Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 19  Następna strona
  Drukuj

Re: Słowo na każdy dzień:) 2 MAJA
Autor Wiadomość
PostNapisane: środa 02 maja 2012, 04:58 
Offline

Dołączył(a): niedziela 18 gru 2011, 14:40
Posty: 176
Lokalizacja: Górny Śląsk
Miejscowość: Katowice
Wydawać się może, że w życiu duchowym nie odnoszę żadnych sukcesów, gdybym próbował je ujmować tylko w ludzkich kategoriach. Bogu nie chodzi o moje „wyczynowe” podejście do walki z grzechem, o gromadzenie sobie coraz większej liczby dobrych uczynków jak oszczędności na rachunku bankowym. Byłoby to wyrazem duchowej pychy z mojej strony i próbą okazania Bogu przepustki wydanej przeze mnie samego a uprawniającej mnie do wejście do Jego Królestwa. Jemu zaś chodzi przede wszystkim o odpowiednie predyspozycje, o prawidłowe formowanie i nastawienie serca. Całkiem możliwe, że bardziej będzie się liczyła moja codzienna gotowość wyciągnięcia ręki w kierunku Jezusa w momencie upadku, albo kiedy będę chciał z upadku powstać niż faryzeuszowskie zadowolenie z własnej bezgrzeszności czy dobroci. Jezus nie przyszedł na świat, aby go potępić, ale aby go zbawić. To Jezus jest moim Zbawicielem i ta świadomość jest przedmiotem mojej nieustannej, radosnej nadziei.

Intuicyjnie wyczuwam, że jeśli miałbym zostać potępiony to tylko przez siebie samego, kiedy z powodu zaniedbań i trwania w grzechu moje serce pozostanie nieczułe na Bożą miłość i nie będzie w stanie, w decydującej chwili, pozytywnie odpowiedzieć na zbawcze zaproszenie ze strony Boga. Pozostanę wtedy bezradny, gdyż stając w konfrontacji z Prawdą kłamstwo o mnie samym nie będzie już miało żadnej mocy obronnej. „Bezsilny” w tej sytuacji może pozostać też Bóg.

Panie bądź moim Światłem i otwórz moje serce na Twoje miłosierdzie, póki jest jeszcze czas...

_________________
IN OMNIBUS CARITAS

http://www.youtube.com/watch?v=4L0eM4tODYc


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: środa 02 maja 2012, 19:44 
Karmelito 4:58 - ty masz może problemy ze spaniem ;-) wiem że to nie miejsce aby pytać o takie sprawy, ale to jednak wcześnie....
pozdrawiam śpiochów - niech nas Jezus uczy miłości.....


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 3 MAJA
PostNapisane: czwartek 03 maja 2012, 06:34 
Offline

Dołączył(a): niedziela 18 gru 2011, 14:40
Posty: 176
Lokalizacja: Górny Śląsk
Miejscowość: Katowice
Zakosztować matczynej miłości Maryi mogłem dopiero wtedy, kiedy udało mi się odłupać pokrywającą Ją zastygłą gipsową skorupę, kiedy zapomniałem o tandetnych odpustowych figurkach czy też jarmarcznych obrazkach. Wtedy uświadomiłem sobie, że jej skóra jest tak samo ciepła jak moja, że w jej żyłach płynie czerwona krew, że jej serce jest w stanie się najzwyklej po ludzku wzruszyć, okazywać radość, ale i smucić.
Wyobraziłem Ją sobie jako zwykłą kobietę – matkę stojącą pod krzyżem, odchodzącą od zmysłów i przywaloną ciężarem zwykłego ludzkiego cierpienia jakiego doświadczała na widok swojego Syna tak potwornie męczonego, upodlonego i zabitego. Jak Ona mogła przetrzymać te wszystkie potworności wyrządzone jej Dziecku przy tym do końca ufać Bogu?! Tak bardzo pragnąłem Ją wtedy po synowsku przytulić...

_________________
IN OMNIBUS CARITAS

http://www.youtube.com/watch?v=4L0eM4tODYc


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 03 maja 2012, 06:52 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Dziś 3 maja Uroczystość Najświętszej Mari Panny, Królowej Polski, tej która,
Żyła prosto, zwyczajnie jak my.
A dziś, obdarowana tyloma tytułami, królująca w polskim narodzie i na całym świecie w wielu sanktuariach, katedrach, kościołach, katolickich domach, w przydrożnych kapliczkach ,… i w sercu niejednego człowieka , czczona poprzez całe wieki w wielu figurach i obrazach, przed którymi klękają wielcy, możni tego świata i ludzie prości, zagubieni, bezsilni wobec własnych słabości, szukający pomocy i ratunku, bo to
Ona Boga na świat nam przyniosła
I na ziemi wśród łez nowe dni zajaśniały.
Maryja, ta która całym swoim życiem odpowiedziała TAK na wezwanie Boga, obdarzyła świat Chrystusem i wraz z Nim stała się współodkupicielką całej ludzkości.
Wypowiedziane w chwili zwiastowania słowa „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” Maryja powtarza, również wtedy kiedy w nieludzkich warunkach – w ubogiej stajni przychodzi dla Niej czas rozwiązania, kiedy trzeba z Maleństwem uciekać, kiedy trzeba Go szukać, kiedy słyszy okrzyki ,,ukrzyżuj Go ” i niesprawiedliwy, skazujący wyrok, kiedy spotyka ukochanego Syna z krzyżem na ramionach, w koronie cierniowej, kiedy w milczeniu stoi pod krzyżem i słyszy powoli gasnące oddechy konającego na nim Syna, kiedy widzi spływające z krzyża i wsiąkające w ziemię ostanie krople Jego krwi. Całkowite, bezgraniczne oddanie Bogu -TAK- bądź wola Twoja, wypowiedziane z wielką pokorą, z całkowitym zawierzeniem.
Postawa Maryi, tej która żyła prosto, zwyczajnie jak my, w obliczu tak trudnych prób wiary jest dla mnie wielkim wyrzutem sumienia. Ileż to razy w moim życiu pytałem : Boże gdzie Ty jesteś ?, dlaczego milczysz?, czy Ty tego nie widzisz ?. Ileż razy podczas nawet niewielkich burz wydawało mi się, że Jezus śpi, że nie słyszy mojego wołania, że zostawił mnie samego z sercem pełnym lęku, obaw co będzie dalej. Ileż to razy na Boże wezwanie i oczekiwanie na moje TAK odpowiedziałem NIE i próbowałem brać swoje trudne sprawy w swoje ręce, by … kolejny raz upaść. Oślepiony własną pychą nie widziałem, że Jezus jest przy mnie, że stoi obok i czeka, abym z dziecięcą ufnością poszedł za Nim drogą całkowitego zawierzenia, tak jak Maryja, bym pozwolił Mu działać, bym pokochał to wszystko co Bóg mi zsyła. Maryja poprzez swoje "fiat" pod krzyżem stała się Matką nas wszystkich i jest z nami w każdy czas. Dlatego kiedy jestem połamany, potłuczony, przygnieciony krzyżem swoich słabości, kiedy brakuje mi siły, by kolejny raz się podnieść to, zawsze ze mną jest Maryja - Matka, która swoim życiem uczy mnie, że: Wierzyć i kochać Boga, to kochać to, czego On chce, kochać Jego wolę. Wiem, że każde świadome TAK woli Bożej potwierdzone życiem przynosi prawdziwy pokój i prawdziwą radość, ale dlaczego tak często o tym zapominam i szukam szczęścia tam, gdzie go znaleźć niemożna?

Matko, która wszystko rozumiesz módl się za nami !


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 4 MAJA
PostNapisane: piątek 04 maja 2012, 05:02 
Offline

Dołączył(a): niedziela 18 gru 2011, 14:40
Posty: 176
Lokalizacja: Górny Śląsk
Miejscowość: Katowice
Przepraszam, że zastosowane dziś porównania są może trochę bezceremonialne, ale jakoś tak mi dobrze komponują z tematyką dzisiejszej Ewangelii. Złóżmy więc te komparacje na karb pewnej formy współczesnej akulturacji.

Wielu ludzi zabiega o kredyty, aby móc zapewnić dach nad głową sobie i swojej rodzinie. Zapewnienie mieszkania jest jest jedną z podstawowych potrzeb i praw człowieka. Droga do osiągnięcia tego celu wymaga zaangażowania, ogromnego wysiłku a nadto bywa dość długa, kosztowna i ryzykowna. Ludzie jednak podejmują ten wysiłek.

Czy pamiętam z równą troską o życiu wiecznym? Czy jestem gotów wejść w „biznes” z Niebieskim Deweloperem? Wszak zapewnia mnie w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, że posiada do swej dyspozycji mieszkań wiele i nawet sam osobiście zamierza je dla nas przygotować. Daje pewną gwarancję swojej profesjonalnej rzetelności, poświadczoną swoim Słowem i tym sposobem ten rodzaj ryzyka, że mieszkania nie będzie możemy wyeliminować. Pozostaje jednak kwestia tego, czy ja sam chcę podjąć się tej inwestycji i w rezultacie otrzymać klucze. Wiemy dobrze z wcześniejszych wypowiedzi Niebieskiego Dewelopera, że klucze te znajdują się w rękach Kościoła, ale ostatecznie podjęcie decyzji należy do nas. Dodam tylko, że Firma jest rodzinna i każdego kontrahenta traktują tam z wielką miłością. Mieszkania są własnościowe a umowa ich nabycia jest przejrzysta, gdyż składa się jedynie z dwóch punktów i nie ma w niej żadnych ukrytych kruczków prawnych czy niedozwolonych klauzul. Pierwszą kwestią naszego zobowiązania jest chrzest (dopuszcza się go także w formie chrztu pragnienia lub krwi) a drugi punkt opiera się na praktycznej realizacji przykazania miłości Boga i bliźniego. Ot co!

Co Wy bracia na to? Jeśli chodzi o mnie wchodzę w ten interes „w ciemno”.

_________________
IN OMNIBUS CARITAS

http://www.youtube.com/watch?v=4L0eM4tODYc


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 5 MAJA - J 14,1-6
PostNapisane: sobota 05 maja 2012, 10:15 
Rzekł Pan do ucznia: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz "Pokaż nam Ojca?"

Oporni i krnąbrni z nas uczniowie. Ile to razy budziły się w nas wątpliwości co do słów zawartych w Ewangelii, ile razy oczekiwaliśmy w duchu, że Bóg ześle wreszcie jakiś "cudowny" znak i rozwieje nasze wątpliwości, a może że sam Jezus stanie nagle obok, aby już na zawsze zaspokoić głód wiary w Jego posłannictwo poprzez namacalne doświadczenie? Lecz gdyby rzeczywiście coś takiego miało się przydarzyć, mało kto nie wydałby z siebie krzyku przerażenia, a wielu pewnie by zemdlało.

Takie oczekiwania i refleksje często do mnie powracają. To natura człowieka, wiecznego poszukiwacza i badacza - dziecięce dążenie do tego, by dotknąć, posmakować, zobaczyć, bez względu na to, jak bardzo mogłoby to zaboleć. Lecz i to dla mnie za mało. Nie spodziewam się jedynie, że Bóg pokaże swoją obecność... Oczekuję, że odpowie na wszystkie moje pytania, a może podaruje specjalnie dla mnie napisany podręcznik "Jak żyć", dzięki któremu nie będę musiał już zastanawiać się, jak wypełnić Jego wolę - dzięki zawartym tam instrukcjom punkt po punkcie zrealizuję wyznaczone zadania i popadnę w stan samozadowolenia.

I gdy tak ze zniecierpliwieniem wyczekuję Boskiej reakcji, a żadnej nie dostrzegam, ogarnia mnie zawód, złość, rozpacz... Nie wiem już nic, nie wiem, komu wierzyć i co ze sobą zrobić. Wreszcie odarty z oczekiwań i żądań jestem w stanie wykrztusić z siebie tylko ciche "Proszę, przyjdź"... I staje się cud, cud w mojej głowie - bo odzyskuję zdolność widzenia Tego, który zawsze był obok mnie. Bo Duch Święty już nie dotyka mnie nieśmiało, ale szarpie z całą mocą i każe się podnieść. A Chrystus, który cierpliwie czekał, uśmiecha się, spokojnie mówi "chodźmy" i prowadzi mnie do Ojca.

Poddajmy się, otwórzmy oczy, spróbujmy uzmysłowić sobie wszystkie cuda w naszym życiu, których Pan nigdy nie skąpił. I bądźmy wdzięczni.

Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 6 MAJA - J 15,1-8
PostNapisane: niedziela 06 maja 2012, 10:11 
Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

Wiele lat temu, w czasie kazania podczas uroczystości pierwszej Komunii Św. mojego kuzyna, usłyszałem stanowcze, powtórzone kilka razy słowa księdza: "Ja nie mogę być dobry bez Chrystusa". Wydały mi się one wtedy zaskakujące, a nawet niesprawiedliwe, i głęboko zapadły w pamięć. W mojej rodzinie i wśród znajomych było i jest wiele osób niewierzących, które jednak uważam za dobrych ludzi. Cóż to zatem może znaczyć, że bez Chrystusa nie możemy być dobrzy, a nawet, że nic nie możemy uczynić?

Chrystus jest posłannikiem Boga Ojca - źródła wszelkiego Dobra. To w Jego osobie i w Jego słowach objawiła się ludziom pełnia Dobra i Miłości. Człowiek, z natury ciekawski, gdy pojawił się na świecie, doszedł do poznania dobra i zła - stał się podatny na grzech (czego symbolem jest zjedzenie owocu z drzewa przez Adama i Ewę). Od tej pory ludzie wszystkich kultur instynktownie rozpoznają w świecie dobro i zło. Można starać się być dobrym nie znając Chrystusa lub ignorując Jego Słowo, będzie to jednak działanie jakby po omacku, któremu towarzyszy niepewność i ryzyko. Mogę szukać drogi ku Dobru na własną rękę i nie korzystać z jasnego Chrystusowego Światła, będę jednak wtedy stale narażony na niebezpieczeństwo pobłądzenia i zagubienia. Bóg swoim Słowem wytyczył dla mnie bezpieczny szlak, jeśli mimo to chcę z niego zboczyć, muszę pamiętać, że "im dalej w las, tym więcej drzew" i że w końcu mogę Dobro, które tak naprawdę uosabia Chrystus, zupełnie stracić z oczu.

Pięknie i bezpiecznie jest być latoroślą w Chrystusowym krzewie życia. By jednak ta latorośl nie zwiędła i nie uschła, trzeba ją w sobie stale i troskliwie pielęgnować. Do tego służą nam Sakramenty: pojednania, gdy obmywamy się przyprószeni grzechem, i Eucharystii, gdy wzmacniamy więź z całym krzewem, czyli Kościołem. Do tego także służy częsta lektura Pisma Świętego, która odżywia nas i daje siłę do wzrostu. Nawet jeśli nasza latorośl wydaje nam się marna i słaba, dbając o nią z determinacją i wiarą sprawimy, że wyda w końcu imponujące owoce i w ten sposób zobaczymy Bożą Chwałę.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 7 MAJA – J 14,21-26
PostNapisane: poniedziałek 07 maja 2012, 06:40 
Kto zna moje przykazania i postępuje według nich, ten Mnie miłuje. Kto zaś mnie miłuje, doświadczy miłości mego Ojca i Ja także go umiłuję i mu się objawię.

Wiele jesteśmy gotowi uczynić dla naszych najbliższych i przyjaciół. Gotowość do poświęceń wyrasta z uczucia – z miłości, przyjaźni, wdzięczności i szacunku. A uczucie rozwija się pod wpływem doświadczeń: obdarzamy nim tych, którzy są obecni w ważnych dla nas chwilach i którzy wiele dobrego nam uczynili. Wszyscy ci ludzie „objawili się” nam w jakimś momencie życia, a wartość tego, czym nas obdarowali, składa się na nasz dług wdzięczności.

Panie, co sprawiło, że masz objawić się nam, a nie światu? - pyta uczeń Juda. Zastanawia się być może, dlaczego Jezus, Syn Boży, nie objawi swojej chwały całemu stworzeniu w jakiś zupełnie spektakularny i nadprzyrodzony sposób – tak, by ludy całej ziemi, przejęte i oszołomione, uwierzyły Mu i uwielbiły Go już na zawsze. Tymczasem to nie takie proste... Boży plan wcale w ten sposób nie przebiega. Cudowne uzdrowienia dokonywane przez Jezusa jednych przekonują, a innych bulwersują. A cudu Jego Zmartwychwstania w namacalny sposób doświadczyć mogą tylko nieliczni. Nie ma wielkiego, zbiorowego „tadam!”, a jeśli już dochodzi do Bożej interwencji, ma ona charakter osobistego doświadczenia, jak w przypadku nawrócenia Szawła. Zwykle jednak Bóg cierpliwie czeka... Aż serce człowieka będzie gotowe wypełnić się Jego Miłością i przeżyć prawdziwe objawienie.

Mój Panie, nie oczekuję od Ciebie paranormalnych zjawisk, nie chcę, byś rozwiązywał za mnie moje codzienne problemy i nie uzależniam od tego mojej wiary. Chcę zachowywać Twoje przykazania, bo to jedyny fundament, który nigdy mnie nie zawiódł. Chcę Ci dziękować za dar wytrwałości i pokory w ich wypełnianiu oraz dar cierpliwości w oczekiwaniu na Ciebie. Chcę Cię kochać i doświadczać sercem. I za ten cud Twojego objawienia w moim sercu bądź Panie pochwalony.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 8 MAJA – J 10,11-16
PostNapisane: wtorek 08 maja 2012, 06:37 
Ja jestem dobrym pasterzem. Znam moje owce i one Mnie znają.

Obraz stada owiec, którego używa Jezus w dzisiejszym Słowie, może wprawiać w zakłopotanie. W naszej kulturze owca stała się symbolem stworzenia niezbyt rozgarniętego, płochliwego, idącego bezmyślnie z całym stadem. Gdy chcemy odnieść się lekceważąco do jakiejś inicjatywy, używamy określenia „owczy pęd”. Jako chrześcijanie nie dajmy się jednak zwieść temu skojarzeniu, bo w dzisiejszej rzeczywistości to właśnie świadoma, chrześcijańska postawa kieruje nas pod prąd różnych „owczych pędów”: konsumpcjonizmu, pogoni za tym, co jest aktualnie najbardziej „trendy”, beztroskiego dawania upustu swoim najniższym instynktom. Ale także pod prąd współczesnego faryzeizmu, czyli religijności argumentowanej poczuciem, że „tak wypada”, albo że tak powinien czynić „prawdziwy Polak-katolik”.

Aby świadomie iść za Chrystusem, trzeba przede wszystkim podjąć decyzję. Trzeba umotywować ją pragnieniem serca i trwać w niej siłą umysłu. Trzeba zatrzymać się w stadzie bezmyślnych owiec, usłyszeć głos Dobrego Pasterza i skierować się ku niemu, nawet będąc wyśmiewanym, lekceważonym i potrącanym przez tłum. Dopiero wtedy w pełnym tego słowa znaczeniu mogę się stać jednym ze stworzeń, o których Jezus powiedział z miłością: „moje owce”.

Posiadam jeszcze inne owce, które wprawdzie nie są z tej zagrody, lecz trzeba, abym je przyprowadził - dodaje Jezus, a jest w tym stwierdzeniu nuta zagadkowości. Frapuje mnie to, jak słowa o „innych owcach” na przestrzeni wieków zmieniają swoje geograficzne i kulturowe znaczenie. Przez dwa tysiące lat, od pogan zamieszkujących ziemie otaczające Palestynę, przez ludy najdalszych zakątków Imperium Rzymskiego, aż po mieszkańców Nowego Świata, ewangelizacja zataczała coraz szersze geograficznie kręgi. Z drugiej strony współczesne przemiany kulturowe spowodowały, że Słowo Boże znalazło się jakby w odwrocie... Dzieło Kościoła nie jest idealne, w końcu tworzą go niedoskonali ze swej natury ludzie, którzy często nie umieją trafić do ludzkich serc i bezradnie poprzestają na dbaniu o niewiele wartą religijną powierzchowność. Dlatego Kościołowi potrzebna jest wciąż modlitwa o natchnienie Ducha Świętego, by duszpasterze potrafili kolejnym „owcom” wskazywać drogę do Zbawiciela. Drogę, której nie wyznaczają zakazy i nakazy, lecz serce.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 9 MAJA – J 15,1-8
PostNapisane: środa 09 maja 2012, 06:40 
Przez to bowiem doznał chwały mój Ojciec, że przynosicie obfity owoc i jesteście moimi uczniami.

Wraca dziś do nas obraz Jezusowego winnego krzewu, z którego mamy wyrastać jak latorośle. Bóg Ojciec dogląda w nim każdej małej gałązki, ale spogląda także na cały krzew pragnąc, aby rozwijał się i piękniał, aby był dobry.

Całość jest czymś więcej, niż sumą swoich części. To niezwykłe, jak poszczególne, małe, niezależne elementy – jak gałązki czy listki - mogą połączyć się w coś, co posiada zupełnie nową jakość. Komórki ciała tworzą tkanki, z tkanek zbudowane są narządy, a te złożone w całość tworzą jedno ciało. Tak też i my, choć każdy z nas jest niezależną, wolną i niepowtarzalną istotą, powołani jesteśmy do tego, by się łączyć we wspólnocie. Wspólnota Kościoła to ziemskie Ciało Chrystusa. Gdy w czasie Eucharystii „bierzemy i jemy”, potwierdzamy, że chcemy to Ciało współtworzyć, nadawać mu kształt i dynamikę swoim własnym istnieniem.

Trudna historia, lata zaborów i niedemokratycznych rządów sprawiły, że my, Polacy, mamy z tym poczuciem wspólnoty problem. Gdy mówimy o państwie, nie jest to państwo „nasze”, lecz „ich” - polityków, urzędników, bliżej nieokreślonych grup „trzymających władzę”. A przecież państwo – to my wszyscy. Ono istnieje przez nas i dla nas. Podobnie jest z Kościołem – przyzwyczailiśmy się myśleć o nim mając przed oczami głównie hierarchów kościelnych, ze zwykłymi duchownymi gdzieś w tle. Tymczasem Kościół to my wszyscy: ja i ty. Bez względu na to, czy nosisz sutannę, czy nie nosisz, chodzisz na pielgrzymki i działasz w organizacjach parafialnych, czy może od wielu lat nie przystępowałeś do spowiedzi i czasem nawet brak ci odwagi, by wejść do świątyni. Nie ma w Kościele osób ważniejszych i mniej ważnych. Bez względu na to, w jakim momencie życia teraz się znajdujesz, Kościół jest dla ciebie, a Bogu zależy na tobie. Tylko... czy tobie zależy na Nim?

Chcę dziś szczególnie podziękować za możliwość uczestnictwa we wspólnocie, jaką jest to forum – za Wasze słowa i modlitwę. Za Waszą obecność w moim życiu, która utwierdza mnie w pragnieniu, by ten Jezusowy krzew współtworzyć.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: środa 09 maja 2012, 07:15 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Sezon działkowy AD 2012 rozpoczęty na dobre. W pogodne sobotnio-niedzielne popołudnia i wieczory czuć zapach nie tylko kwitnących konwalii i bzów, ale również grillowanych pstrągów, kiełbaski, krupnioków…. Tu i ówdzie słychać bardziej lub mniej wyraźne chóralne śpiewy, bynajmniej nie wezwań Litanii Loretańskiej. Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii po raz drugi w tym sezonie przypomina o podstawowych zasadach uprawy winnicy.

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy.

Jestem latoroślą wszczepioną poprzez Chrzest święty w winny krzew – Chrystusa. Jeśli pozwolę, bym został oderwany od krzewu, niewątpliwie uschnę i stanę się bezużyteczny. Jako latorośl wszczepiona i mająca wydawać obfite, dorodne owoce musze przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że będę skracany i przycinany. I na nic mój krzyk i wrzask- że to nie po mojemu, że nie tak chciałem, że to mnie boli, że nie wiem, że nie rozumiem…. Konieczny zabieg, owszem trochę bolesny, ale zawsze można go pokorą skutecznie znieczulić-dostępna bez recepty. Jeśli zachwycę się swoim pięknym, swoim bujnym wzrostem, w tym zachwycie nad sobą zapomnę po co rosnę i nie zgodzę się na koniczne cięcia sanitarne i odmładzające krzew. Wyrosnę jak długi, okazały pęd, który niestety nie przyniesie owoców; jako całkowicie bezużyteczny zostanę odcięty i spalony. Jako wszczepiona latorośl , odpowiednio skrócona i przycięta, poprzez wiarę, mogę i mam prawo czerpać życiodajne soki z ziemi poprzez Krzew, mogę korzystać z pełni słońca, z wiedzy i doświadczenia Ogrodnika. Kolejne, mniej radykalne cięcia uszlachetnią mój owoc i uczynią go jeszcze bardziej cennym.
Bóg Ojciec jest tym który uprawia. On doskonale zna zasady pielęgnacji winnicy - uprawy naszych zachwaszczonych serc, leżących niekiedy ugorem od szeregu lat . Zaufajmy Bogu…. beze Mnie NIC nie możecie uczynić…. i pozwólmy Mu działać,…. odciąć to wszystko co przeszkadza nam owocować.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 10 MAJA - J 15,9-11
PostNapisane: czwartek 10 maja 2012, 06:43 
Będziecie zaś trwać w mojej miłości, jeśli zachowacie moje przykazania, podobnie jak Ja spełniłem przykazania mojego Ojca i trwam w Jego miłości.

Przykazania... Słowo znane od dzieciństwa. I wielu z nas od dzieciństwa kojarzące się przede wszystkim ze zbiorem nakazów i zakazów, których posłusznie należy przestrzegać. Nie można robić tego, na co ma się ochotę, a trzeba wypełniać inne, nie zawsze zrozumiałe dla dziecka, religijne obowiązki. Tak, jak buntowaliśmy się wobec rodziców, którzy wychowując nas ograniczali naszą swobodę, pewnie i nieraz buntowaliśmy się przeciw Panu Bogu, który wydawał się groźnie patrzeć z góry na wszystko, co robimy. W dorosłym życiu jesteśmy wdzięczni swoim rodzicom za wychowanie i mądrość, którą nam przekazali. Ale obraz Boga jako przysłowiowego surowego policjanta gdzieś tam w głowie zostaje. Wielu z nas czuje jakieś wewnętrzne rozdarcie między potrzebą bycia blisko Boga a „ograniczeniami” stawianymi przez Kościół.

Tymczasem Jezus mówi wyraźnie, że istnieje prosta zależność między zachowywaniem przykazań a miłością wobec tego, kto te przykazania stawia. On, Syn Boży, obdarza Ojca miłością, dlatego pragnie (a nie tylko czuje się zobowiązany!) zachowywać wszystko, co Ojciec Mu polecił. Podobnie i my przede wszystkim powinniśmy tak ukochać Pana, by zachowywanie Jego przykazań było naturalną konsekwencją tej miłości. By było darem z naszego życia. A Bóg na pewno nie chce nakładać na nas „jarzma, którego ani ojcowie nasi, ani my sami nie mieliśmy siły dźwigać” - jak mówi apostoł Piotr w dzisiejszym czytaniu z Dziejów Apostolskich.

Jeżeli dziś mam problem z wymaganiami, które stawia przede mną wiara, czuję się skrępowany albo niesprawiedliwie ograniczany, to coś tu ewidentnie nie gra. Powinienem zapytać siebie, czy rzeczywiście jestem gotów obdarzyć Boga miłością. A jeśli tak, jeśli uda mi się wypełnić to pierwsze i podstawowe przykazanie miłości, to z ufnością powinienem pytać Boga o każdą sprawę, której nie rozumiem, albo która budzi moje wątpliwości.

Panie, pomóż mi zrozumieć, czemu tego ode mnie oczekujesz, a tamtego nie chcesz, abym czynił. Czy chcesz mnie przed czymś uchronić? Może nie dostrzegam zagrożeń, których chcesz, abym uniknął? Pozwól mi dostrzec cel Twoich przykazań, bo ufam, że wypływają one wyłącznie z Twojej miłości i troski o mnie.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 10 maja 2012, 11:17 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem...

Bóg jest miłością, zbawieniem darzy
I kocha bardzo mnie dziecię Swe.

Jezusa posłał wiernego Zbawcę,
Aby do nieba wprowadził mnie.

I dał nam Matkę Swojego Syna,
Aby od złego chroniła nas.

Kochany Jezu łzy nam ocierasz,
Gdy serce boli, utulasz żal.

Cóż oddam Panu za wszystkie dary,
Którymi co dzień obdarza mnie?

Chcę Ciebie kochać miłością wielką,
Tak długo, póki tu będę żyć.

Ref.: Więc śpiewaj duszo ma: Bóg jest miłością, Bóg jest miłością, miłuje mnie

…JA Cie Kocham takim jaki jesteś… nie za to co zrobiłeś lub czego nie zrobiłeś- kocham Cię dla Ciebie samego, za piękno i godność, które Mój Ojciec Ci dał stwarzając Cię na swój własny obraz….
…Pragnę Cię kochać i być przez Ciebie kochanym-oto jak drogim mi jesteś…
…Przyjdź do Mnie, a wypełnię Twoje serce i uzdrowię Twoje rany. Uczynię Cię na nowo i dam Ci pokój, nawet we wszystkich Twoich trudnościach…
…Przyjdź do Mnie z Twoją nędzą i Twoimi grzechami, z Twoimi kłopotami i potrzebami, z całym twoim pragnieniem bycia kochanym. JA stoję u drzwi twego serca i kołaczę… Otwórz Mi, ponieważ CIĘ PRAGNĘ…

Uwierz, że BÓG NAPRAWDĘ CIĘ KOCHA TAKIM, JAKI JESTEŚ, a
- codzienna modlitwa nie będzie nudnym monologiem, odklepaniem wyuczonych formułek, stanie się szczerą, serdeczną rozmową,
- niedzielna Msza św. przestanie być uciążliwym obowiązkiem, stratą czasu,
- w konfesjonale dostrzeżesz nie kapłana, a Miłosiernego Ojca, serce, owszem nadal będzie Ci szybciej biło, ale nie ze wstydu czy lęku, a z radości, spowiedź przestanie być odwlekanym w czasie przykrym obowiązkiem, stanie się oczekiwanym spotkaniem -pojednaniem syna łajdaka z Kochającym-Miłosiernym Ojcem,
- Twoje życie nabierze nowych, niepowtarzalnych barw.

Spróbuj uwierzyć, zaufać… i przekonaj się sam.

Boże ! Dziękuję Ci za tą wielką łaskę, że po wielu latach błądzenia, kiedy byłem całkowicie bezradny wobec własnych słabości, załamany i o mały krok od rozpaczy usłyszałem Twoje wołanie: Kocham Cię ! Wracaj !


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 11 MAJA – J 15,12-17
PostNapisane: piątek 11 maja 2012, 06:40 
Już nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan. Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca.

Zobaczmy, co o przyjaźni pisze w swoim traktacie Elred z Rievaulx: Przyjaźni duchowej, którą nazywamy prawdziwą, pragniemy nie ze względu na korzyść doczesną, jakiej ktoś może nam udzielić, ani z jakiejkolwiek przyczyny zewnętrznej, lecz dla jej własnej, naturalnej godności i z potrzeby ludzkiego serca, tak że korzyścią z niej płynącą i nagrodą za nią nie jest nic innego, tylko ona sama.

Jezus w dzisiejszym czytaniu mówi o swojej przyjaźni do uczniów. Taka relacja mogła zaistnieć dzięki temu, że wyjawił im w swoim Słowie całą tajemnicę Bożej miłości – zamiary i pragnienia swojego Ojca. Między prawdziwymi przyjaciółmi nie ma bowiem tajemnic, dzielą się oni wszystkimi swoimi troskami, wspierają się, a w rezultacie ich cele i pragnienia stają się zgodne i trwałe. Jeżeli zatem Bóg Ojciec zesłał swojego Syna, by objawił ludziom wszystkie tajemnice Boskiego Serca, to z pewnością uczynił to powodowany ogromnym pragnieniem przyjaźni z rodzajem ludzkim.

Bóg nie posłał zatem swojego Słowa na ziemię po to, by tutaj załatwić jakiś interes, by nas pozyskać dla jakichś korzyści, by się napawać oddawaną Mu czcią... On to uczynił z najgłębszego i najczystszego pragnienia przyjaźni z nami, bo sam jest najgłębszą i najczystszą Miłością. On sam tęskni, kocha i pragnie naszej miłości. A ponieważ, jak to się mówi, przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem – pragnie także, byśmy tym uczuciem darzyli się wzajemnie. Czy możemy Mu tego wszystkiego odmówić?


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: piątek 11 maja 2012, 11:09 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem

Bóg oczekuje od nas miłości. Nic więcej. Tak mało, a równocześnie tak wiele. Takie to proste, a zarazem takie trudne, bo jak kochać bliźniego, który czasem staje się nie do zniesienia? jak w każdym potrzebującym dostrzegać Jezusa? „...Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili.”/Mt.25,40/. A co ja z tego będę miał? Lepiej czas poświęcić dla siebie. Przecież mnie się też od życia coś należy. A świat kusi ofertą, reklamą…. I zaczynam gonić za tym, co wydaje mi się niezbędne i konieczne, nie wiadomo kiedy zaczynam pędzić, z każdym dniem coraz szybciej, wreszcie tak szybko, że już nie zauważam kogo, kiedy i gdzie mijam po drodze. Zmęczony i wyczerpany nie zauważam drogowskazów wskazujących bezpieczną i pewną drogę do Boga, poprzez bezinteresowną miłość bliźniego: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni", "Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni", "Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone", "Dawajcie, a będzie wam dane", "Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie",… Nie mam czasu, by się zatrzymać i pochylić się nad głodnym, spragnionym, nagim, chorym, by przyjąć przybysza, by odwiedzić więźnia,… Bliźniego, owszem kocham bardzo, ale tylko słowem i językiem! I tak w pogoni za tym, co jest tylko pozornie najważniejsze, w ciągłym niezadowoleniu, stresie, upływają kolejne dni mojego życia, dane mi od Boga.

Uczyń mnie, Panie, narzędziem Twojego pokoju,
bym tam, gdzie jest nienawiść - zakorzeniał miłość,
tam, gdzie obraza - wnosił przebaczenie,
tam, gdzie niezgoda - głosił pojednanie,
tam, gdzie błąd panuje, bym przynosił prawdę.
tam, gdzie jest wątpienie, żebym krzewił wiarę,
tam, gdzie jest rozpacz, bym budził nadzieję,
tam, gdzie są ciemności, bym zapalał światło,
a tam, gdzie smutek, żebym wnosił radość.
Spraw, Panie, żebym nie o to zabiegał,
by mnie pocieszano, lecz żebym pocieszał,
nie szukał zrozumienia, lecz żebym rozumiał,
nie pragnął być kochany, ale żebym kochał.
Albowiem siebie dając - coś się otrzymuje,
siebie zapomniawszy - można znaleźć siebie,
innym wybaczając - doznam przebaczenia,
a umierając - zmartwychwstaję wiecznie.


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 12 MAJA – J 15,18-21
PostNapisane: sobota 12 maja 2012, 06:56 
Gdybyście byli ze świata, świat kochałby to, co do niego należy. Wy jednak nie jesteście ze świata, gdyż wybrałem was z tego świata dla siebie. Dlatego świat was nienawidzi.

Często w Piśmie Świętym spotykamy się ze słowem „świat” użytym w znaczeniu negatywnym. Świat bywa ukazywany jako miejsce przeciwstawiające się Bogu, a szatan – określany władcą tego świata, którego Chrystus przybył zwyciężyć. A przecież tenże świat zaistniał na początku jako dzieło Boga, dlaczego więc dziś ten, kto zwraca się ku Chrystusowi, kto został przez Niego wybrany, ma być przez świat nienawidzony?

Przede wszystkim trzeba nam pamiętać, że powołując do życia wszelkie istoty i wieńcząc to dzieło stworzeniem człowieka, Bóg nadał tym istotom podmiotowość i niezależność. Ludzie – jak żadne inne istoty ziemskie – osiągnęli stopień rozwoju pozwalający im nie tylko istnieć w tym świecie na chwałę Bożą, ale świadomie zwracać się ku Bogu, podejmować z nim dialog, przeżywać i odczuwać w sposób, który jest już jakąś namiastką niepojętego Bożego przeżywania. Stwórca szanuje więc człowieka, respektuje jego wolną wolę. Nierzadko sam inicjuje dialog z ludzkim sercem.

Cena za tę podmiotowość i wolną wolę jest wysoka... Człowiek ma prawo i możliwość odwrócić się od Boga, zamknąć serce i zmysły na Jego wołanie. I rzeczywiście... Pędząca już nie wiadomo dokąd cywilizacja pochłania tak bardzo, że „świat” nie ma już czasu i ochoty słuchać Stwórcy. A może po prostu w natłoku szalonych wrażeń, w ziemskiej uczcie zmysłów przestaje Go w ogóle dostrzegać? Z irytacją i kpiną odnosi się więc do tych, którzy takiemu „światu” mówią „nie”, chcą zatrzymać się, zawrócić, odnaleźć Źródło, z którego wyszli.

A trzeba nam się zatrzymać i światu sprzeciwić. Obudzić się z duchowego bezwładu, w którym tkwimy jak w filmowym Matriksie. Dostrzec, że pod fizyczną powłoką świata kryje się coś o wiele ważniejszego, czego nie wyrażą żadne słowa i obrazy. Wtedy przestaniemy „być ze świata” – i to będzie bolesne. Odnajdziemy jednak Boga – i to będzie prawdziwe.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 13 MAJA - J 15,9-17; J 4,7-10
PostNapisane: niedziela 13 maja 2012, 09:59 
Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.

Kim jest Bóg? Czym On jest? Gdzie kryje się przed naszymi zmysłami, dlaczego tak często nam Jego brak, jak Go odnaleźć? Święty Jan Apostoł daje tak prostą, że aż trudną do ogarnięcia i zrozumienia odpowiedź: Bóg jest miłością. Miłością osobową, żywą, świadomą, istniejącą wokół nas i otaczającą nas samą Sobą. To miłość w osobie Ojca i Stwórcy, która pragnie kochać, więc swoim tchnieniem życia daje początek nowym istnieniom. To miłość w osobie Syna i Słowa, która pragnie być kochaną, więc przemawia do człowieka, zmywa z niego to, co złe i czeka z otwartymi ramionami. To miłość w osobie Ducha i Wspomożyciela, która pragnie istnieć, więc jest obecna w naszych sercach i umysłach.

Ilekroć przeżywamy chwile zwątpienia, ogarniają nas złe emocje, czynimy źle – jeżeli odczuwamy wewnątrz siebie ból, który uświadamia, że wcale tego nie chcemy, to jest to ból tej najgłębszej osobowej Miłości, która w nas jest obecna i daje znać o sobie. Ona sama wzywa nas do siebie i zawsze ma nadzieję, że Jej wołanie wreszcie usłyszymy.

Dziś rocznica zamachu na błogosławionego Jana Pawła II...

Istnieje Ktoś,
kto dzierży losy tego przemijającego świata,
Ktoś, to ma klucze śmierci i otchłani.
A ten Ktoś jest Miłością.


- JPII w książce „Przekroczyć próg nadziei”


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 14 MAJA – J 15,9-17
PostNapisane: poniedziałek 14 maja 2012, 06:43 
To nie wy wybraliście Mnie, lecz Ja wybrałem was i Ja wyznaczyłem was, abyście szli, przynosili owoc i aby wasz owoc był trwały; aby mój Ojciec dał wam wszystko, o co Go poprosicie w moje imię.

Nasza zdolność odwzajemnienia Bożej miłości nie jest zwyczajną, wrodzoną cechą charakteru czy intelektu. Jest cennym darem, który każdy otrzymuje w odpowiednim dla siebie momencie życia, przechodząc najpierw różne doświadczenia, nierzadko trudne. Bywa, że moment otrzymania tego daru nadchodzi po wielu latach obojętności, a nawet wrogości wobec Bożego Słowa. Bywa, że człowiek musi dojrzewać, dorastać wiele lat, popełniając mnóstwo błędów, aby wreszcie stać się gotowym do usłyszenia Chrystusowego wezwania i do odpowiedzenia na nie przez prawdziwą zmianę w swoim życiu. A taka zmiana zaczyna się od głębokiego przewartościowania, od zmiany fundamentów swojego myślenia. Trzeba więc być gotowym jakby na dekonstrukcję własnej osoby... Tak by można ją było zbudować od podstaw, pod dyktando serca dotkniętego Bożym wezwaniem. By nasza wola związana była z wolą Boga, bo tego pragnie serce. By owoc naszego życia był trwały, bo postawiony na trwałych fundamentach. Byśmy coraz lepiej rozumieli się z Ojcem niebieskim i wiedzieli, o co Go prosić możemy w imię Syna, by mieć niezachwianą wiarę, że to otrzymamy.

Miłość wymaga wysiłku, osobistego zobowiązania i związania z wolą Boga.
Oznacza to umartwienie i ofiarę, ale oznacza również radość i pełnię człowieczeństwa.

Jan Paweł II - z homilii, Boston, USA, 1979 r.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 15 MAJA – J 16,5-11
PostNapisane: wtorek 15 maja 2012, 05:20 
Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was.

Trudne słowa kieruje Jezus do uczniów. Z pewnością ciężko im zrozumieć powód, dla którego ma ich opuścić. Smucą się i nawet nie mają już odwagi zadawać kolejnych pytań. Boją się zostać sami, a słowa o śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa są dla nich niepojęte. Wiemy, że gdy przyjdzie krytyczna godzina, w większości rozpierzchną się ze strachu i zostawią Nauczyciela samego. Ale wiemy też, że po Zmartwychwstaniu Nauczyciel znów się im na krótki czas objawi, napełniając ich serca pokojem i otuchą. Rodzi się w nas jednak pytanie, dlaczego Zmartwychwstały Jezus po tym krótkim okresie czterdziestu dni w końcu wstępuje do niebiańskiej rzeczywistości, a nie pozostaje razem z uczniami, by fizyczną, człowieczą obecnością wspierać ich w budowaniu swojego Kościoła i zamknąć usta tym, którzy naśmiewają się z prawdy o Zmartwychwstaniu.

Kluczem do odpowiedzi na to pytanie są słowa o Duchu Pocieszycielu. Ten Wspomożyciel jest darem Boga dla wszystkich, którzy w niego wierzą. On towarzysząc każdemu z nas pragnie nas wspierać w chrześcijańskiej samodzielności. A samodzielność to zdolność do wzięcia odpowiedzialności za swoje decyzje, czyny i przekonania. Głos Ducha Świętego słyszymy najlepiej, gdy ufamy, że z Jego mocą jesteśmy w stanie sprostać zadaniom, jakie Bóg przed nami stawia.

Gdyby więc Jezus pozostał z uczniami na ziemi, czy byliby gotowi przyjąć Ducha Świętego i podjąć wyzwanie samodzielności? Czyż nie biegaliby do Nauczyciela z każdym drobnym problemem, nie mówili „nie jestem pewien, muszę zapytać Rabbiego”? A przecież Syn Boży objawił im już wszystko, co usłyszał od Ojca. „Pępowina” musi w końcu zostać odcięta. Apostołowie muszą teraz wziąć odpowiedzialność za głoszenie Słowa. Bóg przygotował ich do tego przez Syna i to był czas słuchania. Teraz, gdy nastaje czas działania, wspierać ich będzie przez Ducha.

Boże, dziękuję Ci za Słowa, które objawiłeś przez Twojego Syna. Dziękuję za dar Jego obecności w Eucharystii, która pozwala mi stawać się prawdziwie częścią Jego ciała - Kościoła. Pomóż mi każdego dnia otwierać się na Twojego Ducha, bym potrafił i miał odwagę świadczyć o Twojej miłości.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 16 MAJA - J 17,20-26, 1 Kor 1
PostNapisane: środa 16 maja 2012, 06:44 
Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.

W dniu ustanowienia Eucharystii Jezus przygotowuje uczniów do misji głoszenia Słowa, a modląc się prosi Ojca o dar jedności dla nich, o to aby wytrwali w zgodnej wspólnocie. To właśnie poprzez zgodność ich serc i umysłów świat może się przekonać o prawdziwości Jego posłannictwa. Jezus wie, że ludzkie słabości, takie jak przerost ambicji, duma, brak cierpliwości i gotowości do dialogu to jedne z największych zagrożeń dla rodzącego się Kościoła. W Pierwszym Liście do Koryntian święty Paweł odnosi się właśnie do tego problemu: do konkurujących ze sobą stronnictw. Czyż Chrystus jest podzielony? - pyta apostoł.

Porażką Kościoła na przestrzeni wieków były wielkie rozłamy i trwające do tej pory podziały. Nie chodzi o różnorodność form kultu chrześcijańskiego, gdyż jest ona sama w sobie czymś pięknym i potrzebnym, pozwala ludziom z każdej kultury na wejście w Chrystusową rzeczywistość w taki sposób, który jest najbardziej naturalny dla ich obyczajów, sposobu postrzegania świata, narodowego temperamentu. Dramatem jest jednak nieufność – a nawet wrogość – i niezdrowa konkurencja między kościołami, które przecież czczą tego samego Chrystusa. Wiele razy w historii Kościoła szczytnym intencjom towarzyszyły godne pożałowania postawy, z niezdrową ambicją i dumą na czele, co doprowadzało do podziałów.

Chrystus nie jest podzielony, kieruje te same słowa do każdego człowieka, tyle że we właściwy dla niego sposób i w odpowiednim czasie. Nie osądzajmy, nie oceniajmy wiary i religijności innych na podstawie ich powierzchowności. Cieszmy się z tego, co nas łączy, rozmawiajmy i budujmy mosty. Pamiętajmy o Jezusowym pragnieniu, abyśmy byli jedno.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 17 MAJA – J 16,16-20
PostNapisane: czwartek 17 maja 2012, 06:44 
Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Mówimy czasem, że „ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Jest w tym powiedzeniu nuta sarkazmu i chęci odwetu, ale jest też pewna prawda. Nie zawsze to, co miłe, radosne i dostępne od zaraz, daje szczęście i radość na dłuższą metę. I tak samo nie zawsze smutek, przykrość, niezaspokojone pragnienie musi być przyczyną trwałego nieszczęścia. O tym przekonujemy się co dzień na własnej skórze.

Jezus nie ukrywa przed swoimi uczniami – tymi sprzed dwóch tysięcy lat i tymi dzisiejszymi, nami – że droga, do podążania którą powołany jest chrześcijanin, nie jest łatwa, nie jest też szczególnie urokliwa. W zastanawiających słowach stwierdza: Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. Tak jakby chciał dać do zrozumienia, że wie doskonale, iż w życiu każdego Chrystusowego ucznia są i będą momenty bardzo trudne. Momenty, gdy błagamy o Jego obecność, a nie dostrzegamy jej, gdy wzywamy Jego miłości, a nie odczuwamy jej, gdy chcemy słuchać Jego słów, a nie słyszymy ich.

Krzyż rodzi jednak dobro. Będziemy wdzięczni za Jego obecność, bo zrozumiemy, że zawsze obok był, będziemy radować się Jego miłością, bo nauczymy się z niej czerpać, będziemy pamiętać każde Jego słowo, kiedy odkryjemy je w każdym szczególe historii naszego życia.

Czuwaj dobry Boże nad tymi, którzy cierpią w Imię Twoje, którzy są prześladowani, nękani słabościami, zrozpaczeni zwątpieniem. Czuwaj, by przetrwali ciężki czas i dotarli szczęśliwie do bram Twojej chwały.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 18 MAJA – J 16,20-23a
PostNapisane: piątek 18 maja 2012, 06:48 
Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat.

Gdy małe dziecko doznaje bólu, boi się, albo bardzo czegoś pragnie lecz tego nie dostaje, niemal natychmiast ucieka się do płaczu. Woła rodziców, od nich oczekuje ochrony, czułości, zaspokojenia wszelkich potrzeb. Największy zaś strach odczuwa na myśl, że mogłoby zostać przez nich odtrącone.

A gdy dorosły człowiek boi się, cierpi, odczuwa jakiś brak, to...? No właśnie. Dorosłość to taki dziwny stan, w którym świat skrywanych wewnątrz gwałtownych emocji nie różni się tak naprawdę wiele od świata emocji dziecka, lecz ukształtowany przez wiedzę i kulturę umysł oraz zdolność do autorefleksji pozwalają na ogół, by te nagłe emocje nie kierowały naszym postępowaniem. Na ogół – bo nie każdy tę zdolność dobrze opanował, a także dlatego, że w pewnych sytuacjach ona po prostu nie działa.

Piszę o tym, bo chcę się dziś pochylić nad jedną ważną cechą, którą jest cierpliwość. Tę cierpliwość musimy posiąść, aby oduczyć się oceniania postępowania innych ludzi w taki sposób, jakby każdą niedogodność wyrządzali nam celowo, aby umieć wybaczać i odpuszczać, jeśli naprawdę czujemy się przez nich skrzywdzeni. Jest ona też potrzebna, aby dać sobie radę z samym sobą. Słabości, niechciane skłonności, natrętne i przykre myśli – wszystko to, co siedzi w moim umyśle i niejednokrotnie boli, sprawiałoby jeszcze większy ból, gdybym nie miał cierpliwości do siebie samego i nie umiał ze spokojem tego przeczekać. Cierpliwość jest też człowiekowi potrzebna wobec... Pana Boga. Nie dlatego, że w jakikolwiek sposób robi on nam na złość czy też każe na siebie czekać. Dlatego natomiast, że aby dostrzec i zrozumieć wiele Boskich prawd, nam samym potrzeba czasu. Ważne, byśmy w tym czasie dojrzewania do każdej kolejnej prawdy nie zniechęcali się i nie poddawali.

Boże, wiem, że póki żyję na tym świecie, masz dla mnie niewyczerpaną cierpliwość. Proszę, przez Twojego Ducha obdarz i mnie cnotą cierpliwości, by codzienne trudności nie przesłaniały mi piękna wieczności z Tobą.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 19 MAJA – J 16,23b-28
PostNapisane: sobota 19 maja 2012, 08:51 
O cokolwiek poprosicie Ojca w imię moje, da wam. Dotychczas nie prosiliście o nic w imię moje. Proście więc, a otrzymacie, aby wasza radość była pełna.

Nie będę ukrywać: słowa Jezusa z dzisiejszego fragmentu Ewangelii wprawiają w zakłopotanie. Nie tak prosto skonfrontować z nimi rzeczywistość. Wiele razy prosiłem i proszę Boga w modlitwie o różne sprawy. Prośbom tym towarzyszą jednak wątpliwości: czy Bóg rzeczywiście wysłucha i pomoże, czy godzi się o taką czy inną rzecz prosić... Chrystus mówi „proście o cokolwiek”, ale przecież zdajemy sobie sprawę, że jeżeli będziemy traktować modlitwę jak proces składania zamówień na rozwiązania wszystkich życiowych problemów, to możemy się rozczarować. Jezus mówi też: „proście w imię moje”... Jak to czynić, jak te słowa właściwie zinterpretować?

Prosić o coś Boga Ojca w imię Syna Bożego to jakby wkroczyć w przestrzeń między tymi Boskimi Osobami. Stanąć przed Ojcem, mając za plecami Syna i wiedząc, że łączy ich doskonała i najgłębsza miłość. To budzi trwogę, można poczuć się jak intruz zakłócający spokój Trójcy Świętej... A jednak Chrystus zaprasza każdego w tę przestrzeń i dodaje odwagi, byśmy bez obaw zwracali się do Ojca, przed którego Oblicze sam jest nas gotów prowadzić.

Nie wkroczymy jednak w tę przestrzeń, jeśli zabraknie nam wiary w to, że Ojciec słucha, nadziei, że Jego wolą jest odpowiedzieć na nasze potrzeby, oraz miłości, z której wypływa szczera chęć, by nasze prośby były zgodne z nauką Syna. Niech modlitwa ma miejsce w przestrzeni prawdziwej pokory, zaufania i pokoju. Wtedy usłyszymy, a właściwie poczujemy, jak Duch Święty odkrywa w nas odpowiedzi na wszelkie dręczące pytania. Radość z bliskości Boga będzie pełna. Oby On sam obdarzał nas zdolnością do takiej modlitwy.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 20 MAJA – Mk 16,15-20; Dz 1,1-11
PostNapisane: niedziela 20 maja 2012, 11:18 
Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego

Pan wśród radości wstępuje do nieba. Czyli dokąd? Gdzie jest to upragnione niebo, jak mamy odczytywać Łukaszowy opis tego wydarzenia, gdy Jezus w obecności uczniów uniósł się w górę, a obłok zabrał im Go sprzed oczu?

Wznosimy się przecież w niebo często. Na pokładach samolotów albo turystycznym balonem. Wznosili się astronauci w rakietach i promach kosmicznych. Gdy Jurij Gagarin odbył w 1961 roku lot kosmiczny jako pierwszy człowiek, propaganda skrzętnie to wykorzystała także w kontekście religii. Na plakacie z tamtego okresu Gagarin unosi się w przestrzeni z zadziornym uśmiechem, mijając majaczące w dole wieże kościołów, cerkwi i meczetów, i wykrzykując: Boga niet!

Tymczasem polski kosmonauta, generał Hermaszewski, pisze w swoich wspomnieniach: Znam bardzo wielu kosmonautów, astronautów, ich przeżycia i przemyślenia w Kosmosie były podobne do moich. Nie znam przypadku, by ktoś wierzący po locie kosmicznym porzucił wiarę. Natomiast bardzo wielu niewierzących powróciło jako ludzie absolutnie odmienieni duchowo.

Ale niebo, do którego wstąpił Chrystus i do którego jesteśmy powołani, nie mieści się w ludzkich kategoriach miejsca i czasu. Nie jest z tego świata, więc jest poza czasem i przestrzenią. A jednocześnie subtelnie przenika ten świat. Miejsce styku nieba ze światem – to nasze serca, tląca się w nich chęć czynienia dobra, uśmiech, życzliwość, bezinteresowność... Chrystus odszedł „tam”, by zasiąść po prawicy Ojca, lecz pozostaje „tu”, bo Jego chwała daje o sobie znać w rzeczywistym świecie, poprzez dzieła ludzi o otwartych sercach, którzy „idą na cały świat i głoszą Ewangelię”, nie tylko słowem, ale przede wszystkim czynem... Dobrym czynem.

Tylko dlaczego o ten dobry czyn wciąż tak trudno...

Niebo – to my, odarci z gwiazd
Niebo umiera gdzieś w nas
Niebo – to my w ołowiu chmur
Ja i ty
Uratuj je


http://www.youtube.com/watch?v=qboUIKPXicE


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 21 MAJA – J 16,29-33
PostNapisane: poniedziałek 21 maja 2012, 06:52 
W świecie będziecie doświadczać ucisków, lecz ufajcie! - Ja zwyciężyłem świat.

Nie jest łatwo być chrześcijaninem, Panie Jezu, w tym świecie. Że Ci wierzę i ufam – taka deklaracja nie kosztuje mnie wiele. Że nie rozpierzchnę się wespół z innymi, gdy przyjdzie chwila próby – tego chyba jeszcze nie jestem gotów Ci obiecać.

Boję się ucisków. Boję się ironicznego spojrzenia, gdy chcę uczynić znak krzyża. Boję się wyśmiania, gdy chcę być do końca uczciwy w codziennych, drobnych sprawach. Lęk przed zyskaniem opinii frajera i mięczaka sprawia, że wierność sumieniu i Twoim przykazaniom często ma zbyt wysoką cenę. Łatwo mi wołać do Ciebie „Panie, Panie!”, gdy jestem zamknięty w swojej wysokiej wieży. Kiedy z niej wychodzę, królestwo Boże w moim sercu zamiast rozkwitać, zwija się z powrotem w mały pączek.

Dlaczego?

Przecież Ty zwyciężyłeś świat. Ty jesteś Zbawicielem. Kiedy skończy się świat, skończą się sukcesy, biznes, rywalizacja, wyścigi o miano najlepszego w każdej dziedzinie, walka o renomę i autorytet, kiedy nie pozostanie już nic z tej szalonej, samonakręcającej się cywilizacyjnej pułapki, pozostaniesz tylko Ty. Bo tylko Ty masz słowa życia wiecznego.

A ja wciąż bardziej dbam o to, by przypodobać się światu, a nie Tobie. Oszalałem?

Naprawdę, Jezu, bez Ciebie nic nie mogę uczynić.

Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały


http://www.youtube.com/watch?v=NYHZwPT0f80


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 22 MAJA – J 17,1-11a
PostNapisane: wtorek 22 maja 2012, 06:48 
A życie wieczne polega na tym, aby wszyscy poznali Ciebie, jedynego, prawdziwego Boga i Tego, którego posłałeś – Jezusa Chrystusa.

Życie po życiu jest zagadką. Wyobrażenia na jego temat – niezliczone. Większość jednak dość naiwna i raczej nietrafiona. Pewnie dlatego, że odwołująca się do wrażeń zmysłowych, jakimi dysponujemy mając ziemskie ciało. Artyści malujący dzień sądu czy też chwałę świętych w niebie musieli odwoływać się do symboli. A symbolika religijna, obecna w naszej kulturze od wielu wieków, staje się w naszych oczach coraz bardziej naiwna, przaśna. Już nie przemawia do naszych „wykształciuszych” serc tak, jak porywała serca naszych przodków.

Dziś poza tym właściwie nie myśli się o życiu wiecznym. Cóż tam może się dziać ciekawego? Przecież to tutaj, na ziemi, jest zabawa na maksa, biba i fun. Są emocje, jest impreza. Life is a rollercoaster. Baw się póki żyjesz, zdążysz nie żyć po śmierci.

Tak, zdążę nie żyć po śmierci. Tylko czy aby na pewno to, co jest teraz, jest warte nazwania prawdziwym życiem? Czy to życie świadome? Czy jest w nim miejsce na miłość? A może tak bardzo obezwładnia mnie wir zdarzeń, że feeria barw przed oczami odbiera zupełnie kontrolę nad tym, co robię i nie pozwala nawet zastanowić się, czego tak naprawdę pragnę?

Wieczorem wyłącz światła i wszelki sprzęt. Niech zapadnie cisza. Zamknij oczy. Poczuj ciepło i pokój. Pomyśl o bezmiarze piękna, któremu nie zdołasz nadziwić się przez całą wieczność. O bezmiarze prawdy, która daje poczucie absolutnej wolności. To On, jedyny Bóg.

Rano raduj się, bo cząstkę tego wszystkiego nosisz w sercu. I dokądkolwiek pójdziesz, opromieniaj nią i zatrzymuj w pół kroku zdziwiony świat.

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam... ;-)

http://www.youtube.com/watch?v=RJsTBwHT6TY


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 23 MAJA – J 17,11b-19
PostNapisane: środa 23 maja 2012, 06:35 
Uświęć ich przez prawdę! Twoja nauka jest prawdą.

Co takiego w moich codziennych relacjach może sprawić mnie samemu największą przykrość? Myślę, że poczucie niesprawiedliwości. A kiedy mam takie poczucie? Chyba wtedy, gdy ktoś przypisuje mi rzeczy, o których z całą pewnością, na sto procent wiem, że nie mają nic wspólnego z prawdą. Albo gdy ktoś zaprzecza temu, o czym wiem i co widziałem na własne oczy. Wielu spraw nie jestem pewien, nie jestem pewien siebie samego, ale jeśli coś jest dla mnie czystą prawdą, to uderzenie w nią naprawdę boli.

Cóż to jest prawda? - pytał Piłat Jezusa. Pytał, choć tylko retorycznie. A tymczasem dzień wcześniej Jezus, wstawiając się za uczniami do Ojca, już udzielił odpowiedzi. To właśnie Ojcowska nauka, Boże Słowo jest prawdą. Taką, która uświęca. Uposaża jakby w nowe zmysły i odkrywa to, co było zakryte. Poznanie tej prawdy sprawia, że nic już w oczach człowieka nie jest takie, jak dawniej. Czyż to nie takie poznanie sprawiło, że apostoł Paweł „przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawał ze łzami w oczach upominać” zakładane przez siebie wspólnoty?

Czy Boża prawda jest dla mnie właśnie taką prawdą, że uderzenie w nią sprawia ból? A jeśli nie jest, czy chciałbym, by taką prawdą była? Trudne pytania. Milczenie i zaduma. Bo prawda zawarta w Słowie Bożym nie jest łatwa do przyjęcia, nie jest taka oczywista. Piękna, ale nieogarniona. Taka, której gorąco pragnę, obawiając się jednocześnie, że nigdy nie będę gotów z pełnym przekonaniem przed samym sobą przyznać: tak, widzę, czuję, wierzę, wiem. Zamiast tego – wiele pytań, niedopowiedzeń, poszukiwań.

Pełne poznanie drugiego człowieka ma miejsce dopiero w bezpośrednim kontakcie, gdy liczą się nie tylko słowa, ale gesty, spojrzenie, milczenie, niepowtarzalny sposób zaznaczania swojej obecności. Boża nauka to prawda niewypowiedziana w żadnym języku, przybliżona tylko na miarę ludzkich możliwości językiem Biblii. Zarazem jest to prawda żywa, osobowa. Aby ją naprawdę poznać, trzeba spotkać w swoim życiu Chrystusa. Życzę tego każdemu z Was z całego serca.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 24 MAJA – Łk 1,26-38
PostNapisane: czwartek 24 maja 2012, 06:48 
„Raduj się, łaski pełna, Pan z Tobą”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co znaczy to pozdrowienie.

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych

Nie wiem, jak to jest dowiedzieć się, że zostanie się ojcem. Tym bardziej nie wiem, co czuje słysząc podobną wiadomość przyszła matka. A już zupełnie trudno mi sobie wyobrazić, co czuła Matka Zbawiciela – w czasie miesięcy oczekiwania na rozwiązanie i przez wszystkie lata Jezusowego dorastania, a potem Jego publicznej działalności. Ale wiem jedno – ona tego dokonała. Spełniła Boże oczekiwania, stając się nie tylko Jego Matką, ale Matką, do której westchnienia i prośby kieruje cały Kościół.

A przecież nie było Jej łatwo. Wszystko potoczyło się tak szybko... Nie rozumiała, dziwiła się. Potem cierpiała, gdy wydarzenia wokół Jej Syna przerastały Ją – jako matkę. Ale rozważała, ufała... I nie zawiodła.

Czego możemy i powinniśmy oczekiwać od Maryi – Wspomożycielki Wiernych? Co nam mówi ten kolejny z wielu tytułów, jakie nadaje Jej Kościół, a którymi – jak czasem sobie myślę – Maryja musi być już nieźle zmęczona? A może wśród tych milionów... miliardów „zdrowasiek” i próśb wystarczy dziś zwykłe „dziękuję”?

Dziękuję Ci, Matko Zbawiciela. Za to, że zaufałaś. Za to, że wytrwałaś. Bo jesteś uosobieniem właśnie tej miłości, która cierpliwa jest, łaskawa i nie szuka poklasku. Bo to Twoja onieśmielająca pokora i cichość wyniosły Cię tam, skąd teraz spoglądasz, nosząc wianek z dwunastu gwiazd. Dziękuję, że wtedy... że na górskim szlaku... czekałaś na mnie...

I za to, że wciąż jesteś dla mnie zagadką.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 25 MAJA – J 21,15-19
PostNapisane: piątek 25 maja 2012, 06:48 
Wtedy Piotr się zasmucił, że już trzeci raz go zapytał: „Czy kochasz Mnie?”

Nie każde słowo Jezusa jest łatwe do odczytania i nie każdy gest opisany na kartach Ewangelii od razu zrozumiały. Ta cenna wieloznaczność pozwala na ich indywidualny odbiór. Nie każde też zadane przez Niego i spisane przez ewangelistów pytanie ma charakter uniwersalny. Są pytania bardzo osobiste. Wiele podobnych pytań słyszę podczas modlitwy. Właśnie wtedy, gdy to ja powinienem – jak się wydaje – pytać i prosić Boga, On zaczyna zadawać mi pytania. Nie sądzę, że chce się ode mnie czegoś dowiedzieć. Chyba raczej pragnie zdemaskować i obezwładnić moje wewnętrzne, do tej pory silne przekonania. Bo one niekoniecznie odzwierciedlają to, co jest, lecz często raczej to, czego bym chciał, lub do czego czuję się zobowiązany.

Sądzę, że w bardzo osobistej rozmowie z Szymonem Piotrem Zmartwychwstały Jezus właśnie w taki sposób go przepytuje. Niczym doświadczony psychoterapeuta cierpliwie powtarza to samo pytanie, jedynie za trzecim razem trochę je zmieniając. Bo odpowiedź Piotra, choć wydaje się jasna, jest subtelnie wymijająca, tak jak subtelna jest różnica między słowami „miłować” i „kochać”. Dlaczego uczniowi nie chce przejść przez gardło ten pierwszy czasownik? Tego nie wiem, ale wiem równocześnie, że i mnie pewne zwyczajne, proste słowa sprawiają trudność. I to niestety tam, gdzie takie słowa bywają najbardziej potrzebne. Gdzie jest problem? Czy się czegoś obawiam, czy nie jestem pewien własnych uczuć? Czy mnie one krępują?

Jezus chwyta za samo serce. Chce je poruszyć, otworzyć. Chce sprawić, by człowiek obudził się, przejrzał, a jeśli trzeba, wybuchnął płaczem... Chce uwolnić w nas miłość – tę która jest darem i cząstką samego Boga, a którą – niesłusznie – wstydliwie chowamy.

Panie, nie przestawaj mnie budzić...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 26 MAJA – J 21,20-25
PostNapisane: sobota 26 maja 2012, 08:09 
Tymczasem Jezus wcale mu nie powiedział, że nie umrze, lecz: „Jeśli zechcę, aby on pozostał aż do mego powrotu, czy to twoja sprawa?”.

Niezbadane są wyroki Boskie – mówi znane powiedzenie.

Niezbadane, bo choćbym zgłębił cały dorobek teologiczny chrześcijaństwa i przeanalizował słowa wszystkich proroków, nie dowiem się, jaka przyszłość czeka mnie i cały świat. Nie poznam daty końca świata ani daty własnej śmierci. I choćbym wypełniał co do joty wszystkie przykazania i stał się wzorem pobożności, wcale nie mogę być pewien, co w moje sprawie postanowi Bóg. Mogę tylko mieć nadzieję, że się nade mną zmiłuje.

To Bóg decyduje. Tutaj i teraz. Nie zamkniemy Go w sztywnych ramach katechizmowych reguł. On za dobre wynagradza, a za złe karze, lecz jeśli któregoś dnia postanowi inaczej, cóż Mu powiemy? Jeśli On tak zechce, czy to nasza sprawa?

Pan zawarł z nami, z ludźmi, przymierze. I jako najsprawiedliwszy ze sprawiedliwych, przymierza tego dochowuje. Lecz nie próbujmy wchodzić w Jego kompetencje, przewidywać Jego decyzji, zastępować Go tam, gdzie ostatnie słowo do Niego należy. Niech to, co przez Niego zakryte, pozostanie zakryte tak długo, aż On sam zechce to objawić.

Nie muszę już dziś znać, Panie, całego planu drogi, którą mi przeznaczyłeś. I nie śmiem pouczać innych, jaką drogą mają iść do Ciebie. Jedno, czego chcę, to ufać Tobie i tym zaufaniem z innymi się dzielić.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 27 MAJA - J 20,19-23; Dz 2,1-11
PostNapisane: niedziela 27 maja 2012, 10:39 
Weźmijcie Ducha Świętego!

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego

Gdyby nie On, Duch - Wspomożyciel, jakimi bylibyśmy chrześcijanami?

Kiedy biorę się za pisanie kolejnego tekstu do tej rubryczki, zwykle nie mam pojęcia, czym to się skończy. Czy uda mi się napisać coś sensownego? Czy nie pogubię się we własnych myślach? I o co właściwie chodzi w tym czy innym fragmencie Ewangelii? Jakże często w głowie pustka, palce drętwieją nad klawiaturą... A potem? Potem, sam nie wiem w jaki sposób, tekst jest gotowy. Spostrzeżenia, o które bym się nie podejrzewał, myśli, których wcześniej nie dostrzegałem. Skąd się to wszystko wzięło? Kto mnie do tego popycha?

To tylko przykład. Może naciągany, może nie do końca adekwatny. Skromny przykład z codziennego życia. Ale to właśnie przekonuje mnie, że Galilejczycy sławiący dzieła Boga różnymi językami nie są tylko symbolicznym obrazem i popisem zdolności literackich świętego Łukasza. To się dzieje naprawdę. Każdego dnia, od chwili, gdy będziemy gotowi na rzeczywiste przyjęcie darów Ducha Świętego i powierzenie Mu swojego życia, On naprawdę będzie działać.

Duchu Święty
oddaję Ci teraz i na zawsze
moje serce, moje ciało i duszę
moje siły i zdolności
moje cierpienia i radości
moje życie i śmierć.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 28 MAJA – J 2,1-11
PostNapisane: poniedziałek 28 maja 2012, 06:49 
Gdy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: „Nie mają wina”.

Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła

Dialog między Jezusem i Jego Matką, jaki prowadzą podczas wesela w Kanie Galilejskiej, jest zagadkowy i wieloznaczny. I z pewnością kłopotliwy dla tłumaczy Ewangelii. Czego oczekuje Maryja, mówiąc do Syna, że gospodarze nie mają już wina? Czy mówi to tak sobie, od niechcenia? A może w Jej słowach jest prośba i oczekiwanie? Może Ona wie coś, o czym nikt inny z obecnych na weselu nie zdaje sobie sprawy?

Wydaje się, że Jezus lekceważąco „odparowuje” Jej wskazując, że to nie ich zmartwienie. Lecz zaraz dodaje: „Jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Jego godzina? Być może chodzi tylko o czas stosowny na uczynienie jakiegoś znaku, lecz wiemy przecież, że TA Chrystusowa godzina to chwila, gdy złoży On siebie w ofierze, a Jego krew stanie się winem życia dla całej ludzkości.

Dalszy rozwój wydarzeń jest już całkiem zaskakujący, bo zaprzecza temu, co my zrozumielibyśmy z odpowiedzi Jezusa. Jego Matka poleca sługom, by zastosowali się do słów Jezusa, a On spełnia niewypowiedzianą prośbę i przemienia w wino wodę, znajdującą się... w rytualnych naczyniach.

Trudno jednoznacznie zinterpretować ten dialog, bo trudno wejść w relację między Matką a Synem. Ich rozmowa pełna jest niedopowiedzeń i aluzji. Lecz właśnie w tym, co niewypowiedziane, widać niezwykłą nić porozumienia. Maryja zna swojego Syna lepiej niż ktokolwiek inny z ludzi. Wychowywała Go przecież cierpliwie i wie, czego może się po nim spodziewać. Jej kobieca troska o zwyczajne ludzkie problemy staje obok Boskości Syna. I w niezwykle dyskretny, subtelny, pokorny sposób troska ta wywodzi z Synowskiego serca zaspokojenie tych przyziemnych, błahych potrzeb.

Teraz rozumiem, że taka jest właśnie Matka Kościoła. Na co nie wypada skarżyć się przed Boskim Majestatem, można Jej szeptem wyznać na zapleczu. Gdy godziny przyjęć u Pana już minęły i główna brama zamknięta, Ona czuwa przy bocznej furtce wypatrując spóźnialskich.

Bo Ona jest jedną wielką Troską o człowieka.


Ostatnio edytowano wtorek 29 maja 2012, 18:35 przez Miguel, łącznie edytowano 1 raz

Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 29 MAJA – Mk 10,28-31
PostNapisane: wtorek 29 maja 2012, 06:59 
Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą.

Mamy dzisiaj, jak się wydaje, modę na robienie rzeczy szalonych. Masz odwagę lekko zgrzeszyć? - takie pytanie było hasłem w kampanii reklamowej jednego z nowych serwisów zakupowych. Lekko zgrzeszyć, zrobić coś niegrzecznego, coś „troszeczkę” niepoprawnego i nieodpowiedzialnego. Piercing, tatuaż, skok na bungee, a może jakaś spontaniczna wyprawa lub ekstremalny sport... To wszystko może zjeżyć włosy na głowach w rodzinie, zdziwić znajomych, dać poczucie, że zrobiło się coś, co wyróżnia z tłumu. Nawet wejście w homoseksualny związek ma w społecznym odczuciu coś z szaleństwa, fanaberii i swoistej atrakcji (mimo iż za taką decyzją stoi przecież biologia, nie moda).

Ale oddać całe swoje życie w służbie Chrystusowi? Czy to nie jest szalone?

Dawno minęły czasy, gdy rodzice marzyli, by ich syn został kapłanem. Dziś swoje dzieci rodzice chcieliby widzieć w roli przedsiębiorców, szanowanych specjalistów, gwiazd sportu czy show-biznesu, ale... w roli osoby duchownej lub konsekrowanej? W roli rozmodlonego „dziwaka”, marnującego życie i wzdychającego gdzieś w samotności do krzyża? Rezygnującego z rodziny, ze związków, z seksu?

Tak, to chyba najbardziej szalona rzecz, jaką można zrobić ze swoim życiem w dzisiejszej kulturze, gdy wszystkie inne szaleństwa są lekko, łatwo i przyjemnie dostarczane wprost z taśmy produkcyjnej. I to także cholernie trudna osobista decyzja, co do której zawsze pojawiać się będą wątpliwości. Zawsze, gdy występować będą wewnętrzne i zewnętrzne przeciwności.

Takie szaleństwo zasługuje na najprawdziwszy szacunek... Przyznaję, w mojej podświadomości wciąż tkwi zaszczepiony tam pewien rodzaj... delikatnie mówiąc, dystansu wobec postaci w sutannach i habitach. Nie umiem sobie z tym do końca poradzić. Ale dziś... dzięki wspaniałym osobom umiem dostrzec w tych postaciach po prostu zwyczajnych ludzi – którzy czują, cierpią, cieszą się... I którzy zrobili ze swoim życiem coś tak pięknego, czego ja nie jestem w stanie ogarnąć. Dlatego przed tym pięknem upadam na twarz.


Ostatnio edytowano wtorek 29 maja 2012, 18:35 przez Miguel, łącznie edytowano 1 raz

Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 29 maja 2012, 12:43 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Piotr powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”.

Wszystko opuścili i poszli za Jezusem zgodnie z Jego wezwaniem- ,,Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23) . Oni poszli, a czy ja idę za Jezusem ? czy jest to mój świadomy wybór ? Jeśli tak, to czy ja jestem gotowy oddać z miłości do Boga i bliźniego swoje wszystko-sam siebie- swoje NIC, by zyskać Boże WSZYSTKO. No niestety, chyba nie. Niby chcę iść za Jezusem, ale… tak trudno, tak ciężko mi odrzucić to wszystko, co ciągnie mnie w przeciwną stronę, to co jest mi ciężarem, co mnie przyciska do ziemi, co utrudnia drogę; niby wybór świadomy, a wciąż tyle pytań, wątpliwości… i dziesiątki powodów, którymi usprawiedliwiam swój egoizm – brak autentycznej wiary - miłości Boga i bliźniego. Jeżeli chcę iść za Jezusem muszę odrzucić własne kalkulacje zysków i strat, zasady życia narzucane przez świat, fałszywe drogowskazy do nikąd,… i zdecydować się na radykalną miłość. Muszę wybierać nie to co wynika z kalkulacji, z obowiązku, z tradycji, z przyzwyczajenia,… ale to co głupie i bezsensowne w oczach świata. Jeśli tego nie zrobię i pójdę za Jezusem tylko dla własnych korzyści, to na pewno stanę się owym „ostatnim”, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia.
„Gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał” (1 Kor 13, 3).

Tak, jak świeca, by dać innym światło sama ulega zniszczeniu-spaleniu, tak moje życie ma płonąć niezmiennie tym samym płomieniem miłości, aż do samego końca, do całkowitego wypalenia, nie dla samego siebie, ale dla innych. Przecież jestem tu i teraz tylko pielgrzymem i dla mnie, wcześniej czy później nadejdzie taki dzień, kiedy zostawię-opuszczę wszystko. Dokąd pójdę ?

Jezu ! Otwórz moje oczy, bym w każdym człowieku zawsze widział Ciebie i daj siłę, odwagę… bym nad każdym próbował się pochylić, ze szczerej miłości do Ciebie .


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 30 MAJA – Mk 10,32-45
PostNapisane: środa 30 maja 2012, 06:41 
Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być chrzczony?

Czytając Ewangelię nie można nie zwrócić uwagi na bardzo charakterystyczną cechę Jezusowego przepowiadania o Królestwie Bożym. A jest nią całkowite odwrócenie porządku rzeczy, do którego jesteśmy przyzwyczajeni tutaj, w ziemskim, materialnym świecie. Stosując ludzkie miary można dojść do wniosku, że Królestwo niebieskie właściwie jest postawione na głowie. Ostatni są w nim pierwszymi, najbardziej radują się ci, którzy najwięcej wycierpieli, a najbliżej Boskiego Serca są ci, którzy najmniej dbają o własny interes, „umierają” dla świata, by narodzić się dla Miłości.

Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, marzą, by zasiąść u boku swojego Mistrza, gdy przyjdą dni Jego chwały. Chcą ogrzać się w Jego blasku. Pragną, by splendor Jego panowania spłynął na nich. Jakże dalecy są od zrozumienia, czym różni się chwała w Bożym zamyśle od próżnej chwały ludzkiej. Jezus z pobłażliwością, ale i z pewnym smutkiem w słowach, cierpliwie zmienia ich perspektywę.

I ja także wiele razy nie wiedziałem, o co proszę. I być może spodziewałem się, że wiara i pobożność przyniosą mi splendor, dostatnie życie, święty spokój. Lecz Jezus z zadumą na twarzy kręcił głową i powtarzał: „Niekoniecznie. Niekoniecznie...”

Dlaczego więc wciąż chcę za Nim iść i słuchać Go? Chociaż nieraz zamiast być lżej, bywa coraz ciężej, zamiast pewności i spokoju przybywa wątpliwości i obaw?

Może dlatego, że tylko przy Nim czuję, że żyję? Gdy Go nie słuchałem, usychałem... Gdy Go lekceważyłem, widziałem tylko ciemność... Lecz gdy dzielnie Mu towarzyszę, wreszcie oddycham pełną piersią. Dzięki Ci za to, Jezu.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 31 MAJA – Łk 1,39-56
PostNapisane: czwartek 31 maja 2012, 06:53 
Odtąd wszystkie pokolenia będą mnie nazywać szczęśliwą, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny

Maryja, przyszła Mama Zbawiciela, pełna ufności, wzruszenia i radości, zanosząca tę radość wszędzie, gdzie się pojawi... Ten piękny obraz ukazuje naszym oczom święty Łukasz. Na ile wierny jest ten obraz prawdziwym przeżyciom „błogosławionej między niewiastami” - możemy się domyślać, spróbować wczuć w tę rolę, wreszcie wsłuchać się w Jej głos w modlitwie. Ufamy, że nadzieja Maryi zwyciężała Jej obawy, a wdzięczność koiła stres. Nie bez znaczenia pozostają tu pełne czułości i otuchy słowa Elżbiety, której stan – pomimo wieku także błogosławiony – jest kolejnym znakiem mocy Boga. Tak oto dwie kobiety swoją wrażliwością i wzajemną serdecznością tworzą oazę pokoju i bezpieczeństwa.

Postać Maryi, Jej rola w naszej wierze i forma, w jakiej tradycyjnie sprawuje się Jej kult w naszym Kościele, nie są wcale łatwe do oswojenia. W wielu Jej wizerunkach dużo kiczu, naiwności... Może to być problemem – na przykład dla mężczyzny aspirującego do tego, by być bardziej „twardym”, praktycznym, walecznym, by nie wzruszać się z byle powodu. Ale ten być może przesłodzony wizerunek Bożej Matki odzwierciedla uczucia, jakie budziła Ona w ludziach na przestrzeni wieków i... jakie budzi w nas nadal.

To właśnie Jej twarz, spojrzenie, delikatny uśmiech przedstawiany w najrozmaitszych formach na obrazach i rzeźbach w naszych kościołach sprawia, że świątynia bardziej przypomina dom. Dziś to my nawiedzamy Dom, gdzie Ona współgospodarzy i swoją obecnością dodaje otuchy. Sprawia, że Wszechmocny, który wydawał się tak odległy i onieśmielający, siedząc na Jej kolanie w osobie małego Jezusa budzi chęć kochania.

A przecież Bóg niczego bardziej od nas nie oczekuje, jak bycia kochanym.


Góra
  
 

* * *
PostNapisane: czwartek 31 maja 2012, 07:12 
Moi drodzy, zaczynam już trochę przynudzać ;) Czas zrobić miejsce dla innych.
Od czerwca będę więc tutaj pisać tylko w nieparzyste dni tygodnia (Pn, Śr, Pt, Nd).
Chętnych i odważnych zapraszam do pisania w pozostałe dni.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: czwartek 31 maja 2012, 11:26 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Dziś Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, a zarazem kończy się miesiąc Maryjny. Były codziennie nabożeństwa majowe. Dla jednych może nudne, mało ciekawe, takie staroświeckie, niemodne dla innych ważne, na które cały rok się czeka. Pamięcią wracam do lat mojego dzieciństwa spędzonych w niewielkiej urokliwej wsi w obecnym woj. podkarpackim . Do dziś słyszę śpiewane wieczorami przy wiejskiej kapliczce /przy świetle lampy naftowej/ przez bardzo liczną grupę dorastającej młodzieży i starszych dzieci kolejne wezwania Litanii loretańskiej i pieśni Maryjnych, jednej, drugiej, kolejnej… Pamiętam rozlegające się po wsi Ave Maryja i ten specyficzny klimat majowych wieczorów, kipiący życiem, nadzieją, radością….
A dziś ? W kościele pustki, niewielka grupka starszych pań, przez tydzień kilkoro dzieci komunijnych. Patrzy Matka na swój wybrany, ukochany lud, a w Jej sercu co? - ,,radość ”- dzieci wyrosły, wykształcone, samodzielne, operatywne - nic już od Niej nie potrzebują, nie jest im już do niczego potrzebna, szkoda dla Niej czasu….. wystarczy Jej ciepły kąt w kościele, bo w niejednym sercu nie ma dla Niej miejsca. A przecież jako naród uroczyście przyrzekaliśmy, ślubowaliśmy, codziennie śpiewamy: ,,Jestem przy Tobie pamiętam, czuwam…” ile w tym prawdy ?, co z tego pozostało ?

Na przykościelnych krzyżach misyjnych często można spotkać napisy „MARYJA DROGĄ DO ZBAWIENIA”, „PRZEZ MARYJĘ DO JEZUSA” – to nie slogany, to najpewniejsza i niezawodna droga do wiecznego szczęścia, to szczera, głęboka prawda, poparta wieloma autentycznymi świadectwami nawróconych grzeszników !!! / takie świadectwa są również na tym forum / To Ona – pokorna i cicha Służebnica jako pierwsza dostrzega nasze potrzeby i z matczyną troską śpieszy by im zaradzić. Myślę , że pojednanie nas ze swoim synem - Jezusem - to największe pragnienie Jej serca; dlatego nigdy, Ta, która stała pod krzyżem swojego Syna, nie może pozostać obojętna na szczere wołanie o ratunek nawet największego grzesznika.

Proszę Cię Panno Święta: prowadź mnie błędnego, czasu śmierci momentu przybądź ostatniego. A mianowicie czasu skonania mojego, kiedy już usta martwe, ratunku żadnego wzywać nie będą mogły, słuch mój już ustanie, przybądź, Panno, natenczas na szczere wzdychanie. Nie daj nam marnie zginąć, nie wypuść z opieki, ratujże nas, Maryjo, teraz i na wieki !


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 1 CZERWCA – Mt5,13-19;1Kor1,18-25
PostNapisane: piątek 01 cze 2012, 06:46 
On jest dla Żydów powodem upadku, a dla pogan głupstwem, jednakże dla powołanych, tak Żydów, jak i Greków, jest Chrystusem – mocą i mądrością Bożą.

Mądrość Boża bardzo różni się od mądrości ludzkiej. W jej zgłębianiu i poznawaniu nie pomogą matematyczne wzory ani klasyczne zasady logiki. A słowa, które tę Mądrość starają się opisać, są niewystarczające. One tylko przybliżają tę tajemniczą Prawdę, która w zmysłowym świecie zmysłom się wymyka, pozostając namacalna tylko pośrednio.

Święty Paweł wyróżnia w liście do Koryntian dwie postawy: Żydów, którzy usiłują poznać Boską Prawdę tylko przez widzialne znaki – dowody empiryczne, a także Greków, którzy do Prawdy starają się dojść drogą systematycznej, rozumowej dedukcji – przez dowody logiczne. Obie te drogi są bardzo bliskie także nam, współczesnym. Próbujemy zrozumieć Boga drogą naukową, a gdy się nie udaje, domagamy się od Niego znaków. Lecz śmierć Chrystusa na krzyżu jako dar Zbawienia dla świata nie mieści się w kategoriach, do których te dwie drogi się sprowadzają.

Tymczasem jest i trzecia droga – i to ona tak naprawdę jest drogą chrześcijanina. To droga duchowa, wiodąca do poznania Boga sercem. Odkryć ją można zanurzając się w tę przestrzeń, której o często nawet nie pamiętamy, przestrzeń głębokich przeżyć i uczuć. Nie tych nagłych, powierzchownych i szybko przemijających, ale takich, które tkwią głęboko, definiując nas samych: to, kim jesteśmy i czego tak naprawdę w swoim życiu pragniemy.

Możliwość docierania do tej Prawdy jest darem Najwyższego i otrzymujemy go stopniowo przez całe życie, w miarę duchowego rozwoju. Jezus uczy dziś, że zapalonego światła nie chowa się, lecz umieszcza na świeczniku, tak by wszyscy mogli je zobaczyć. A więc tego daru nie powinniśmy zachowywać tylko dla siebie. Potrzebne są świadectwa, dzielenie się osobistymi doświadczeniami. Wymaga to odwagi, bywa źle przyjmowane, ale jeśli mamy w sobie Chrystusową radość, wszystko to można przezwyciężyć.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: sobota 02 cze 2012, 22:42 
Nieaktywny/-a od ponad 3 m-cy
Offline

Dołączył(a): sobota 14 kwi 2012, 22:27
Posty: 13
Pozwolę sobie wrócić rozważaniem do niedzieli Zesłania Ducha Świętego. Usłyszeliśmy wtedy znamienne słowa od Boga:
(Jl 3,1-5)
"Wyleję Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach. I uczynię znaki na niebie i na ziemi: krew i ogień, i słupy dymne. Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, gdy przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny. Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, bo na górze Syjon [i w Jeruzalem] będzie wybawienie, jak przepowiedział Pan, i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan. "

Dostaliśmy od Boga nadzieję i obietnicę. Bóg nie pozostawił Nas samych na ziemi po wstąpieniu do Nieba Jezusa. Teraz działa przez Ducha Świętego i wiele cudów dokonuje się na świecie. Bóg posłał też swoich robotników - ludzi takich jak my, aby było nam łatwiej uwierzyć i aby Duch Święty poprzez ich posługę mógł na nad spłynąć. Jednym z takich sług Bożych jest o. James Manjackal, na którego rekolekcjach nowej Ewangelizacji miałem okazję być. O. James będzie w Polsce również w tym roku. Wiele uzdrowień dokonało się za jego wstawiennictwem. Zachęcam Was bracia do udziału w tych rekolekcjach, które odmieniają życie. Oto strona, gdzie można się dowiedzieć więcej: http://www.jmanjackal.net/pol/pol.htm

Jezu Ufam Tobie!


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 3 CZERWCA – Mt 28,16-20
PostNapisane: niedziela 03 cze 2012, 08:58 
A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata.

Powracamy dziś za pośrednictwem czytania z Ewangelii Mateuszowej do uroczystej chwili tuż przed Wniebowstąpieniem, kiedy to Jezus rozsyła jedenastu uczniów z misją nauczania do wszystkich narodów świata. Dodaje im przy tym otuchy, zapewniając, że będzie z nimi aż po kres dziejów. To zapewnienie odnosimy do nas wszystkich – chrześcijan, bo jesteśmy uczniami, którzy Mu zawierzyli. Wierzymy nie tylko w obecność w nas Bożego Ducha-Wspomożyciela, ale ufamy, że sam Chrystus także troszczy się o swoją wspólnotę i jej wzrost, w każdym momencie jej trwania.

Pewnym paradoksem czy sprzecznością może wydawać się, że jednocześnie w innych miejscach Ewangelii Jezus zapowiada wprost swoje odejście. Mówi „idę do Ojca”, albo „tam gdzie teraz idę, wy pójść nie możecie”. Odchodzi, mimo że zostaje. Zostaje, mimo że odchodzi. Ta Jego obecność-nieobecność jest prawdziwym wyzwaniem. Gdy o tym myślę, nie udaje mi się uniknąć trudnych pytań. Jezu, jak to z Tobą jest? Byłeś tutaj na ziemi, chodziłeś i rozmawiałeś z ludźmi, zostawiłeś nam najpiękniejszą naukę o życiu, miłości i wieczności... O Twoim i naszym Ojcu. Chciałbym zawsze czuć, że prawdziwie jesteś tu z nami, chciałbym zrozumieć naturę Twojej obecności, ale nie zawsze się to udaje.

Spójrzmy jednak: Jezus – Boży Syn, Boże Słowo – tylko przez moment, przez mgnienie oka w dziejach świata był obecny tutaj jako zwyczajny człowiek z krwi i kości. I to mgnienie wystarczyło, by Słowo rozprzestrzeniło się na cały świat i trwało w świecie pomimo wszelkich przeciwności, pomimo częstego odrzucenia i lekceważenia. Słowo pozostaje ciałem, bo my nim jesteśmy. A jesteśmy ciałem, bo żyjemy Słowem. I dzielimy się Chlebem, dzięki czemu stanowimy jedność jak komórki jednego ciała.

Czy to spojrzenie wystarczy, by być pewnym obecności Chrystusa w świecie? Pewnie nie wystarczy... Ale to dobry początek. Ku dalszemu ciągowi niech prowadzi mnie serce.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 4 CZERWCA – Mk 12,1-12
PostNapisane: poniedziałek 04 cze 2012, 06:51 
Miał jeszcze jednego syna, ukochanego. Posłał go do nich na końcu, mówiąc: „Uszanują mojego syna”.

W dzisiejszej przypowieści o niegodziwych dzierżawcach winnicy najbardziej zaskakuje postawa jej właściciela. Choć kolejno wysyłani przez niego po zbiory słudzy wracają z niczym, pobici i znieważeni, albo zgładzeni nie wracają w ogóle, on nie zraża się. Jest cierpliwy, ma nadzieję, że dzierżawcy się opamiętają, że wysłuchają, że dojdzie z nimi do porozumienia, przebacza kolejne zniewagi. Jest do tego stopnia nastawiony na pojednanie, że decyduje się posłać z misją własnego syna, ufając, że w ten sposób – odwołując się do elementarnych zasad przyzwoitości i szacunku – przerwie łańcuch zła, czynionego przez tych ludzi.

Dopiero śmierć ukochanego syna powoduje, że właściciel winnicy nie ma innego wyjścia, jak przystąpić do wymierzania sprawiedliwości. Wyczerpały się bowiem wszystkie możliwości i zamknęły wszystkie drogi do przebaczenia i pojednania.

Tę historię Jezus kieruje do przywódców religijnych Izraela – Boskiej winnicy z księgi Izajasza – ale jak zawsze może nam ona uświadomić o wiele więcej, gdy rozpatrzymy ją w szerszym kontekście, a przynajmniej w kontekście własnego życia. Oto bowiem Bóg ma dla człowieka, dla każdego z nas, tyle cierpliwości i gotowości do przebaczenia, ile tylko dróg pojednania pozostaje jeszcze otwartych. W rzeczy samej, na potępienie skazuje się człowiek sam, gdy trwa zaślepiony swoją żądzą, tak, że wszystko, co się tej żądzy sprzeciwia, prowadzi go do nienawiści. Gdy Bóg kierujący się miłością ofiaruje ludziom to, co najcenniejsze – samego siebie w osobie umiłowanego Syna, jaka może być Jego odpowiedź na odrzucenie i znieważenie tego daru?

Módlmy się z troską o opamiętanie dla tych, którzy odrzucają dar Bożego Słowa, ale także dla tych, którzy wykorzystują ten dar do niegodnych celów. My wiemy, że Bożej sprawiedliwości nie przechytrzą, lecz oni często po prostu nie wiedzą, co czynią...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 6 CZERWCA – Mk 12,18-27
PostNapisane: środa 06 cze 2012, 06:49 
Przecież, kiedy powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie.

Wyznając wiarę w czasie każdej niemal Mszy powtarzamy, że wierzymy w „ciała zmartwychwstanie”. Dla mnie to jeden z trudniejszych momentów w czasie liturgii, bo mówię, że wierzę w coś, co tak naprawdę niezupełnie rozumiem... Albo, mówiąc kolokwialnie, tak do końca tego „nie czuję”. Zmartwychwstanie ciała? Tego oto tutaj biologicznego ciała, na które codziennie patrzę i które przysparza mi tyleż radości, co strapień? Chrystus Zmartwychwstały mógł objawić się w swojej cielesnej powłoce, bo jest Bogiem. Ale ja?.. Nie, to z pewnością nie o takie ciało chodzi. A więc jakie? Czy jestem w stanie to sobie w ogóle wyobrazić?

W końcu wiara nasza to także wiara w anioły. Duch anioła nie potrzebuje materialnego ciała, ale – o czym przynajmniej zaświadcza Pismo Święte – może wpływać na rzeczywistość. Już sam taki wpływ, interakcja ze światem materialnym, stanowi swego rodzaju ciało. Ale... przecież liczę na więcej..?

Cielesność w kontekście życia wiecznego, cielesność chwalebna, bo bliska tej Boskiej, jakże inna musi być od tej ziemskiej, w której jesteśmy tylko przez moment. Budzimy się do życia z prochu, pokrywającego powierzchnię naszej planety. Zwykle nie myślimy o tym w ten sposób, ale – tak, biologicznie jesteśmy integralnymi cząstkami tej planety, nasze ciała należą do niej i ona je kiedyś znowu wchłonie, tak jak wchłonęła ciała naszych przodków. Wraz z ciałem ziemia pochłonie też naszą seksualność i wszelkie przejawy biologicznego życia, do którego jesteśmy tak przywiązani... Lecz przecież duch, który w każdym z nas rozkwita, był kiedyś integralną cząstką samej Bożej miłości. I dobry Bóg podtrzyma go w nowym ciele, jeśli tylko od Niego się nie odwrócimy. W tym ciele będziemy mogli też doświadczać zupełnie nowego rodzaju namiętności – czystej, dobrej, płynącej z miłości... A najważniejsze jest chyba to, że... właśnie o to nowe ciało możemy zacząć starać się już dzisiaj.

Droga do zmartwychwstania ciała wiedzie przez śmierć. Boję się śmierci, bo boję się stracić to wszystko, co mi tu na ziemi towarzyszy. A nie myślę o tym, ile mogę zyskać w wieczności. Jeśli jednak nabiorę dystansu do materialnych przejawów życia i będę starał się tak w nim drążyć, by przebijać się do rzeczywistości Bożej miłości, to strach przed śmiercią coraz bardziej ustępować będzie nadziei.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: środa 06 cze 2012, 13:33 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
…to jest Ciało moje, …to jest moja Krew…

Jutro Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało). Jak co roku ulicami naszych miast, osiedli za Chrystusem w Najświętszym Sakramencie podążać będą tłumy, do czterech specjalnie przygotowanych na tą okazję polowych ołtarzy. Przy każdym z nich odczytane zostanie słowo Boże, wygłoszone zostaną homilie. A wszystko to – to niby publiczne świadectwo naszej wiary. Zastanawiam się tylko, gdyby tak zamiast złoconej monstrancji na czele tej kolorowej procesji stanął sam Chrystus czy byłby z tego świadectwa zadowolony ? co On by nam powiedział przy pierwszym , drugim i kolejnym ołtarzu ? czy na Jego twarzy pojawił by się uśmiech ? a może gorzko by zapłakał,… może niejednego z nas by zapytał po coś tu przyszedł ? pokazać się, bo tak wypada ? Wszystko to, cały majestat i celebra procesji nie ma sensu jeśli nie ma wiary w realną-rzeczywistą obecność Boga w Eucharystii, która jest sakramentem największej miłości, a zarazem największą tajemnicą. To On wszechmocny Bóg karmi nas Ciałem i Krwią Chrystusa, aby zaspokoić pragnienia naszego serca. To dlatego chciał być tak blisko człowieka, jak to jest tylko możliwe- stał się Chlebem, leży na ołtarzu i czeka, by każdy spragniony mógł się nasycić Miłością do syta. Uroczystość Bożego Ciała to DZIĘKCZYNIENIE Bogu za Jego niepojętą miłość, która stała się naszym pokarmem na życie wieczne, a NIE procesja- kolorowy pochód- spacer- sąsiedzko- towarzyskie spotkanie, okazja do pogawędki. Takie zachowanie, taka postawa…- jaka wiara, jaka świadomość Eucharystii- największego cudu miłości i oddania Boga dla człowieka. Może warto się zastanowić nad tym, co jest istotą, sensem Uroczystości Bożego Ciała - Eucharystii, by nasze publiczne świadectwo wiary nie było dla innych powodem zgorszenia.

OTO WIELKA TAJEMNICA WIARY


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 8 CZERWCA – Mt 25,31-46
PostNapisane: piątek 08 cze 2012, 06:54 
Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Cię, albo spragnionym i daliśmy Ci pić?

Nie czynić zła – to dopiero pierwszy krok. Starać się czynić dobro – to kroki kolejne. Czynić dobro stale, a do tego mądrze – to droga dojrzałego chrześcijanina. Jakże mi do niej jeszcze daleko.

Uświadamiam to sobie szczególnie, gdy czuję, że nadchodzi pora spotkania z Miłosiernym Ojcem w konfesjonale. Znów ta lekka panika i podenerwowanie. I coś w rodzaju bezsilności w ocenie własnego życia. No nie wiem... Owszem, starałem się być wierny nakazom, zakazom... Nie gorszyłem, nie znieważałem, starałem się być uczciwy – na ile to możliwe w kulturze, gdzie wciąż ceni się kombinatorstwo. Sygnał alarmowy „grzech śmiertelny” chyba się nie włączył... Ale cóż z tego? I tak gdzieś w środku, za fasadą religijnego samozadowolenia, trwa dziwna pustka i niespełnienie. Miałem pomagać w budowie królestwa niebieskiego na ziemi, ale wmurowanych cegieł jakoś chyba nie przybywa.

Jezu, dałem Ci 2 złote, bo chciałeś na bułkę. Ale nie zapytałem, jak to się stało, że nie masz za co żyć. Modliłem się o zdrowie dla Ciebie, ale nie chciało mi się przyjść i zapytać, jak się czujesz. W końcu porozmawiałem z Tobą chwilę, gdy zagadnąłeś mnie przez komunikator, ale rozmowa się nie kleiła, bo mi się śpieszyło. Dawałem Ci tyle, ile potrzeba, by uciszyć swoje sumienie, ale nie więcej, bo mój wewnętrzny księgowy mógłby zarzucić mi niegospodarność.

Niechże więc ten księgowy wytłumaczy mi teraz, dlaczego tak niewiele było w moim życiu przyjaźni.

Dlaczego nie potrafiłem więcej z siebie dać?

A teraz? Potrafię? Dam?

Myślisz..?


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: sobota 09 cze 2012, 07:04 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich…. wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.
Z pozoru postąpiła nierozsądnie, oddając wszystko- sama pozbawiła się środków do życia. Ewangelia nic nie mówi na temat dalszych jej losów; przypuszczam, że ta uboga /materialnie, ale bogata duchowo / wdowa z głodu nie zmarła. Oddając wszystko co miała - zaufała całkowicie Bogu. Nasza relacja z Bogiem też niby opiera się na zaufaniu-codziennie mówimy…. bądź wola Twoja… a w praktyce ? to my oczekujemy na to, że Bóg uszanuje naszą wolę, spełni nasze oczekiwania najlepiej szybko i bez żadnej zwłoki . Jeśli wszystko idzie dobrze, po naszej myśli kochamy, wierzymy, ufamy… i broń Boże, żeby choć jedna kropla, wbrew naszej woli nie spadła na naszą dumnie uniesioną głowę – bo wielki dramat, tragedia! A życie niestety ciągle weryfikuje nasze deklaracje.
Jeśli świadomie wypowiadam słowa „ bądź wola Twoja” to znaczy, że całkowicie ufam Bogu i zgadzam się na to co mnie spotka dziś, jutro… Owszem, nie jest mi łatwo ufać Bogu kiedy życie brutalnie mnie zaskakuje, kiedy dotyka mnie lub moich bliskich nagła choroba, tragedia, kiedy nie rozumiem cierpienia, kiedy trudno mi zrozumieć, że to Pan Bóg czegoś ode mnie chce. Niezależnie jednak od mojego płaczu, krzyku, protestu …itd. dzieje się to, co Pan Bóg chce, by się działo, bo to On prowadzi mnie drogą, tą jedną- wybraną i przeznaczoną dla mnie.

Boże ! obym zawsze widział w Tobie Kochającego Ojca, który wszystko wie, który wszystko może, który zawsze kocha mnie takim jakim jestem…

JEZU UFAM TOBIE ! prowadź


Góra
 Zobacz profil  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 10 CZERWCA – Mk 3,20-35
PostNapisane: niedziela 10 cze 2012, 04:28 
Bo kto wypełnia wolę Boga, ten jest moim bratem, siostrą i matką.

Porywy serca, gdy chce się rzucić wszystko i zaufać tylko głosowi Jezusa. Któż ich choć raz nie doświadczył? Czasem, w chwilach, gdy mam zwyczajnie dość tych wszystkich wątpliwych atrakcji świata, a szczególnie uganiania się za pieniądzem, wydaje się to takie proste. Myślę sobie ze wzruszeniem: Boże, przecież widzę jak to wszystko wygląda, odtąd będę cały Twój, będziesz u mnie już zawsze na pierwszym miejscu, przecież chcę tego, niech Twój pokój we mnie trwa.

A potem zderzenie z codzienną rzeczywistością. Dziesiątki, setki głosów doradzających: jak zarobić, skorzystać, jak wykiwać, jak sobie życie uprzyjemnić, jak zrobić sobie dobrze i uniknąć wysiłku. A najsmutniejsze, że to nierzadko głosy najbliższych. Których kocham, szanuję, z których zdaniem się liczę, o których się troszczę. Głosy, w których mało jest refleksji nad tym, czego oczekuje od nas w danej sytuacji Bóg. Albo w których tej refleksji wcale nie ma...

Kogo więc mam słuchać? Dlaczego często bywa tak, że najbliżsi albo przyjaciele zamiast wspierać mnie w dobrym, ironizują, mówią, że mi przejdzie..?

Że co mi niby przejdzie? Chęć bycia dobrym?

Krewni Jezusa także obawiali się, że odszedł od zmysłów. Ale On wiedział, że tak będzie, nie tylko z Nim samym, ale z wieloma Jego uczniami. Ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce.

Ostro pojechałeś, Jezu. I masz rację, tak bywa, i ciężkie są takie doświadczenia.

Ale, Boże jedyny, trwam... Warto.


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:) 11 CZERWCA - Mt 10,7-13
PostNapisane: poniedziałek 11 cze 2012, 09:57 
Nie troszczcie się o to, by mieć przy sobie złoto, srebro czy miedziaki. Nie bierzcie też w drogę torby podróżnej ani dwóch ubrań, ani sandałów, ani laski.

Zdani na los, na życzliwość ludzi, na łaskę Boga. Apostołowie wyruszają do Izraelitów, by zapowiadać nadejście królestwa niebieskiego. Nie mają przy sobie nic, tylko Słowo i moc dawania znaków. Nie mają nawet pieniędzy.

To nie byłoby dziś możliwe. Bez dowodu osobistego, bez jakichkolwiek drobnych na bilet, bez podstawowych kosmetyków, w jednej, przepoconej szacie. Kto by ich wpuścił do domu? Poszliby spać na na dworzec albo do parku na ławkę, albo do otwartego 24h przedsionka z bankomatem. Kto by ich słuchał? Może zaalarmowana straż miejska. Kogo by mogli uzdrowić? Prędzej ich samych usiłowano by zawlec do zakładu psychiatrycznego.

A oni przychodzą tylko po to, by głosić Słowo i dawać znaki.

Więc mają już dowody osobiste, mają pieniądze i nawet samochody, dbają o siebie, nie wpraszają się do domów, chyba że na 10 minut, raz na rok, po kolędzie. Ale większość z tych, którzy ich wtedy przyjmują, nie myśli wiele o Słowie. Głównie o przygotowanej na boku kopercie. Znak czasów...

Słowo może być nagie – obroni się samo.

Ale człowiek, który je głosi? Który nic poza nim nie ma?

Tutaj, teraz – nie obroni się. Ale tutaj i teraz kiedyś się skończy. Podobnie jak dowody osobiste, pieniądze i samochody. Zostanie tylko Słowo. Kto je przyjął, zachowa je. Kto nie przyjął...

No cóż...


Góra
  
 

Re: Słowo na każdy dzień:)
PostNapisane: wtorek 12 cze 2012, 06:42 
Offline

Dołączył(a): niedziela 05 lut 2012, 10:13
Posty: 312
Miejscowość: Katowice
Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata.

Kim ja jestem ? długie milczenie… cisza… ta sama odpowiedź …nie wiem. Kim ja jestem? najtrudniejsze pytanie na które wciąż nie mam odpowiedzi. Owszem wiem doskonale jaki jest mój proboszcz, sąsiad ,dyrektor… kolega z pracy… choć znam ich krócej niż siebie, mogę o nich opowiadać, pisać… , o sobie – nie wiem co mówić, moja pycha z moją pokorą wciąż toczy spór o prawdę o mnie samym. I nie wiem czy jestem solą dla ziemi ?, czy choćby nikłym światełkiem dla świata ? bo - jak wierzyć, ufać i kochać gdy wokół tylu egoistów, zrezygnowanych, niemiłosiernych… bo jak znaleźć czas dla drugiego, gdy go brak dla siebie, bo jak ….? wystarczy być tylko Człowiekiem - otworzyć serce dla Boga- uwierzyć, zaufać… i dzielić się z drugim tym, co sam otrzymuję. Same słowa, chęci, deklaracje, zamiary,… to nie to, to za mało.
Mam KOCHAĆ: Boga, bliźniego i siebie samego, TAK JAK ZOSTAŁEM UMIŁOWANY ...i nie ważne co o mnie mówią i myślą inni, ważne co o mnie myśli Bóg.


Boże! Dziękuję Ci za autentycznych Świadków Twojej Wszechmocy i Twojego Miłosierdzia dzięki którym rozbłysło światło – forum. Spraw, aby było ono drogowskazem-światłem dla szczerze szukających Ciebie.

„Lepiej pokazać, kim jesteśmy , niż udawać, kim nie jesteśmy.”


Góra
 Zobacz profil  
 

Słowo na każdy dzień – 12 CZERWCA – 1 Krl 17,7-16
PostNapisane: wtorek 12 cze 2012, 10:59 
Po upływie pewnego czasu wysechł potok, przy którym ukrywał się Eliasz. W kraju bowiem nie padał deszcz. Wówczas Pan skierował do Eliasza to słowo: „Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła”. Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty. (1 Krl 17,7-9)

Przed zamieszczeniem tego posta miałem pewien kłopot, bo nie wiedziałem gdzie go wpisać – czy pod codziennym rozważaniem biblijnym, w dziale modlitwy czy spotkanych mnie radości? Chyba wszędzie po trochu!

Zauważam, że czasem konkretny fragment z Biblii dociera do mnie w przedziwny sposób, np. kiedy słyszę go przeczytany przez kogoś innego – inna intonacja, inny tembr głosu, osobiste zaangażowanie lektora... No, wrażliwcy tak mają... Właśnie przed chwilą na nowo dotarło do mnie dzisiejsze Słowo, z pierwszej Księgi Królewskiej.

Słowo o Eliaszu, o wyschniętym potoku, o kraju, gdzie dawno nie padał deszcz... Wspomnienie o słowach, jakie usłyszał w swojej duszy i zapowiedź o spotkaniu wdowy w Sarepcie Sydońskiej, która miała go tam żywić... Fragment mówiący o przysłowiowym kubku wody i kromce chleba... To przecież tak niewiele, a tak mocno symboliczne, i dziś szczególnie do mnie trafiające. Dlaczego?

Któż z nas, w miejscu gdzie aktualnie przebywa, nie czuje się niekiedy tak, jakby żył w krainie, gdzie „dawno już nie padał deszcz”? Piętrzące się trudności, ciężary, które przerastają, kłopoty ponad siły... A jednak niekiedy na horyzoncie pojawia się zapowiedź jakiejś „wdowy” albo spotkania w „Sarepcie Sydońskiej”. To miejsca i osoby, które i nam mogą przynieść pociechę. Można tam będzie poprosić o „kubek wody” albo nawet „kromkę chleba” – i to często u osób, które niewiele mają lub same są w potrzebie. W naszej kondycji to pewnie aż za bardzo zrozumiałe.

Kilka dni temu wróciłem własnie z mojej „Sarepty Sydońskiej”, gdzie mogłem liczyć nie tylko na kromkę chleba i kubek wody, ale piekną rozmowę i wzruszające spotkanie – bezpieczne odkrywanie własnego serca i spotkanie drugiego, podobnie wrażliwego, jak moje... Dzielenie się czasem, prostym gestem, mnóstwem serdeczności... W sobotę razem modliliśmy się Koronką do Bożego Miłosierdzia za nas wszystkich, uczestników forum. Rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych... Kubek wody, kromka chleba, wdowa, Sarepta Sydońska – to tylko przecież symbole.

Czy może miałeś już okazję poznać swoją Sareptę Sydońską? Czy może pośród codzienności pełnej wyschniętego krajobrazu usłyszałeś wezwanie, aby wyruszyć na spotkanie z życzliwą wdową? Może droga do takiego spotkania wiedzie niekiedy przez trudne ścieżki albo dziwne objazdy?

Na koniec jeszcze jedno. W miasteczku, gdzie mieszkam, trwają akurat remonty dróg, więc są zrobione objazdy. Przed chwilą do klasztoru zawitał młody człowiek i poprosił o spowiedź, po długim czasie. Powiedział, że gdyby nie te objazdy, nie zatrzymałby się tutaj wcale. A tak, przejeżdząjac drogą poczuł, że musi tutaj wstąpić... Zastanawiam się – jeśli w naszym życiu trwają pewne „remonty dróg” i także konieczne są „objazdy” – może właśnie tam spotka nas okazja „zatrzymania się”, aby się duchowo „posilić”?

I choć wcale Eliaszem się nie czuję, to dziś dziękuję za wszystkie natchnienia i głosy, za wezwanie i przekonanie w sercu, by wyruszyć do Sarepty. Dziękuję za wszelakie „trudne objazdy” na moich „drogach życia”. Dziękuję za wdowy i nie-wdowy, za wyschłe krajobrazy, i już wiem że od kilku dni owa Sarepta nie będzie mi się kojarzyła już tylko z musztardą (wam też?...) ale miejscem, gdzie kromka chleba i kubek wody oznaczają „dużo więcej”.


Góra
  
 

Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 19  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron

Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group studio kuchni warszawa

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL