dotknąć, zobaczyć, przekonać się…, bo wydaje nam się, że…, bo tak do końca to... A Jezus jakby wbrew naszym oczekiwaniom-wątpliwościom mówi ,,Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Wiara sięga znacznie dalej i głębiej –poza horyzonty rozumu i nauki, poza ciasne przestrzenie ludzkiego pojęcia i wyobraźni.
Choć sam doświadczam radości i tajemnicy duchowego zmartwychwstania też trudno mi uwierzyć , że "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne." (Jan 3:16), że Bóg, mnie… takie nic, kocha bezgraniczną miłością,… że jest możliwe zmartwychwstanie dla narkomana, dla alkoholika, dla mordercy, dla … Ciężko uwierzyć, zrozumieć, pojąć… to sam Bóg w odpowiedzi na szczere pragnienie i ufną wiarę grzesznika radykalnie zmienia sytuację i wszystkich, bez wyjątku, zaprasza do życia z Nim, nie 60, 70 czy nawet 90 lat, ale całą wieczność i oferuje luksusowe warunki "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Pan Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują"- tylko jeden warunek- miłość!

…„Wierzę w... ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”.

Nawet wtedy,
gdy idąc przez życie spotkasz
Jezusa Krzyż...
Nawet wtedy,
gdy ci co nie mają nadziei
i liczą jedynie na ludzkie siły
śmieją się z twej prostej wiary...
Nawet wtedy,
po osądzeniu, upadkach,
poniżeniu i samotności...
Nawet wtedy,
gdy oczom głupich zdało się,
że to już koniec...
przyszedł Dzień
Zmartwychwstania!
Dzień Światła dla Ciebie!


Góra
 Zobacz profil  
 

Podnieś palec, niedowiarku!
PostNapisane: wtorek 03 lip 2012, 19:00 
W zeszłym tygodniu odwiedził naszą wspólnotę znajomy, który na co dzień pracuje w Afryce jako Misjonarz. Nie widzieliśmy się sporo czasu. Przyjechał do nas z jednym ze swoich przełożonych. Zwiedzali nasz klasztor i chcieli też zobaczyć podziemną kaplicę. Jako, że zewnętrzna krata była już zamknięta, poszliśmy na skróty – schodami i korytarzem. Nagle uświadomiłem sobie, że od jakiegoś czasu przejście zostało przebudowane i mieści się tam teraz salka, w której przyjmuje nasz ksiądz egzorcysta. Musiałem im więc krótko zapowiedzieć, że czeka nas „bliskie spotkanie” z atrybutami jego posługi.

Chłopaki byli żywo zainteresowani nie tylko podziemną kaplicą, ale też salką, w której przyjmuje egzorcysta. Wskazałem więc na Pismo Święte, figurę Maryi, relikwiarze. Powiedziałem, że pomieszczenie zostało wyciszone, ma podwójne drzwi, dodatkową ścianę oraz dźwiękoszczelne okno. Za parawanem leżał duży materac oraz długi sznur – lina holownicza. Nie bardzo się jednak zdziwili... Ów przełożony powiedział, że w swojej diecezji pełni podobną funkcję – kapłana posługującego modlitwą o uwolnienie. Nie jest to co prawda misja egzorcysty, ale taka modlitwa jest ogromnie potrzebna na „czarnym lądzie”, gdzie świeżo nawróceni ludzie – odwracając się od źródeł zła – doświadczają nierzadko nękania, bezsenności, niepokoju, bezsilności wobec niewyjaśnionych zjawisk w ich okolicy. Oczywiście nie zawsze jest to opętanie, lecz częściej dręczenie.

Kłopot w tym, że ludzie, zamiast dostrzec wartość modlitwy i sakramentów, szybciej woleliby wszystko wytłumaczyć diabłem i zaraz zobaczyć kapłana, który silnym głosem i podniesioną ręką, w geście rozkazu, zwraca się do ścian w domu, krów na zagrodzie czy psa w budzie albo mebli, które same niby się przesuwają – ze słowami uroczystego, liturgicznego obrzędu. Sęk w tym, że z kolei wcale nie jest im tak spieszno, by samemu wyrzec się zła oraz jakiegokolwiek do niego przywiązania: przystąpić do szczerej spowiedzi, wyrzucić posiadane amulety czy talizmany, zaniechać odwiedzin u wróżek albo szamanów.

Ów afrykański kapłan opowiedział, że do pomocy w swojej posłudze założył świecką „grupę rozeznania” – ludzi ugruntowanych już w wierze, mocnych duchem, którzy gdy trzeba – udają się nawet do domu, gdzie „straszy”, by modlić się i poznać co tak naprawdę dzieje się w miejscu, które zostało uznane za nawiedzone. Owa grupa modlitewna nosi nazwę „Fingers of Thomas” – „Palce Tomasza” i nawiązuje właśnie do Apostoła, który nie dowierzał zmartwychwstaniu Jezusa. Jednak owa wspólnota to nie zespół niedowiarków, lecz raczej ludzi, którzy proszą, by Bóg udzielił im łaski rozeznania i dał odpowiedź na trudną sytuację, z którą mieli się zmierzyć. Po takiej modlitwie, spotkaniu czy nawet nocowaniu w „podejrzanym domu” okazywało się często, że to, co wywołuje w ludziach strach czy niepokój, to nie wprost diabeł, który miałby zapanować nad danym miejscem, polem, zagrodą czy usidlić człowieka, ale brak pojednania, przebaczenia czy zewnętrzne słowa przekleństwa – wypowiedziane wprost, ale nigdy nie odwołane.

Historia z dzisiejszej Ewangelii oraz grupa „Palce Tomasza” budzą mój uśmiech i refleksję. Przypominają też jedyne w moim życiu spotkanie z egzorcystą, sprzed półtora roku. Uśmiech – bo widzę, jak rozeznanie pomaga w szukaniu tego, co najprawdziwsze: intencje, pragnienia, oczekiwania, zwłaszcza w życiu osób doświadczających pragnień homoseksualnych. Oraz budzą refleksję – bo widzę, jak ważne jest, by mieć przy sobie kogoś doświadczonego, kto przyjrzy się mojej własnej sytuacji nieco z boku i potwierdzi ją, albo zaprzeczy – a jeśli nawet nie, to da konkretny impuls dla dalszego rozeznania, w prawdzie – zwłaszcza w życiu osób doświadczających pragnień homoseksualnych...

Po mojej wcześniejszej terapii, po 2 latach beznadziejnej depresji, po sesjach i spotkaniach indywidualnych, po chorobie i takim wycieńczeniu, które nie dawało siły żyć, po mętliku myśli, kołowrotku wspomnień, po niepokoju i kłopotach ze spaniem przyszedł wreszcie impuls na taką właśnie rozmowę. W spotkaniu z egzorcystą wróciliśmy do przykrego epizodu: do słów terapeuty, które osłabiły mnie na kolejne niespełna 2 tysiące dni (prawie 6 lat). Tamto niepozorne „ćwiczenie”, zabieg terapeutyczny, „próba” – powaliły mnie z nóg. Osłabienie przyszło przez pracę pamięci, gruby żal, olbrzymią nieufność, które były prostym następstwem słów przeklęcia terapeuty. Uwolnienie nastąpiło po modlitwie wyrzeczenia i „odwołania” tamtego zdarzenia oraz zawierzenia się mocy Boga... Ale nie był wtedy potrzebny żaden spektakularny ryt, litry wody święconej czy sznur do związywania mnie :) ale potrzebna była pełna zaufania modlitwa. Wtedy też potwierdziło się od dawna noszone przeczucie w moim sercu, że powód był jakby poza mną; że z tego bólu i fatalnego splotu wydarzeń Bóg mnie kiedyś wyprowadzi... A może na moich dłoniach sam noszę „Palce Tomasza” – które każą pytać i szukać, by prawdziwie odnaleźć samego Pana?... Bardzo proste i jasne były słowa Jezusa skierowane do Apostoła Niedowiarka: „Podnieś swój palec i włóż do mego boku”. Dla mnie, dzisiaj, są one raczej zachętą: poczekaj, sprawdź, rozeznaj. Poszukaj, przypatrz się, bądź cierpliwy.

«Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę» (J 20,25)

Grupa rozeznania „Fingers of Thomas” – tam, w jednej z afrykańskich diecezji, wykonuje piękną pracę. Niesamowicie pomaga owemu kapłanowi w jego misyjnej posłudze. Jest pomocą w potwierdzeniu i rozeznaniu na to, że nie wszystko ma diabelski charakter. Jest okazją budzenia wiary i uczenia jej – zwłaszcza niedowiarków. Jest również świadectwem wobec ludzi – że zaufanie Bogu usuwa strach. Ale „Palce Tomasza” to błogosławiona praca – to symbol współpracy prawego, uczciwego rozumu z wiarą; to jakby symbol duchowych zmagań w rozeznaniu oraz symbol ludzkiego wysiłku – w zbliżaniu się ku Panu. A takie „zmęczenie” na pewno będzie przez Boga pobłogosławione!


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 4 LIPCA – Mt 8,28-34
PostNapisane: środa 04 lip 2012, 06:47 
Co mamy z Tobą wspólnego, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem, aby nas dręczyć?

