Frustrat napisał(a):
A może te "lemingi" (uznaję że jest to wyraz sympatii do tych zwierząt, dlatego nie krytykuję bardzo mocno użycia tego słowa w odniesieniu do bliźnich) znają Kościół taki jaki on daje się ludziom poznać (a na pewno dawał się poznać jeszcze kilkadziesiąt lat temu) - jako instytucja, pełna grzechów, która uczy czego nie wolno robić, której nie podoba się seks przed ślubem, seks homoseksualny (a czasami - homoseksualizm w ogóle). W skrócie - sztuka dla sztuki, Kościół dla Kościoła (dla kasy...). Ja tam się nie dziwię takiej postawie, sam pewnie taki bym był, gdyby nie splot "przypadków" (Przypadek = drugie imię Ducha Św. ;d) który doprowadził mnie do sensu Kościoła i sensu życia w ogóle - spotkania i nawiązania relacji osobowej z Jezusem Chrystusem, jako Panem i Zbawicielem.
I jest to kłopot, okropny kłopot. Gdy ja widzę człowieka który utożsamia (jakże prawidłowo w sumie) Boga z Kościołem, ale Kościół jakiego doświadczył to tylko budynek, kasa, zakazy i nakazy. Więc Bóg jest taki sam w jego mniemaniu. Skoro tak to może lepiej by Go nie było... A że nikt nie udowodnił Jego istnienia, to , jak Hope zauważasz, zakład Pascala go nie przekonuje i uznawać może że Boga nie ma, a ludzie którzy wierzą (czyli w polskich warunkach - ci którzy chodzą do kościoła katolickiego, bo taki na 90% spotkał na swej drodze życia) są ciemni.
Do tego dochodzi jeszcze stosunek do homoseksualizmu, który jest różny. Gdy zapyta się przeciętnego katolika, który nawet chodzi do kościoła co niedzielę i przyjmuje księdza po kolędzie, co myśli o homoseksualizmie, to odpowiedź zabrzmi : to choroba, trzeba to leczyć, są nawet takie ośrodki.... itd. Prawdopodobieństwo że taki gej z forum spotkał się z takim poglądem jest olbrzymie, więc ja takich ludzi rozumiem. Jakby nie splot "przypadków", myślałbym tak samo - o sobie, jako o ekskomunikowanym (wyrzuconym przez swoje odczucia z ram wspólnoty Kościoła).
Ja zawsze gdy na takich ludzi natrafiam w internetowej przestrzeni (nie tylko gejów), staram się pokazać jak jest Bóg - że mnie kocha, ma cudowny plan, że ja sam z siebie jestem nikim , ale to wcale mnie nie doprowadza do destrukcji, bo Jezus sam zechciał za mnie umrzeć na krzyżu i wybawił mnie, grzesznika, nałogowego samogwałciciela. I tu zaczynają się schody - bo ja wiem że to co mówię jest prawdą. Ale w tym momencie włącza się (jakże sprawiedliwa, niestety) uwaga rozmówcy, który często jest przecież ochrzczony że w takim razie czemu tego nigdy nie słyszał w tym Świętym, Powszechnym i Apostolskim Kościele, czemu księża mówią tylko o aborcji i in vitro, i gender zamiast o tym. I jest rozdźwięk - bo ja chcę go zaprowadzić do wspólnoty z Jezusem, która jest tylko w Kościele, tylko tam znajdzie Jezusa który w sakramentach "przenosi" go w rzeczywistość SPOTKANIA z Bogiem. A Kościół, jak dla niego, jest nieprzygotowany. I mamy pat....
Czasami oczywiście od razu jest odrzucenie tych treści, bo gdy słyszą Ewangelię, nawet głoszoną w zupełnie inny (czyli w zasadzie - normalny) sposób, gdy słyszą słowo : Jezus, od razu kojarzą to z Kościołem, niestety nie w dobrym sensie, i zamykają się, nie chcą słuchać. Można się "tylko" modlić.
Ale może ten człowiek z którym gadałeś już nigdy w życiu nie usłyszy Dobrej Nowiny, może te kilkanaście minut rozmowy (nie kłótni, ale rozmowy, pełnej zrozumienia, nienastawionej na efekt ale na osobę) będzie jedyną Ewangelią którą uslyszy i kiedyś, na końcu życia będzie miał ją w sercu, zwróci się do Boga, którego negował i osiągnie usprawiedliwienie?
Pięknie zamykasz swoją wypowiedź, wzruszyłem się:-)
Tego nie wiemy, może być tak...
Znasz się chyba na ludziach.
Mnie obcy jest jednak taki odlot polegający na świergoleniu, jak to "Bóg mnie/ciebie kocha"...
To cześć Prawdy. Reszta jest tajemnicą.
Bo ten kochający Bóg może Cie na Sadzie Ostatecznym osądzić na wieczne potępienie.
Dla mnie podstawową postawą człowieka wobec Stwórcy jest "lęk i drżenie"...
I świadomość, ze taki pył i proch, jakim jest człowiek, nawiązuje bliska relacje z Istotą Boską. Z inicjatywy Stwórcy w dodatku...
Raczej taką świadomość pragnąłbym zapośredniczyć innemu człowiekowi...
Różnimy się trochę, prawda:-)?