Czym są tak naprawdę złe duchy, demony, o których często wspominają karty Ewangelii? Czy to tylko naiwne wyobrażenie tych, którzy żyli dwa tysiące lat temu i relacjonowali wydarzenia z udziałem Jezusa? Myślę, że nie. Dziś do wszelkiej ludzkiej ułomności coraz częściej podchodzimy w sposób metodyczny, naukowy. Psychologia i psychiatria wyjaśnia różne procesy w ludzkim umyśle i różne zachowania człowieka. Ale robi to na poziomie obserwowalnym, doświadczalnym. Na poziom duchowy już nie wkracza, a tam przecież może tkwić wiele odpowiedzi na dręczące pytania o złożoność ludzkiej osobowości.

Może więc warto, bym dziś cofnął się o wiele wieków wstecz i spojrzał na siebie samego tak, jak czyniono to w starożytności, w średniowieczu... Przecież moja osobowość składa się z wielu różnych części, które ze sobą dyskutują, kłócą się, wzajemnie odbierają sobie kontrolę nad moim zachowaniem... Jest jeden duch, o którym wiem, że jest prawdziwym mną – ten, który tęskno spogląda za światłem Bożej Miłości, ufa temu światłu i chce iść za nim. Jest głos Ducha Świętego, który radzi, ostrzega i pomaga... I jest także wiele demonów, które uprzykrzają codzienne życie. Demon złośliwości i bluźnierstwa, demon próżności i seksualnych obsesji, demony zarozumialstwa, skąpstwa, nieufności...

Te wszystkie demony w zderzeniu ze Słowem Ewangelii naprawdę krzyczą. „Zostaw nas w spokoju Jezusie, my też chcemy mieć coś z życia, przyjdź kiedy indziej! Opuść naszą krainę, co Tobie do tego, co my tutaj robimy!” Spierają się z moim prawdziwym „ja”, odwracają uwagę od tego, co dobre i godne. Robią to w rożnych sytuacjach: w czasie spotkań z bliskimi, w czasie pracy, podczas modlitwy i na Eucharystii. One chcą nadal egzystować, realizować swoje potrzeby i zachcianki. Noszę je w sobie, czy tego chcę, czy nie.

Cóż mogę zrobić? Sam z nimi walki nie wygram. Ale mogę powierzyć je Bogu. Otworzyć bezradnie przed Nim swoje wnętrze, by widział, że niczego nie ukrywam, także faktu, że sobie z tym wszystkim nie radzę... On mnie uwolni i da mi wytchnienie, bo nie chce, bym się tym wszystkim zadręczał. On widzi moją walkę i moje rozterki. I będzie sądził mnie sprawiedliwie.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 05 lip 2012, 10:07 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Wstań, weź swoje łoże i idź...

Podobne słowa słyszę codziennie rano, wstań, zostaw swoje łoże i idź…, choć ci się nie chce, choć czasem ciężko ci wstać bo… kręgosłup bardzo dokucza, ciśnienie skacze, a w głowie kłębowisko myśli… wstań i choć za mną. Bez własnego scenariusza, bez gotowego planu , bez terminarza, .. z radością przyjmuję ten dar czasu - każdy dzień i to wszystko co dzień dzisiejszy przyniesie- bądź wola Twoja… żyję, jeszcze mogę wstać, jeszcze Bóg daje mi taką szansę, taką możliwość… i za to jestem Mu wdzięczny. Rozumiem paralityka z dzisiejszej ewangelii, byłem w bardzo podobnej sytuacji, choroba…. nagle zaskoczyła i ,,sparaliżowała” - bolesna i przykra lekcja pokory i szacunku dla życia. Tak łatwo i tak często narzekamy, że ciężko, że trudno… a drobiazgami sami sobie zaśmiecamy życie, nie potrafimy oddzielić spraw naprawdę ważnych od tych ważnych ale tylko z pozoru, stajemy się niewolnikami własnych planów, ambicji, oczekiwań, wymagań… i zapominamy o celu do którego dążymy. Przygniata nas nasza przeszłość, a przyszłość przeraża nas. Nic więc dziwnego, że tracimy radość życia i wewnętrzny spokój bo brakuje nam wiary, że można inaczej żyć…. inaczej patrzeć na życie, na świat, by się przekonać wystarczy ,,spacer” korytarzem szpitala lub alejkami cmentarza - i to co takie ważne staje się nieistotne, a szereg wielkich problemów staje się małymi, tak małymi że samoistnie znika. Dlatego wciąż słyszę: wstań- zostaw swoje łoże w którym ci tak wygodnie, do którego się przyzwyczaiłeś ….wstań, bo można…- jeszcze można: inaczej, mądrzej, lepiej… niż dotąd… za tydzień, za rok, a może za lat kilka będzie to już niemożliwe… wstań… i idź… nie swoimi ścieżkami, ale idź za mną – bo "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.”
Wstań,.. i idź! … dzisiejszy dzień może być ostatnim…


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 6 LIPCA – J 4,34-38
PostNapisane: piątek 06 lip 2012, 09:30 
Ja posłałem was, abyście zbierali plony, chociaż nie trudziliście się nad nimi wcześniej. Inni pracowali w znoju, a wy skorzystaliście z ich wysiłku.

„Dziękujemy ci zas(..)na Polsko” – obwieścił niedawno transparent na jednym z salonów samochodowych, którego właściciele poczuli się – pewnie nie bez racji – oszukani przez urzędników skarbówki. Tylko, że... właśnie. Przez urzędników, konkretnych ludzi. A co ma do tego Polska, co Ona winna? Dlaczego dziś byle pretekst wystarczy, by tak ostro manifestować nienawiść do własnego kraju?

Nie my go wymyśliliśmy, nie my o niego walczyliśmy, do niedawna nie my go urządzaliśmy. A korzystamy. I jeśli czegoś w Polsce brakuje, głośno wyrażamy swoje niezadowolenie, bo przecież nam się należy. Winnymi braków i niepowodzeń są zwykle jakieś bliżej nieokreślone grupy trzymające władzę, politycy, złodzieje... Winne jest państwo. „Ich” państwo.

Łatwo jest się pastwić nad cudzym dziełem... Ale to dzieło jest, istnieje realnie, fizycznie, działa. To prawda, nie jest skończone. Wciąż wymaga pracy. Więc może przyłączysz się, podzielisz się swoim talentem, pomysłami... Że co? Że nic się już z tym nie da zrobić? Że ty byś to zrobił zupełnie inaczej? A w ogóle to nie jest twoje dzieło?

Owszem, jest. Są takie dzieła, których twórcy cieszą się, choć sami nie czerpią z nich korzyści. Cieszą się korzyściami swoich następców, kolejnych pokoleń. Tak jak rodzice cieszą się, gdy mogą wesprzeć materialnie marzenia swoich dzieci.

Cóż to za żniwiarz, który spojrzawszy na żniwo stwierdza: co to w ogóle jest, ja tego nie siałem, żąć nie będę, mam to gdzieś..?

Żniwem jest wszystko, co otrzymujemy od poprzednich pokoleń. I od Boga. Ojczyzna, wiara, dziedzictwo kulturowe... Nie bądźmy jak świnie, przed które ktoś rzucił perły. Przyjmijmy to wszystko z wdzięcznością i troską, i rozwijajmy dalej, bo mamy do tego i zdolności, i zobowiązania.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: piątek 06 lip 2012, 17:29 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): niedziela 01 lip 2012, 21:18
Posty: 35
Mądre słowa Przyjacielu!
Pewnego dnia cesarz Napoleon zagadnięty na temat życia, tego, co robi, jego budzącej podziw aktywności powiedział - Musimy dążyć do tego, by czegoś dokonać, byśmy nie żyli na próżno, aby na piaskach czasu pozostał nasz ślad.... Ślad, z którego korzystać będą pokolenia, ślad, który nie jest tylko moją własnością, ślad, który nie tyle mówi o mnie samym ile stanowi kwintesencję wszystkich podejmowanych wysiłków służących dobru innych, nie wyłączając oczywiście mnie, póki moje oczy delektują się słonecznymi promieniami. Wreszcie ślad, za który czyniąc go winienem brać pełną odpowiedzialność - Odpowiedzialność wobec Boga, człowieka i historii.Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 8 LIPCA - Mk 6,1-6
PostNapisane: niedziela 08 lip 2012, 06:33 
Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i we własnej rodzinie prorok może być tak lekceważony.

Sprawy codzienne, zwyczajne, pospolite przesłaniały mieszkańcom Nazaretu słowa Jezusa tak bardzo, że wielu z nich uniemożliwiły zupełnie pobudzenie w sobie jakiejkolwiek wiary. Znali Jezusa od dzieciństwa, znali Jego rodzinę. Dla nich to był zwykły cieśla i syn cieśli, więc powinien zajmować się swoim fachem. On tymczasem wygłasza jakieś nowe nauki, uzdrawia... Odbiło Mu? Machali ręką z lekceważeniem, odchodzili.

Możemy się w pierwszej chwili dziwić temu wydarzeniu. Nauczanie Chrystusa zawiodło, Jego działanie nie przyniosło spodziewanego owocu? Jak to... Czyżby Boże Słowo było tak słabe? Trzeba sobie jednak uświadomić, że jak w każdej rozmowie, której uczestnicy szanują się wzajemnie, przyjęcie Słowa wymaga chęci wysłuchania i zrozumienia. Jeżeli tej chęci brak, jeżeli zamiast tego, co ktoś mówi, ważniejsze jest, skąd ten ktoś się wziął, jak wygląda – jeżeli forma staje się ważniejsza od treści – to żadnego owocnego przekazu w tej rozmowie nie ma.

Nazarejczycy przyprawili Jezusowi taką Gombrowiczowską „gębę” – według tego, co o Nim do tej pory wiedzieli i sądzili. I koniec, więcej ich nie interesowało.

Każdy z nas może odczuwać – słabiej lub mocniej – że ma przyprawioną jakąś gębę. Przykre jest, gdy to gęba osoby nieporadnej, pełnej wad i słabości, która niewiele w swoim życiu może osiągnąć i zmienić. W ramy takiego wizerunku często się wpasowujemy, zaczynamy w ten wizerunek wierzyć... Skoro „wszyscy” uważają mnie za nieudacznika, za dzikusa, tchórza – to znaczy, że taki jestem. Skoro dziwiliby się, gdybym zaczął coś w swoim życiu zmieniać, to nie będę nic zmieniać, po co prowokować zbędne komentarze, reakcje zaskoczenia... Przyjmę kształt tego naczynia, w które mnie wpakowano, i będę siedzieć cicho.

I ile można wytrzymać, tak cicho siedząc? Rok, pięć lat, dziesięć? Aż frustracja z powodu znienawidzonego życia doprowadzi cię do chęci skończenia ze sobą?

Dlatego nie siedźmy cicho, nie bójmy się zmian, nie bójmy się zaskakiwać... Stłuczmy przyprawione gęby, wyjmijmy te dary, które w sobie mamy, zacznijmy ich używać. Nie wszystkim się to spodoba. To nie możliwe, by wszystkim dogodzić. Ale niech podoba się Bogu, niech On wyznacza nam kierunek. Cała naprzód!


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 11 LIPCA – Mt 19,27-29
PostNapisane: środa 11 lip 2012, 06:56 
I każdy, kto ze względu na Mnie opuści dom, braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć więcej otrzyma i będzie miał udział w życiu wiecznym.

To pytanie powraca i powracać będzie: co z tego będę miał, że za Tobą staram się iść Jezu? Co za to otrzymam, że zakończyłem swoje dawne związki, porzuciłem randki z fajnymi chłopakami, że staram się pilnować swoich spojrzeń i zachcianek, że swoje ciało staram się zachowywać w czystości? Wiem, że początkowo nie robiłem tego ze względu na Ciebie – raczej ze znudzenia i zmęczenia... Przerażenia przyszłością... Ale wtedy pojawiłeś się Ty i pomyślałem: kto jak kto, ale Ty mi pomożesz, pokażesz dalszą drogę...

Bez Ciebie bym tyle nie wytrwał. I tak nie wytrwałem we wszystkim. Parę razy zamarudziłem, pogubiłem się, dałem Ci spory powód do zniecierpliwienia... Ale już jestem, wróciłem.

To wszystko, o czym mówisz, brzmi pięknie, ale jest równie piękne, co trudne – do zrozumienia, wyobrażenia sobie. Nie jestem pewien, co znaczy życie wieczne z Tobą, co takiego od Ciebie i Twojego Ojca mogę otrzymać. Ty się nie dziwisz, wiesz, że nie mogę wyobrazić sobie czegoś, co jest zupełnie inne niż wszystko, co znam z tego świata.

Chociaż... Jest wiele momentów, w których – tak jak fale przypływu – dobre myśli wypełniają moją duszę i wtedy zmysłem serca czuję jakby przedsmak Twojej nagrody.

Ale jest równie wiele momentów, gdy odwracam głowę, wspominam, wątpię, biję się ze sobą i ze swoimi obsesjami. Nie wyrwałem się jeszcze zupełnie z ich objęć. Ta walka to szkoła życia z Tobą. Gorzko-słodka mieszanka. Jakże często słuszna i dobra decyzja wydaje się mieć gorzki smak, podczas gdy uleganie własnej słabości i głupocie to sama słodycz.

Ale słodycz słabości zabija duszę. Niszczy wrażliwość, depcze piękno, zamienia życie w mdłą papkę, obrzydliwy kogel-mogel.

Po raz setny, tysięczny, dziesięciotysięczny zostawiam za sobą te słabości. Ze względu na Ciebie. A nagroda... Już samo podążanie za Tobą jest nagrodą.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 13 LIPCA – Syr 2,7-11
PostNapisane: piątek 13 lip 2012, 06:37 
Wy, którzy boicie się Pana, oczekujcie Jego zmiłowania, nie zbaczajcie z drogi, abyście nie upadli.

Podążanie drogą to najprostsza, a zarazem najbardziej wymowna metafora życia. Nie zbaczać z drogi – tę zasadę staram się mieć zawsze w pamięci. Z której drogi? - można zapytać. Z tej, po której parę, paręnaście kroków przede mną idzie Jezus, czyli Ktoś, kto chce zaprowadzić mnie do Ojca, do źródła Miłości. Nie żąda za to zapłaty, nie narzuca zobowiązań... Jedyne, czego oczekuje, to abym ja tą drogą iść chciał.

Chcę. Ale droga, jak to droga... nie wiedzie w próżni. Wokół mnie, z lewej, z prawej strony – świat pełen wrażeń. Ciekawość sprawia, że nie mogę się oprzeć temu, by na chwilkę przystanąć, jedną nogą zejść z drogi. Póki Jezus nie patrzy, może nie zauważy... Bo tam dalej, za żywopłotem, za krzakami, gdzieś obok, inni ludzie – idą, chodzą tak, jak chcą, śmieją się, bawią. Może ja też spróbuję? Prześlizgnę się, tylko na chwilę, przecież jest dużo czasu, no Jezusie drogi, o to chyba nie będziesz na mnie się gniewać...

No więc zszedłem. Na chwilę, na kwadrans, godzinę. Zaraz, zaraz, ale ja tu już kiedyś byłem. Byłem i to nawet przez dość długi okres... I to wszystko, choć miłe, tak często kończyło się przecież upokorzeniem, smutkiem, straszliwą tęsknotą... Po co mi to? Czy mam wałkować ten sam schemat po raz kolejny?

Wracam. Niepokoję się, bo mój Przewodnik już na pewno dawno zauważył, że gdzieś się zapodziałem i zniknąłem... Może zniecierpliwił się i poszedł sobie? Ja na Jego miejscu już chyba dałbym sobie spokój...

Ale On jest. Czeka. Nie krzyczy... Ma tylko nadzieję, że wróciłem z własnej woli. I że to, co przed chwilą zobaczyłem, pozwoli mi wyciągnąć wnioski, pozwoli zapamiętać, po co tu jestem.

Dobrze jest być jednym z bojących się Pana... Ale tak naprawdę nie boję się Jego. Boję się raczej samego siebie, bym nie zawiódł, nie przekombinował, nie zgubił drogi, którą mnie prowadzi. Panie, pilnuj mnie i nie pozwalaj mi na to.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 15 LIPCA – Ef 1,3-14
PostNapisane: niedziela 15 lip 2012, 06:58 
On wybrał nas w Nim przed stworzeniem świata,
abyśmy byli przed Nim święci i nieskalani w miłości.


Wierzę, że Bóg Ojciec jest moim Stwórcą, że to On powołał mnie do życia. Wiem, że uczynił to z miłości, miłość zaś ma to do siebie, że nie zniewala, lecz obdarza wolnością. Miłość pragnie odwzajemnienia, ale do niego nie zmusza. Tylko zaprasza.

Bóg sprawił, że pojawiłem się na świecie, bo zapragnął rozmowy, dialogu – właśnie ze mną. Zapragnął tego na samym początku. I uczynił nas: mnie, ciebie Bracie i Siostro, nas wszystkich.

On pozwolił – i pozwala nadal – bym przechodził przez różne doświadczenia, przekonując się w ten sposób na własnej skórze o wartości dobra i miłości. On chce mnie wysłuchiwać. Chce, abym dzielił się z Nim swoimi trudnościami, troskami, przemyśleniami, swoją radością. Bo na tym polega miłość.

W tej miłości właśnie powinniśmy być nieskalani przed obliczem Boga. Niekoniecznie zaś w tym, co z natury rzeczy nieskalane pewnie nigdy nie będzie... Czystość, odwaga, siła woli, uczciwość – wszystko to są piękne dary, które Bogu staram się zanosić, ale wiem, że nie zawsze mnie na nie stać. Ważne jest to, bym swoich słabości czy upadków nie ukrywał, nie zasłaniał przed Bogiem, tylko powierzał Mu je, rozmawiał o nich, odnosił do swojej z Nim relacji. Relacji miłości.

Dlatego – drogi Bracie, miła Siostro – kiedy się potkniesz, niech Cię nie dręczy niepokój i wstyd, nie zadręczaj się myślą, że sprawiasz Bogu zawód. Weź głęboki wdech. Nawet jeśli trwasz w upadku już długi czas, nie czuj się wyrzutkiem. Działaj. Zanieś to wszystko przed oblicze Boga. Nie owijaj niczego w bawełnę. Niech Pan zobaczy, że Mu ufasz. W miłości nie ma tajemnic.

Nieważne, w jakim bagnie tkwisz. Odwzajemnij miłość Boga, a Zbawienie będzie na wyciągnięcie ręki.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 18 LIPCA – Mt 11,25-27
PostNapisane: środa 18 lip 2012, 06:31 
Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś to przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś tym, którzy są jak małe dzieci.

Czasem trzeba przestać się modlić słowami, a za to pomilczeć, ukradkiem i z nieśmiałością zaglądając w przedziwne oblicze Boga.

Czasem trzeba schować krzyże i święte obrazki, a za to otworzyć okno, zrobić parę głębokich oddechów, poczuć zapach kwiatów i promienie słońca, usłyszeć śpiew ptaków.

Czasem trzeba odłożyć święte książki i katechizmy na półkę, a za to spojrzeć na twarze ludzi wokół, wypatrywać ich uśmiechów i zacząć je odwzajemniać.

Czasem trzeba zapomnieć o wszystkim, co mądrzy teologowie napisali o Bożej Miłości. I odnaleźć ją w sobie. Jak dawno zapomniany, niedoceniony dar.

Czasem trzeba całą swoją wiarę, która jakoś po prostu nie działa, rozłożyć na czynniki pierwsze, i zacząć składać od nowa, rozpoczynając od tego, co naprawdę ważne. Od Boga, który Jest. Wszędzie i zawsze. Nie trzeba się nad Jego obecnością zastanawiać, tak jak małe dzieci nie zastanawiają się nad tym, że Mama i Tata po prostu są.

Najpierw więc bądź jak mały, ufny dzieciak. Zobacz Ojca, który Jest w niebie, i ukochaj Go. Potem bądź jak ciekawski i pilny uczeń. Poznaj Słowo niesione przez Syna, zobacz cel swojego istnienia, naucz się prosić i otrzymywać. Na końcu zaś bądź jak dzielny wojownik. Mądrze używaj swej wiary, świadomie czyń znaki i dawaj świadectwo dzięki darom Ducha.

Ale nie przestawaj po dziecięcemu dziwić się, patrzeć, słuchać, uśmiechać się i ufać, bo poznawanie Boga nigdy się nie kończy.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 19 lip 2012, 06:26 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).

Przyjdźcie do Mnie wszyscy-czekam na Was. To zaproszenie, skierowane przez Jezusa dzisiaj – do nas, do mnie i do Ciebie Drogi Bracie, Droga Siostro! Jezus zaprasza mnie… niczego nie oczekuje - nie chce prezentów, wielkich słów… monologów… chce, abym przeszedł do Niego z tym wszystkim, co noszę w swoim sercu: ze swoimi radościami, smutkami, wątpliwościami, pytaniami… co mam robić? jak mam żyć, aby życia nie przegrać? aby nie znaleźć się znów w rynsztoku ? Komu ufać?
Jezus wie, że szukam pokrzepienia, pocieszenia, zrozumienia, życzliwości,… że szukam człowieka, któremu chciałbym o sobie szczerze powiedzieć… dlatego zaprasza i czeka… Jezus chce dzisiaj, teraz, po raz kolejny wejść w moją codzienność, w moje szare życie, w moje trudne, a nawet beznadziejne sprawy, chce mnie widzieć..nie wystarczy krótka telefoniczna rozmowa-modlitwa, niekiedy wysyłany sms- akt strzelisty, to za mało, bo On mnie kocha… On pragnie mojej obecności… szczerości, zaufania, miłości… i czeka tydzień, dwa…. a może i dłużej. Czasem przychodzę.. nie z obowiązku.. tak po prostu - z potrzeby serca, ale tylko na chwilę, przeważnie, by Ci powiedzieć.. czego od Ciebie oczekuję , później wychodzę.. bo Ty zaczynasz mówić… wytykasz błędy… stawiasz wymagania… ja nie lubię słuchać…taki jestem… wolę, by to mnie słuchano. Smutne, ale prawdziwe. Jakże musi boleć Jezusa moja obojętność, lekceważenie, powątpiewanie i brak zaufania… przecież poszedł za mnie na krzyż, przecież „do końca nas umiłował”… przecież pozostał, by być z nami… i wciąż czeka!

Jezu! Proszę Cię, wybacz .. daj kolejną szansę… Ty wiesz wszystko...znasz każdy zakamarek mojej duszy, nawet ten najbardziej mroczny i grzeszny..., pomóż mi uwierzyć i zaufać... tak całkowicie, tak do końca, na zawsze !


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 20 LIPCA – Mk 4,1-10.13-20
PostNapisane: piątek 20 lip 2012, 06:43 
Kto ma uszy do słuchania, niech słucha!

Pamiętam, jak katechetka w podstawówce – mądra kobieta – próbowała wytłumaczyć nam, jak może wyglądać dobra spowiedź. Mówiła, że wyliczanie grzechów w stylu stwierdzeń: „trzydzieści razy kopnąłem kolegę” itp. mija się z celem, że dużo mądrzej byłoby spróbować odnieść swoje postawy, swoje życie na przykład do obrazów z przypowieści. Powiedzieć choćby tak: „moje życie jest podobne do drogi, na którą padło ziarno...”. I choć nigdy w tak dosłowny sposób nie skorzystałem z tej rady, to jej sens towarzyszy mi zawsze podczas rozmyślań nad rachunkiem sumienia.

W dobrze znanej przypowieści Jezus mówi o rozsiewanym ziarnie. I choć sam wyczerpująco tłumaczy uczniom sens wszystkich porównań, to są tam niuanse, nad którymi warto się pochylić i zastanowić.

Pierwsza wątpliwość może dotyczyć relacji między symbolami ziarna i gleby. Czy ziarno to Słowo Boże, a gleba to symbol konkretnego człowieka? Otóż nie do końca... Gleba to raczej symbol ludzkiej postawy, a każdy człowiek może przyjmować przez całe życie wiele różnych postaw. Więc może to właśnie ziarno jest symbolem człowieka? Też niezupełnie, bo w tym przypadku siewca jest źródłem Słowa... Myślę, że to konkretna czynność – akt zasiania ziarna – jest najważniejszym symbolem, pokazującym, że Bóg mówi do człowieka. I w każdym konkretnym człowieku, w jego konkretnej sytuacji życiowej Słowa Boga spotykają się z określoną postawą: odrzuceniem, obojętnością, krótkotrwałą fascynacją, szybko zagłuszanym zachwytem, w końcu – gdy przyjdzie na to odpowiednia pora – z dojrzałą akceptacją i odpowiedzialnym pielęgnowaniem.

Druga wątpliwość jest taka: skoro to siewca sprawia, że pewne ziarna padają na drogę, inne na skałę, jeszcze inne na żyzną glebę – czy to nie siewca właśnie jest odpowiedzialny za los Słowa w człowieku? I czy nie oczekuje ode mnie zbyt wiele, gdy wiele rzeczy ode mnie wcale nie zależy? Gdy po prostu nie jestem (jeszcze) w stanie przyjąć Jego słów? Lecz może właśnie na tym polega mądrość Bożego Siewcy, że nawet mając świadomość, że nie każda gleba wyda plon, nie przestaje siać. Nie przestaje mówić nawet wtedy, gdy wydaje się, że nikt nie słucha. Inwestuje swój czas i energię nawet w beznadziejne przypadki.

Pomyśl o tych momentach swojego życia, gdy byłeś daleko od Boga. Czy teraz widzisz, że On mimo wszystko był obok i chciał ci coś powiedzieć? Czy gdyby Go tam wtedy nie było, dzisiaj byłbyś tym, kim jesteś?


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: sobota 21 lip 2012, 14:22 
Offline

Dołączył(a): wtorek 03 sty 2012, 14:49
Posty: 222
Miejscowość: Rzeszów
[Mt.13,24-30]

"Trudne to, co mówi Jezus. I nawet trochę dziwne. Bo przecież tak bardzo byśmy chcieli w naszym "świętym" zapale walki ze złem wyrwać wszystkie chwasty, zniszczyć wszystkie potencjalne zarodki zła, żyć w świecie, w którym dobro i zło są wyraźnie oddzielone od siebie. A On tymczasem mówi: "pozwólcie obojgu róść aż do żniwa". Gdy misją chrześcijanina staje się walka ze złem, łatwo o zagubienie Dobrej Nowiny. Koncentrując się na wyrywaniu chwastów łatwo wziąć za zły owoc, co musi jeszcze przez pewien czas dojrzewać. Żniwa nadejdą, ale nie przyśpieszajmy ich. Bł.Jan Paweł II wielokrotnie przestrzegał, byśmy walczyli nie przeciwko komuś, ale o coś. Trzeba nie tyle walczyć ze złem, ile walczyć o dobro. To naprawdę bardzo odmienne metody działania." / Zbigniew Nosowski w: "Gość Niedzielny" nr 29 z 22 lipca 2012r. /


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 22 LIPCA – Ef 2, 13-18
PostNapisane: niedziela 22 lip 2012, 06:35 
Lecz teraz wy, którzy niegdyś byliście daleko, w Chrystusie Jezusie staliście się bliscy dzięki Jego krwi.

Gdy myślę o relacji człowieka z Bogiem, zdaję sobie sprawę, jak odmiennego sensu nabierają słowa „blisko” i „daleko” od sensu fizycznego, geograficznego czy czasowego. Można być w kościele i mieć przed sobą Najświętszy Sakrament, a być od Boga bardzo daleko. Można przebywać w obcym, nieprzyjaznym miejscu, nie mogąc liczyć na duszpasterską ani żadną inną ludzką pomoc, a doświadczyć niezwykłej bliskości Boga.

Wymiar fizyczny nie wytrzymuje, zupełnie nie ogarnia relacji Stwórcy ze stworzoną przez Niego istotą. Bóg panuje nad miliardami galaktyk, z których każda zawiera miliardy słońc. Człowiek – także wszyscy „wielcy ludzie”: władcy, filozofowie, celebryci – zamieszkuje tylko jedną z wielu planet, małą, błękitną kropkę, unoszącą się jak drobinka pyłu w przestrzeni. Dlaczegóż by ten wielki Bóg chciał przejmować się losem jakiegoś człowieka, pyłku zamieszkującego pyłek?

A jednak Bóg przejmuje się. Przejmuje się losem każdego, dla każdego ma czas, zawsze, wszędzie. Jakby na pytanie: „Boże, czy znajdziesz dla mnie chwilę?” – odpowiadał: „Ja dla ciebie mam czas nieograniczony”. Każdego Bóg traktuje indywidualnie. Nie każe zgłaszać się w grupach ani umawiać się na określone godziny. W końcu... to On sam jest i czasem, i przestrzenią, i każdą cząstką miłości jaka w tej czasoprzestrzeni się objawia. Widać Jego wolą jest, by skala geograficzna nie miała nic wspólnego ze skalą duchową.

Zbawienie dotyczy całego stworzenia. Trudno nam to pojąć, gdy patrzymy na bezmiar kosmosu, bo nasza codzienna perspektywa nie wykracza poza miejsca i wydarzenia na naszej planecie. Dwa tysiące lat temu trudno było pojąć Izraelitom, że Chrystus przybył zbawić nie tylko ich, ale wszystkich ludzi, zamieszkujących wszystkie krainy, aż po krańce ziemi. Świętemu Pawłowi dana była łaska zrozumienia tej prawdy, dlatego nie ustawał w głoszeniu Dobrej Nowiny tam, gdzie tylko był w stanie dotrzeć.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 24 lip 2012, 08:46 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

Dość często na forum zwracamy się do siebie Bracie, Siostro i dobrze- bo wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca - „ Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy”. Z reguły każdy dzień rozpoczynamy „ W imię Ojca i … ”, a naszą codzienną modlitwę zaczynamy od słów „ Ojcze nasz…. ”. W natłoku codziennych kłopotów, problemów , zabiegania nie zastanawiamy się, nie zdajemy sobie sprawy z wagi tych słów, z faktu jak wielkim zaszczytem jako stworzenie z natury słabe i grzeszne zostaliśmy obdarowani przez Stwórcę. To On wszechmocny Bóg pozwala nam nazywać Siebie – Ojcem. W dzisiejszej ewangelii Jezus mówi ,,kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” czyli Kimś bliskim, drogim, niezwykle ważnym… Jezus, chociaż zna moją słabość pragnie zaliczyć mnie do grona swoich najbliższych, tylko czy ja się do tego nadaję? czy ja tego szczerze pragnę?
Bóg moim Ojcem, Jezus moim Bratem-a mimo to w moim sercu zamiast radości, szczęścia, zadowolenia… tyle lęku, obaw, przygnębienia … Dlaczego ? dlaczego czasem wydaje mi się, że Bóg o mnie zapomniał… że moje życie takie szare, zwykłe, nijakie… dlaczego inni to… można tak pytać, oskarżać, mieć pretensje… tylko do kogo? …Chyba tylko i wyłącznie do samego siebie..., bo tak naprawdę to czasem nie chcę być dzieckiem Boga, bratem Jezusa… Jezus mówi: ,,kto pełni wolę Bożą", a ja tak często przeciw tej woli Bożej się buntuję. Gdy krzyż codziennych obowiązków wydaje mi się zbyt ciężki, chcę go z siebie zrzucić, zostawić jak najszybciej… gdy Bóg chce coś w moim życiu zmienić, mnie się wydaje, że ja wiem najlepiej co dla mnie jest dobre i układam życie po swojemu: gardzę prawdziwą Miłością by szukać pozornej … rezygnuję ze Szczęścia chociaż go tak bardzo pragnę,… wybieram to co ulotne, przyjemne… bo tak wygodniej, łatwiej… Nic wiec dziwnego, że w moim sercu smutek, niepokój… to skutek moich codziennych wyborów...niestety nie zawsze zgodnych z Twoją wolą.

Klękam co wieczór
i z pochyloną ze znużenia głową
modlę się do Ciebie
I znów się nie udało
to nie miało być tak
choć się starałam...
Teraz trudno żyć jak Ty chcesz
tak trudno być
I choć nieraz kroczę bez Ciebie
egoistycznie i po swojemu
to jednak klękam co wieczór
i z pochyloną ze smutku głową
gdy myśli się tłamszą i burzą
powtarzam to proste: "Ojcze nasz... "


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 24 lip 2012, 08:59 
Nie pamiętam już gdzie czytałem/słyszałem taką refleksję do dzisiejszego czytania z Ewangelii. Mamy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że Jezus nikomu nie pozwala się zawłaszczyć - pokazuje On, że nikt, nawet Matka i rodzina, nie może rościć sobie większego prawa do Niego. Oczywiście nie chodzi tylko o rodzinę ale ma to szersze odniesienie. Bóg wcielił się w człowieka dla każdego, kto pełni Jego wolę i nikt nie ma prawa Go komuś odbierać.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 25 LIPCA – 2 Kor 4, 7-15
PostNapisane: środa 25 lip 2012, 06:45 
Mamy zaś ten skarb w glinianych naczyniach, aby nie z nas, lecz z Boga była ta przeogromna moc.

Cóż to za skarb? To poznanie chwały Bożej na obliczu Jezusa Chrystusa. A cóż to za naczynia? To moja i twoja zdolność do służby Słowu Bożemu i do czynienia dobra.

Skoro jednak święty Paweł porównuje swoje umiejętności do mizernego i kruchego opakowania, jakim jest gliniane naczynie, to do czego ja mógłbym porównać moje umiejętności? Do kawałka potarganego papieru, w który kiedyś pani na stoisku mięsnym zawijała filet z kurczaka? Jeśli Bóg posłużył się Pawłem jak starą, zadrapaną, glinianą miską, by poić spragnionych wodą życia, to mną się może posłużyć jak czym? Zardzewiałym durszlakiem albo sitem... Kto nabiera wodę sitem?

Tak się czuję czasami... Nie czasami. Często. Co Bóg naleje, zaraz ze mnie ucieka. Wstyd mi, i to cholernie. Najbardziej tego, że jestem takim tchórzem. Że w danym momencie nie potrafiłem przełamać się, przeskoczyć swoich bezsensownych ograniczeń. Że zmarnowałem kolejną okazję, by coś naprawić, a zamiast tego, jeszcze bardziej się pogrążyłem.

W takich chwilach tracę wiarę w siebie. A przecież wiem, że nie wolno. Że sam Bóg wystarczy, obdarzy mnie wszystkim, co potrzebne, by godnie żyć. Wiem, że On widzi, rozumie, ma wiele cierpliwości. Ale niewiele mogę poradzić na ten obezwładniający smutek. Na bezradne pytania: czy tak ma być za każdym razem? Czy nie mogę zrobić nic, by było inaczej? Czy jest sposób, by pokonać paraliżujący strach przed rozerwaniem więzów, którymi sam się skrępowałem?

Jest sposób... Z Boga jest ta przeogromna moc. Moc dobra. Czuję, jak kotłuje się we mnie... Wierzę, że wybuchnie jak wulkan, kiedy nawet nie będę się tego spodziewał.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: środa 25 lip 2012, 13:46 
Miguel napisał(a):
Skoro jednak święty Paweł porównuje swoje umiejętności do mizernego i kruchego opakowania, jakim jest gliniane naczynie, to do czego ja mógłbym porównać moje umiejętności? Do kawałka potarganego papieru, w który kiedyś pani na stoisku mięsnym zawijała filet z kurczaka? Jeśli Bóg posłużył się Pawłem jak starą, zadrapaną, glinianą miską, by poić spragnionych wodą życia, to mną się może posłużyć jak czym? Zardzewiałym durszlakiem albo sitem... Kto nabiera wodę sitem?


Podobno im lichsze narzędzie, tym lepiej uwydatni się wszechmoc Boga :)


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 26 lip 2012, 07:33 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie.

Czy słowa Jezusa z dzisiejszej ewangelii skierowane są do ślepych i głuchych? Chyba nie, ślepy nie patrzy-posługuje się laską, głuchy nie słucha-patrzy na gesty rąk, ruchy warg i rozumie. Jak to jest możliwe, że można patrzeć, a nie widzieć, słuchać, a nie słyszeć ? Można… i nie są to wcale rzadkie przypadki – tępota duchowa to groźna choroba duszy z własnego wyboru , to celowe-świadome zamknięcie się na głos Boga, na działanie Ducha Świętego. Do zamkniętego, zniewolonego przez zło, stwardniałego serca nie dociera Światło i głos Prawdy. A mimo to Bóg nie rezygnuje woła o otwarcie serca dla Niego-stoi i kołacze, do skutku, w różny sposób-czasem bardzo gwałtowny, bo kocha nas wszystkich, chce naszego dobra i nie możne z nikogo zrezygnować.
Czy ja chcę słuchać i zrozumieć ? Czy chcę sięgać wzrokiem dalej poza horyzont doczesnego życia ? Czy widzę Jezusa w drugim człowieku-potrzebującym, zepchniętym na margines ? Szczerze przyznam: pycha, brak pokory, egoizm, doznane duchowe kontuzje, rany, niektóre bolesne do dziś….. to wszystko bardzo mi przeszkadza widzieć, słuchać, zrozumieć i przyjmować Prawdę otwartym sercem, wygodniej patrzeć… i nie widzieć, wysłuchać i … nie zrozumieć, można też usłyszeć, zobaczyć, ale tylko to co się chce, co wygodne… tak nie raz postępuję , ale czy jest to uczciwe? … tyle razy słyszałem, niewolno… tak niemożna...ciągle to samo! nic nowego! czy zrozumiałem? może coś tak… niewiele… na chwilę… dalsze leczenie konieczne!


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 27 LIPCA – Jr 3, 14-17
PostNapisane: piątek 27 lip 2012, 06:42 
Wróćcie, synowie wiarołomni, bo jestem Panem waszym i przyjmę was (...). I dam wam pasterzy według mego serca, by was paśli rozsądnie i roztropnie.

Słowa „wyroczni Pana” przekazane przez proroka Jeremiasza są jasne, trafiają w samo sedno. Wielu z nas w którymś momencie życia czuło się takim właśnie „synem wiarołomnym”. Jakie temu towarzyszyły uczucia? Smutek, przygnębienie, a może obojętność i rezygnacja? „Tak, jestem marnotrawnym synem, ale co na to poradzę? Ja Twojej woli Boże nie rozumiem, Kościół nie rozumie mnie... Widocznie nam nie po drodze.” Kiedy człowiek pogrąża się w grzechu, czuje wewnętrzny smutek, czuje, że coś traci. Ale często macha na to ręką, zagłusza wyrzuty sumienia, powstałą pustkę próbuje wypełnić po swojemu. Próbuje i... nie jest w stanie. W chwilach załamania sam siebie spisuje na straty.

Wróćcie. Nie okażę wam oblicza surowego.

Bóg powołuje do życia ludzi – i wszelkie stworzenie – z miłości. I pragnie jej odwzajemnienia. Gdyby zastanowić się nad tym, jak wiele razy w historii ludzie zawiedli Boga, można tylko dziwić się, jak wielka jest Jego cierpliwość i jak długo poskramiany Jego gniew.

Nie jest to chyba zresztą tak naprawdę gniew, lecz smutek. Boży smutek... Nie z powodu samego ludzkiego grzechu, ale zatwardziałości, głuchoty na Jego słowa. On dopuszcza w człowieku wszelkie słabości, daje niełatwe zadania, ale daje też mnóstwo podpowiedzi, zachęt, pocieszeń... Daje wspaniałych pasterzy według swego serca. Człowiek zaś jak małe, przerażone dziecko, często nie chce słuchać, zamyka się w sobie, myśląc, że skoro raz się nie udało, nie uda się nigdy...

Wróćcie. Chciałbym zaliczyć was do synów i dać przepiękną ziemię.

Wracajmy, bo On czeka, bo czekają Jego pasterze, uczynieni według serca... Czekają w kościołach, domach, w listach i rozmowach. Wytrwamy, trzymając się razem.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: piątek 27 lip 2012, 14:15 
A ja pragnę podzielić się z Wami modlitwą do Michała Archanioła:

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech go Bóg poskromić raczy, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, Mocą Bożą strąć do piekła. Amen.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 29 LIPCA – Ef 4, 1-6
PostNapisane: niedziela 29 lip 2012, 07:14 
On jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.

Święty Paweł ukazuje tym krótkim zdaniem, jak działanie Boga przejawia się w naszym życiu. Bóg działa ponad wszystkimi – a więc niezależnie od człowieka, swoimi własnymi, Boskimi ścieżkami, nieprzewidywalnymi i często nawet dla nas niezrozumiałymi. Działa też przez wszystkich – używając ludzi jako narzędzi. Czasami ludzie ci są tego świadomi – jak prorocy albo osoby duchowne – ale zwykle nie są, bo nie muszą, ich zadaniem jest tylko pojawić się w odpowiednim miejscu o właściwym czasie, wypowiedzieć określone słowa... W końcu Bóg działa we wszystkich, a więc przemienia wnętrze człowieka: w czasie modlitwy, kontemplacji lub przy zupełnie innej, zaskakującej okazji.

Wiele jest spraw w moim życiu, które są ponad mną, nie mam na nie wpływu, nie rozumiem ich, czasem sprawiają ból albo kłopoty. Wiem jednak, że droga ku dobru prowadzi także przez cierpienie. Staram się zaufać w tych Bogu i przyjąć zaistniałą sytuację. Ale równocześnie pamiętam, że nie wolno zrzucać z siebie odpowiedzialności za własne życie i życie bliskich – bo to już byłoby wystawianiem Boga na próbę. Więc staram się też sobie z tym wszystkim radzić.

Często uświadamiam sobie działanie Boga przez ludzi, których spotykam na swojej drodze, a także przeze mnie, choć jest to działanie zwykle przez nich ani przeze mnie niezamierzone. On daje mi znaki, pouczenia i inspiracje w postawach innych. I choć zawsze mnie to zdumiewa i onieśmiela, moje postawy bywają też znakiem lub inspiracją dla drugiego człowieka.

Wdzięczny jestem za Boże działanie we mnie, które jest zwykle cierpliwe, systematyczne, lecz kiedy trzeba – bywa także nagłe i gwałtowne. Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów... Gdyby nie to działanie, czym różniłbym się od krowy?

* * *

I jeszcze jedna myśl kołacze mi się po głowie... Skoro Bóg w swej miłości i mądrości jest doskonały, to wszystkie jego działania muszą przecież być spójne, prowadzić ku dobru... Więc gdy ktoś, powołując się na wiarę, katechizm, dokumenty kościelne, swoimi słowami rani, poniża, doprowadza do zwątpienia - to tym, kto w nim wtedy działa, z pewnością nie jest Bóg...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 31 lip 2012, 11:00 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
….. sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego

Czytając słowa dzisiejszej ewangelii – przypowieści o chwaście, rozpalonym piecu, końcu świata… można się przerazić. Dlaczego aż tak drastyczna przypowieść? Aby to zrozumieć przypomnijmy sobie z własnego doświadczenia, z lat dziecinnych czy podobnych słów już wiele razy nie słyszeliśmy od własnych kochających nas rodziców …bo jak nie będziesz grzeczny to…, …bo jak nie będziesz się uczył to… itd. Czy chcieli nas przestraszyć?, przerazić?, myślę że nie, pragnąc naszego dobra chcieli nas zmobilizować do określonych działań, postaw… byśmy w granicach naszych możliwości dali z siebie nieco więcej. Podobnie czyni Jezus- pragnie naszego wiecznego szczęścia, bardzo Mu na tym zależy i dlatego wykorzystuje wszelkie możliwe sposoby, by stało się ono naszym udziałem. Jako kochający Ojciec nikogo nie odrzuca, nikogo nie przekreśla, z nikogo nie rezygnuje, każdemu daje szansę do ostatniej chwili-do ostatniego tchnienia. Zbierając chwast, zapewnie z wielkim bólem w sercu uszanuje tylko wolę – wybór człowieka.
To od moich codziennych wyborów zależy czy będę jaśnieć jak słońce, czy też trafię do rozpalonego pieca. Czy się boję?, czy się lękam? Tak, boje się Złego… bo wiem, doświadczyłem, że potrafi sprytnie wykorzystać każdą chwilę nieuwagi, by narobić wielkiego bałaganu, całymi garściami sieje chwasty i to nie byle jakie – odporne na środki chwastobójcze, mało znane…
Co robić? Jakie wyjście?... by nie trafić do pieca ? tylko jedno – całkowicie, całym sobą, uwierzyć i zaufać Jezusowi niezależnie od sytuacji, do końca.. na zawsze, …przecież On wie o mnie wszystko, przecież On mnie zna, przecież On mnie kocha,…. przecież On oddał za mnie życie, właśnie dlatego, bym nie trafił do pieca, ale bym żył… i cieszył się razem z Nim Szczęściem na wieki. JEZU UFAM TOBIE ! prowadź..


Góra
 Zobacz profil  
 

* * *
PostNapisane: środa 01 sie 2012, 06:34 
Zaczynamy nowy miesiąc ze Słowem... Ja w sierpniu będę pisać rozważania na środy i niedziele. :)


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 1 SIERPNIA – Rz 8,1-4
PostNapisane: środa 01 sie 2012, 06:38 
W tym ciele potępił On grzech, aby nakaz Prawa wypełnił się w nas, którzy nie postępujemy według ciała, ale według Ducha.

Człowiek niewiele różni się od zwierząt pod względem biologicznym. Człowiek jest jednak pierwszą ziemską istotą, która ma całkowitą zdolność, by kierować się duchem (rozumem), a nie tylko instynktem. W ten sposób rodzaj ludzki wieńczy Boże dzieło stworzenia na Ziemi, zgodnie z przesłaniem Księgi Rodzaju.

Między cielesnością a duchowością człowieka istnieje zwykle mniejsze lub większe napięcie. Pewnie niewiele jest osób, które osiągnęły pełną harmonię między obiema tymi stronami swojej osobowości. Jako istota duchowa zmagam się ze swoją cielesnością każdego dnia. Biologicznie wdrukowane w psychikę schematy myślowe, świadome czy też podświadome, próbują przejąć kontrolę nad moim postępowaniem. W sposób szczególny dotyczy to sfery seksualnej. Gdybym miał kierować się tylko instynktem, gdybym nie miał ducha – albo go w sobie uśmiercił – pewnie liczyłby się dla mnie tylko seks i żądza posiadania. A po jakimś czasie... Ja nie widzę, że nie żyję – śpiewała kiedyś Agnieszka Chylińska. Byłbym jak bohaterka piosenki.

Ale ja mam Ducha – i ten Duch mocno się trzyma. Czuję się wolny i spokojny, kiedy to Duch panuje nad moim zachowaniem. Nie jest to łatwe i wymaga ciągłego wysiłku. Ale dzięki temu czuję, że żyję. I że moje życie ma wartość, bo jest przeżywane świadomie.

Dziś w modzie jest folgować swoim instynktom. Chcesz zrobić sobie dobrze? To zrób, nie ma w tym nic złego! Coraz częściej przyklaskuje temu psychologia: to nie homoseksualizm jest twoim problemem. To brak jego akceptacji i realizowania się w nim świadczy, że coś jest z tobą nie tak.

Tylko co to ma wspólnego z chrześcijaństwem? Z nauką św. Pawła? Z wiarą w to, że prawdziwe, doskonałe ciało, harmonijnie zgodne z Duchem, otrzymamy po śmierci? Że wcale nie musimy kierować się ułomną biologią, bo Bóg daje siłę, by się wznieść ponad to wszystko?

I komu tu wierzyć? Ja mam swoje doświadczenia, decyzję podjąłem i zdania nie zmienię. Ty masz swoje doświadczenia, swoją wolność i swój rozum – decyzja należy do ciebie...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 5 SIERPNIA – J 6,24-35
PostNapisane: niedziela 05 sie 2012, 07:08 
To Ja jestem chlebem życia. Dlatego ten, kto przychodzi do Mnie, nie będzie już głodny. I ten, kto we Mnie wierzy, nie będzie już nigdy odczuwał pragnienia.

Czym jest głód życia? To uczucie niespełnienia, braku celu, bezradności. Czasem naprawdę dojmujące. Czujesz w sobie potencjał do działania i przeżywania, ale nie wiesz, jak go użyć, nie wiesz, po co go masz. Bo wszystko, czego próbowałeś do tej pory, rozczarowywało... Podobnie bywa z pragnieniem dawania i otrzymywania miłości. Kiedy nie masz komu jej ofiarować i sądzisz, że od nikogo jej nie możesz otrzymać, popadasz w rozpacz.

Najstraszliwiej daje się we znaki taki głód, gdy budzisz się rano i nie cieszysz nowym dniem, bo nie potrafisz odpowiedzieć sobie na pytanie, po co żyjesz. To pytanie przeraża cię, wbija w otchłań. Wolałbyś nie musieć już go słyszeć, nie musieć już nigdy wstawać, już zawsze śnić zawinięty w kołdrę. Masz pretensje do siebie i świata, ale brzydzi cię nawet rozmowa, masz zwyczajnie dość. Permanentny głód życia doprowadza cię do paraliżu.

Czasem twoje naładowane wewnątrz ciało zwyczajnie nie wytrzymuje tego stanu i kompulsywnie zmusza cię do rzeczy, po których czujesz się jeszcze gorzej.

Łzy i kompletne zagubienie. Czy ktokolwiek potrafi ci pomóc?

A może Jezus? Może On cię wreszcie nakarmi?

On jest pokarmem duszy, ale musisz sam się przełamać, aby Go skosztować. Musisz wyciszyć swoje uprzedzenia, wątpliwości, żale. Przestać protestować. Nie myśl, że On jest tylko projekcją zrozpaczonej duszy. Nie dręcz się myślą, że już próbowałeś i nie wyszło. Nie zastanawiaj się, nie buntuj. Poddaj się. Wtedy On cię nakarmi: spokojnie, delikatnie, cierpliwie.

Sam nie będziesz wiedział, kiedy to się stanie, ale w końcu wstaniesz, zakaszesz rękawy, zaczniesz powoli i z konsekwencją porządkować swoje życie. Nie będziesz pytać o jego sens. Zrozumiesz, że to ono jest sensem. Pokochasz je takim, jakie jest.

Cudownie jest budzić się rano czując głęboką wdzięczność Bogu i kierując myśli ku swojemu wybawcy – Jezusowi. Oby takich poranków było w twoim życiu jak najwięcej.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 8 SIERPNIA – Łk 9,57-62
PostNapisane: środa 08 sie 2012, 06:23 
Ten, kto przyłożył rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie jest przydatny w królestwie Bożym.

Jezus daje bezkompromisowe odpowiedzi tym, którzy wyrażają chęć dołączenia do Jego drużyny, lecz proszą o czas na załatwienie swoich licznych spraw i wywiązanie się ze zobowiązań. Mówi: chcesz iść za mną? To zostaw to wszystko i chodź. Nie później. Teraz, zaraz.

Dla mnie jest to pouczenie, by podejmując się czegoś – szczególnie dla Pana Boga, ale dla innych ludzi także – porządnie się w to zaangażować. Zapał może okazać się słomiany. A tu potrzeba poświęcenia i działania. Nie na pół gwizdka, lecz całym sercem.

To wszystko jest oczywiście trudne. Mam lepsze i gorsze dni. Bywają chwile znużenia i zwątpienia. Wiele spraw tak czy siak zaprząta głowę, a pasja z czasem gaśnie. Tak wiele zadań mam do wykonania, a przecież coraz więcej znajduję powodów, by te zadania odłożyć na później. Bo jestem senny i w złym humorze, albo właśnie teraz należy mi się chwila rozrywki czy przyjemności. A robota nie zając, nie ucieknie. Zresztą, czy ta robota właściwie ma sens..?

Jezusowe pouczenie ma w sobie ważną myśl... Nie można podejmować się zbyt wielu rzeczy naraz. Być może nie warto podejmować się nawet więcej niż jednej rzeczy. Człowiek tak wiele jednocześnie nie udźwignie, a jedno uczciwie i porządnie wykonane zadanie dużo więcej znaczy niż wiele pozornych gestów. Bóg przecież nie oczekuje, bym od razu rozwiązał wszystkie życiowe problemy. Chyba wolałby, żebym skupił się na jednym i z całą mocą i pełnym zaangażowaniem doprowadził do jego rozwiązania. I żebym dobrze się zastanowił, czy rzeczywiście zadanie, którego się podejmuję, jest na miarę moich możliwości, i czy mam do tego wystarczająco dużo serca. Bo jeśli nie mam, będę oszukiwał samego siebie.

Proszę Cię dziś Boże o pomoc w rozsądnym poukładaniu priorytetów mojego życia, o dar wytrwałości i konsekwencji w działaniu, o serce do tego, co robię, i radość z owoców mojej pracy.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 12 SIERPNIA – J 6,41-51
PostNapisane: sobota 11 sie 2012, 23:40 
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Ktokolwiek będzie spożywał ten chleb, będzie żył na wieki.

Jezus dziś znów porównuje siebie do chleba. Mówi o sobie jako o pokarmie koniecznym do życia, ale nie tego ziemskiego, biologicznego. To chleb, który daje życie nadprzyrodzone, pozbawione ograniczeń czasowych i przestrzennych, toczące się w duchowej rzeczywistości.

Święty Jan zaś rozpoczyna swoją ewangeliczną opowieść nazywając Jezusa po prostu Słowem, czy też po grecku Logosem. To takie szczególne Słowo, w którym wyraża się wola działania Boga, Jego zamysł co do świata oraz prawda o tym świecie. Sam Jezus zresztą mówi o sobie, że jest prawdą.

A kim dla mnie właściwie jest Jezus? Chlebem, słowem, prawdą, życiem..? Wszystkim po trochu? Jak nie pogubić się w tej symbolice? Trudno znaleźć takie słowo w ludzkim języku, które łączyłoby w sobie wszystkie cechy Syna Bożego. Ale kilku faktom nie mogę zaprzeczyć.

Jest On dla mnie chlebem - bo jeśli się Nim nie karmię, moje życie duchowe zamiera.
Jest też dla mnie słowem - bo nie słuchając Go, nie wiedziałbym, jaka jest prawda.
I światłem jest także - gdyby bowiem nie oświetlał mojej drogi, nie wiedziałbym, gdzie szukać Boga.
Jest prawdą - bo gdyby kłamał, nikt nie musiałby preparować dowodów przeciw Niemu.
Wreszcie jest życiem - bo bez Niego moja egzystencja byłaby mechaniczną wegetacją.

I jest przecież wymarzonym przyjacielem - nie pyta, czy wszystko rozumiem, tylko czy Go miłuję.

Boże! Proszę Cię dziś o wybaczenie - za to, że obchodziłem Twój żywy chleb z daleka. I o zerwanie więzów, które powstrzymują mnie od czerpania Go garściami. Daj mi proszę nareszcie odwagę, by ten pokarm był moją dumą, a nie sekretem.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: niedziela 12 sie 2012, 10:10 
12 sierpnia: To, co obraża Jezusa, co rani Jego Serce, to brak ufności! (święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Ufność jest bezcennym diamentem, którego oczy Jezusa poszukują w ludzkim sercu. Przechodząc przez życiowe doświadczenia, uczymy się tę ufność odnawiać. Nikt nie może uczynić w sercu takiego aktu ufności, który wystarczyłby mu na całe życie, nawet Maryja, o której Kościół mówi, że ufnej wiary uczyła się przez całe życie, ''aż do ostatniej próby, gdy Jezus, Jej Syn, umierał na krzyżu''. Nikt nie może uczynić jednego oddechu na całe życie. W ciągu minuty musisz wielokrotnie nabierać powietrza. Podobnie jest z ufnością. Odnawia się i umacnia za każdym razem, gdy wzbudzasz ją w sercu. W tekstach liturgicznych Kościoła Wschodu i Zachodu odnaleźć można piękne, typowo chrześcijańskie wyrażenie parrhesia. Oznacza ono szczerą prostotę, synowską ufność, radosną pewność, pokorną śmiałość, pewność bycia kochanym. Są to postawy, jakie winny cechować każdego, kto świadomie i odpowiedzialnie podejmuje pracę nad kształtem swego zawierzenia.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 15 SIERPNIA – Łk 1,39-5
PostNapisane: środa 15 sie 2012, 07:15 
Moja dusza wielbi Pana
i rozradował się mój duch w Bogu, moim Zbawicielu,
bo spojrzał na uniżenie swojej służebnicy.
Odtąd wszystkie pokolenia będą mnie nazywać szczęśliwą,
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.


Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

„Kto się uniża, będzie wywyższony” – powiedział Jezus. Bóg spojrzał na uniżenie Maryi i wywyższył Ją do chwały w niebie.

Dogmat o Wniebowzięciu Maryi został ogłoszony przez papieża Piusa XII w roku 1950, a stało się tak w obliczu powtarzających się próśb o oficjalne potwierdzenie obecnego w Kościele od wielu wieków przekonania, że Matka Jezusa z ciałem i duszą została zabrana do wiecznej chwały. Nie znajdziemy opisu Wniebowzięcia w Ewangeliach ani Listach Apostolskich... To wydarzenie tonie we mgle historii. Czy jednak dowód historyczny jest do czegokolwiek potrzebny, skoro wierzymy w sprawiedliwy sąd Boga nad człowiekiem? W to, że wiara i posłuszeństwo Panu otwierają drzwi do życia wiecznego? A trudno przecież o większą wiarę, pokorę i posłuszeństwo niż te, które posiadała Matka Jezusa.

Może więc dzisiaj, choć to święto Wniebowzięcia Maryi, powinniśmy przede wszystkim świętować Jej nieustającą Obecność – w niebie, u boku Syna, ale także wśród nas, w natchnieniach, objawieniach, pocieszeniach. Zwyczajną, piękną ziemskość obecną w niebie, która uchyla poszukującym ziemskim wędrowcom rąbka tajemnicy niebiańskości.

A ja dziś, Boże mój, proszę Cię po raz kolejny o dar pokory, bo bez niego trudno mi być naprawdę posłusznym Twojej woli. Proszę o przytomność umysłu, odwagę w sercu i silną wolę. Aby wypowiadane w ślad za Maryją „fiat” – „niech się stanie” – nie było odświętną kurtuazją, nie znajdującą pokrycia w mojej codzienności, ale stawało się prawdziwym fundamentem życia.

Oto ja, sługa Pański. Niech mi się stanie Boże to, czego chcesz.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 19 SIERPNIA – J 6,51-58
PostNapisane: niedziela 19 sie 2012, 00:00 
Uroczyście zapewniam was: Jeśli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i pili Jego krwi, nie będziecie mieli życia w sobie.

Dlaczego jestem wierny nauczaniu Jezusa i chcę trwać w przyjaźni z Bogiem? Dlaczego Ty także, bracie i siostro? Czy to wpływ silnych emocji, a może czyjejś perswazji? Może w tym jest jakaś nadprzyrodzona siła, że jedni wierzą, a inni nie?

Może. Ale - przynajmniej w moim przypadku - odpowiedź jest prozaiczna. To przede wszystkim świadoma decyzja. Owszem, poprzedzona emocjami, konfrontacją słów Biblii z życiem, a także doświadczeniem czegoś nieokreślonego, co wydaje się być "nie ze świata"... Ale, tak czy inaczej, to moja decyzja. Mogłem powiedzieć: Nie – dziękuję, co ten Jezus w ogóle wygaduje, nie potrzebuję Boga i życia wiecznego, wiara to przeżytek, a ja umiem być szczęśliwy po swojemu... Ale nie zrobiłem tego. Rozważyłem prawdy wiary, przyjrzałem się swojemu życiu i wszystkim znakom, jakie były mi dane. Postanowiłem – myśląc sobie, że czynię to raz na zawsze – zaufać słowom Jezusa i zaprzyjaźnić z Bogiem.

Jednak decyzja to jeszcze nie wszystko. Potrzebna jest konsekwencja w trwaniu w podjętej decyzji, szczególnie, jeśli to ma być rzeczywiście „raz na zawsze”, a nie na parę miesięcy czy parę lat, dopóki się nie znudzę. Bo bywają gorsze i lepsze dni, entuzjazm czasem ustępuje zniechęceniu. Bywa też, że nieogarnioną perspektywę wiecznej radości z Bogiem przesłania cukierkowa perspektywa przyjemności za plecami Boga.

A przecież zgodziłem się porzucić starego człowieka i przyoblec się w nowego. Więc dlaczego ciągle zdarza się, że ten „nowy” niedomaga i chowa się za „starym”?

Bo nowy człowiek we mnie także potrzebuje pokarmu. Tak jak ciało gaśnie pozbawione pokarmu, tak duch chrześcijanina gaśnie, gdy nie odżywia się Chrystusem, stale i regularnie. Więdnie jak gałązka winorośli, która zapomniała, że aby żyć, potrzebuje życiodajnych soków krzewu.

Dobrze przeżyta Komunia, ufne posilenie się Chrystusem, nie musi mnie wprawiać w stan religijnej euforii ani nagle uzdrawiać ze słabości, ale sprawia, że decyzja rozumu wsparta jest konsekwencją serca. A ja, choć wciąż marny ze mnie Jezusowy uczeń, mimo wszystko zmieniam się i powolutku wzrastam.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 22 SIERPNIA – Łk 1,26-38
PostNapisane: środa 22 sie 2012, 06:44 
Raduj się, łaski pełna, Pan z Tobą.

Wspomnienie Najświętszej Maryi Królowej

Jest więc Maryja królową. Dziwna to królowa: nie nosi korony, choć na Jej licznych wizerunkach koron nie brakuje; nie przechadza się po pałacowych komnatach, nie spogląda wyniośle na poddanych. Jest cicha, skromna, cierpliwa. Nie onieśmiela – sama wielokrotnie była onieśmielana. Jej królewska godność zupełnie nie przystaje do ziemskich wyobrażeń.

Gdy Piłat pytał Jezusa: „Czy jesteś królem?” – On odpowiadał wymijająco. Jest i nie jest. Bo cóż by to znaczyło, gdyby ogłosił się królem Izraela, a nawet całego Imperium Rzymskiego? Królestwa i imperia powstają i upadają. A Syn Boży, wyraz woli Ojca, trwa ponad dziejami. On jest królem prawdy. Maryja dając Mu z pokorą ludzkie ciało uszczknęła z tej szczególnej Jezusowej godności kawałek wystarczający, by być dla nas jak ziemska królowa. Mimo wszystko nie jest to królestwo w kategoriach ludzkich. To coś zupełnie odwrotnego.

Czy król, prezydent albo premier chce cierpieć z tobą, gdy ty cierpisz? Czy pomilczy razem z tobą, gdy brak ci słów? Czy będzie chciał cieszyć się każdą twoją nawet najgłupszą radością? Przeciwnie... A spróbuj zapytać go: „Jak żyć?” – oddali się w popłochu, nie mając ci nic do powiedzenia.

Tylko Bóg zostanie z tobą jak długo zechcesz. Gdy będziesz na dnie, posiedzi z tobą na dnie. Gdy będziesz mały, On też będzie mały. Jego moc polega na tym, że On po prostu jest – zawsze, wszędzie i dla każdego, jak niewzruszona prawda, na którą trzeba tylko otworzyć oczy.

Maryja – skromna dziewczyna, zwyczajna kobieta, która potrafiła po prostu być: dla Syna, dla rodziny, dla uczniów Jezusa, a teraz dla nas – stała się nam królową. Dzisiaj takich ludzi coraz mniej, a z duchowej perspektywy są przecież jak bajeczni książęta w tym szarym, rozbieganym lecz bezdusznym tłumie.

Ucz mnie Matko być dla innych, aby moje uczynki nie były martwe, lecz przepełnione życiem, którym obdarza Twój Syn.


Góra
  
 

Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 19  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  

Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group studio kuchni warszawa

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL