Zakończenie filmu "Kim jest Michael?" jest bardzo niejednoznaczne: widać rozdarcie i niepewność głównego bohatera. Poza tym on cały czas zmienia poglądy mimo małżeństwa z kobietą. Jest to antyreklama możliwości zmiany orientacji oraz samego Michaela Glatze'a jako osoby niestabilnej, nieprzewidywalnej, która zakłada własny Kościół protestancki. Nie chce się podporządkowywać żadnemu istniejącemu Kościołowi (nawet buddyzmowi, który praktykował przez jakiś czas). W filmie rani uczucia kochających go mężczyzn.
Bardzo kontrowersyjny film, nie polecam. Widać związek poliamoryczny trzech bohaterów filmu, seks grupowy, narkotyki, niejednoznaczność decyzji głównego bohatera.http://gosc.pl/doc/2825922.Zdrada-Michaela-Glatze-aKim jest Michael?, reż. Justin Kelly, wyk.: James Franco, Emma Roberts, Zachary Quito, Daryl Hannah, Avan Jogia, USA, 2015
– Przez całe życie myślałem, że Biblia jest pełna nienawiści. Prawda jest taka, że żyłem w kłamstwie – mówi Michael Glatze, zanim podejmie decyzję, która zaskoczy gejowską społeczność
– Moje gejowskie pragnienia były nienormalne, a Bóg je wykorzenił – mówi w jednej ze scen bohater filmu „Kim jest Michael?”.
Coming out Michaela Glatze’a wywołał furię aktywistów LGBT. Nic dziwnego, bo jedna z najbardziej znanych postaci tego środowiska zdradziła swoich. Był to coming out inaczej. Glatze położył ogromne zasługi w walce o prawa gejów jako redaktor najpopularniejszego w tym środowisku gejowskiego magazynu „XY”, a później innego, skierowanego do młodszego odbiorcy. O ile ujawnianie orientacji homoseksualnej spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem środowiska LGBT, to krok w przeciwnym kierunku spotyka się z agresją. W filmie „Kim jest Michael?” tytułowy bohater przyjeżdża do San Francisco, miasta posiadającego największą populację osób o orientacji homoseksualnej i cieszącego się sławą najbardziej przyjaznego tym mniejszościom. Tam bohater filmu spotyka się z siostrą, z którą wcześniej nie miał dobrej relacji. – To niedobre miejsce dla byłego geja – ostrzega go siostra. Tym bardziej takiego, którego ta „zdrada” i późniejsza działalność kwestionują przyjęte przez to środowisko dogmaty.
Chcesz iść do nieba?
W wersji oryginalnej film nosi tytuł „Jestem Michael”. Nie wiem, dlaczego polski dystrybutor zmienił go na „Kim jest Michael?”. Tytuł z pytajnikiem stawia przemianę bohatera pod znakiem zapytania, co zresztą koresponduje z jedną z ostatnich scen filmu, w której Glatze rozmawia ze swoim byłym przyjacielem. Sugeruje, że zmiana ta może być chwilowa, że nie jest do końca pewny swojej tożsamości.
Chociaż z drugiej strony być może lepiej oddaje intencje twórców filmu. Scenariusz filmu został oparty na zamieszczonym w dzienniku „New York Times” artykule dawnego kolegi bohatera filmu z czasów aktywnej walki o prawa gejów. Ta historia nie wzbudziłaby większego zainteresowania, bo opowieści o młodych ludziach, którzy byli gejami, ale przeszli przemianę i powrócili do orientacji heteroseksualnej, jest wiele. Historia Glatze’a jest jednak wyjątkowa ze względu na pozycję, jaką miał w środowisku aktywistów walczących o prawa gejów dla nastolatków. – Nie rozumiem, dlaczego Bóg mnie takim stworzył? – pyta Michaela w pierwszej scenie filmu, rozgrywającej się w 2008 r., Paul, młody gej, którego dręczą wątpliwości dotyczące jego orientacji. – Nigdy nie identyfikuj się przez swoje wybory czy pragnienia. Nie ma kogoś takiego jak gej. To fałszywa tożsamość – odpowiada Michael. Paul tłumaczy, że przecież to nie był jego wybór, bo taki się urodził. – Zawsze masz wybór. Chcesz iść do nieba? Jeżeli jesteś moralny, wybierzesz heteroseksualizm, żeby żyć zgodnie z Bogiem. Nie wiemy, czy to tłumaczenie w jakiś sposób chłopcu pomogło, bo przenosimy się w przeszłość. Film przedstawia w porządku chronologicznym wydarzenia, które doprowadziły do zasadniczych zmian w życiu Glatze’a. Bohatera poznajemy jako redaktora wpływowego magazynu dla gejów, którego redakcja uważa, że „chrześcijańscy fundamentaliści powinni smażyć się w piekle”. Fundamentaliści to ci, którzy nie wspierają ich postulatów. Michael od lat żyje w związku z Bennetem, starszym od siebie partnerem. Praktycznie jest na jego utrzymaniu.
Film przedstawia ich osobiste relacje, a także obyczaje środowiska, w jakim się obracają. Reżyser, nie chcąc szokować widza, pokazuje to raczej zdawkowo, zdając się na jego domyślność. Ale i to wystarczy, by zorientować się, że bywalcom owych specjalnych klubów czy barów dla gejów chodzi najczęściej o poznanie partnera na jedną noc. Para Bennet i Glatze, wyznając sobie miłość, jednocześnie urozmaica swoje relacje, biorąc pod dach jeszcze jednego kochanka. Glatze’a, który osiągnął już wówczas sławę popularnego propagatora walki o prawa mniejszości seksualnych, redagowanie magazynu nie do końca zadowala.
Żyłem w kłamstwie
Szansa nadarza się, kiedy z przyjacielem wyjeżdża do Halifax w Kanadzie, gdzie Bennet dostał nową posadę. Tam wraz z nim zakłada nowy magazyn, tym razem przeznaczony dla młodszych czytelników. Odbywa też podróż przez całą Amerykę, wygłaszając odczyty i uświadamiając młodych ludzi o skłonnościach homoseksualnych, że Bóg ich kocha, ich orientacja seksualna jest jedną z wielu i nie powinni jej ukrywać ani też starać się jej w sobie zwalczać. – Ludzie, którzy sądzą, że homoseksualizm jest zły, zmienią zdanie w następnej generacji – przekonuje swoich słuchaczy. Zdaje sobie sprawę, jakie znaczenie mają tego typu akcje, szczególnie wśród młodzieży. Jak się okazuje, szkoły i uczelnie chętnie otwierają drzwi na spotkania, a biblioteki i czytelnie ochoczo prenumerują gejowskie czasopismo. Wydawałoby się, że Michael powinien być zadowolony. Ale tak nie jest. Kiedy widzimy go nad grobem matki, czujemy, że coś w nim pęka. – Wszyscy kiedyś umrzemy. Czy w chwili śmierci znikamy, jakbyśmy nigdy nie istnieli? Ta refleksja nie pozwala mu spokojnie zasnąć. Zaczyna się zastanawiać nad sensem swojej egzystencji.
Za śmierć rodziców obwiniał Boga, a kiedy ujawnił orientację homoseksualną, oddalił się od religii. Teraz coraz częściej myśli o Bogu i zaczyna intensywnie czytać Biblię. – To tylko książka – tłumaczą mu zaniepokojeni przyjaciele. Ale nie zraża się. – Przez całe życie myślałem, że Biblia jest pełna nienawiści. Przeczytałem ją z otwartym sercem i umysłem. Teraz wiem, że jest w niej wiele miłości. Prawda jest taka, że żyłem w kłamstwie – mówi niedługo przed podjęciem decyzji, która zaskoczy całą gejowską społeczność. „Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” – te słowa z Ewangelii św. Mateusza miały decydujące znaczenie w przemianie, która się w nim dokonała. Jej efektem jest informacja, jaka pewnego dnia pojawiła się na prowadzonym przez niego popularnym blogu. Nie tylko zaskoczyła, ale zszokowała i wzbudziła falę krytyki ze strony środowiska, w którym dotychczas się obracał. – Podjąłem decyzję, która będzie szokiem. Obecność Boga stała się bardzo ważna w moim życiu. Odkryłem, że utożsamianie się z homoseksualizmem nie pozwala odnaleźć prawdziwego „ja”. A musimy je odnaleźć, by połączyć się z Bogiem w Jego królestwie. Zatem ja, Micheal Glatze, nie jestem już gejem. „Zdrada” Michaela Glatze’a wywołała furię środowisk homoseksualnych. Tym bardziej, że teraz otwarcie mówi młodym gejom, że homoseksualizm jest czymś nienormalnym i jest odwracalny.
Film, może wbrew intencjom jego twórców, stał się dowodem na moc tej Biblii.........................................................
http://wpolityce.pl/kultura/275646-kim- ... m-recenzjaTen film sygnuje swoim nazwiskiem Gus Van Sant, a główną rolę gra James Franco. A jednak nie jest to kino kpiące z religii. Z drugiej strony daleko filmowi do wzniosłości rodem z „christian movies”. Dawno nie widziałem filmu tak wyważonego i zdystansowanego. Czy nie za bardzo?
Michael Glatze był jednym z czołowych gejowskich aktywistów w San Francisco. Publicysta „XV Magazine” i wydawca „Young Gay America” stanowił ikonograficzny wręcz przykład geja ze światowej stolicy LGTB. Glatze wydał w 2000 roku książkę „XY Surval Guide”, kręcił też dokumentalne filmy o homofobii amerykańskiej prowincji. Podczas jednej z takich produkcji jego uwagę zwrócił głos szczerze wierzącego licealisty, który przekonywał, że godzi ze swoją orientacją seksualną podążanie za Jezusem. Wychowany przez matkę, będącą klasyczną bezobjawową chrześcijanką, Michael był od religii daleki. Ba, obwiniał chrześcijaństwo za prześladowanie gejów. Momentem przełomowym w życiu tęczowego aktywisty stały się problemy zdrowotne. Michael obawiał się, że odziedziczył po swoim ojcu poważną wadę serca, która zabiła go na oczach 13 letniego syna.
Po nieudanych próbach pogodzenia chrześcijaństwa z postulatami LGTB, porzucił homoseksualne praktyki, zatapiając się w świat protestanckiego fundamentalizmu religijnego. W końcu został pastorem i bohaterem chrześcijańskich mediów w USA.„Prawda o seksualności da się znaleźć, biorąc pod uwagę to, że wszyscy chcą i zmierzają do przyjęcia do wiadomości, że nasza kultura sankcjonuje zachowania, które szkodzą życiu”- mawia dziś kaznodzieja Michael Glatze, który nie unikał pełnych uroków libertynizmu. Dziś mieszka z piękną żoną w stanie Wyoming. Wciąż niepokornie wyrywając się szufladkom i stempelkom.
Zaskakujące, że znany z liberalno-lewicowych sympatii James Franco zdecydował się na produkcje filmu tak niejednoznacznego, obiektywnego i zdystansowanego. Debiutujący na reżyserskim stołku Justin Kelly w każdej minucie ucieka przed ideologicznym skrętem. Jak to możliwe, skoro film opowiada o tak drażliwym temacie, a jego twórcy są w większości gejami? Koncepcja filmu pasuje do wrażliwości Gusa Van Santa, który w gejowskim „Moje własne Idaho” unikał prostych kalek ideologicznych, czego już nie uniknął w „Obywatel Milk”. Co ciekawe w tym skrajnie ideologicznym filmie jedną z ról grał właśnie Franco.”Kim jest Michael” zaskakująco więc nie demonizuje tej „strasznej homofobicznej prawicy”.
„Kim jest Michael?” odrzuci wielu zarówno chrześcijan jak i działaczy gejowskich. W dzisiejszym spolaryzowanym świecie wojny ideologicznej, szuka się jasno zdefiniowanych odpowiedzi. Kelly zamienia swój film w obiektywny reportaż. Zimny, wycofany i pozbawiony subiektywnej oceny. Niemniej jednak reżyser nie unika przy tym ostrości. Wrażliwych chrześcijan oburzą „łóżkowe sceny” z „gejowskiego okresu” Michaela. Geje nie będą zachwyceni jego szczerymi teologicznymi wynurzeniami, uderzającymi w jądro homoseksualizmu. James Franco dobrze odsłania niepokój duchowy Michaela i jego infantylizm. Czy jego nawrócenie było czyste i wiarygodne? Czy zmierzanie ku religijnemu synkretyzmowi nie poskreśla jego płycizn?
Protestanckie wspólnoty odrzucały Michaela za jego osobistą interpretacje Biblii. Niczym wielu dzisiejszych relatywistów moralnych traktował Pismo Święte jak duchowy supermarket, z którego można wybierać sobie wygodne nauki. Na tle całej masy amerykańskich bazujących na emocjach zborów protestanckich możliwe, że wypada wiarygodnie. W zderzeniu z głęboką katolicką dogmatyką już nie. Glatze to bardziej rozdarty ideolog niż duchowy przewodnik, co zresztą subtelnie twórcy pokazują w ostatnim ujęciu filmu.
Tworzący jedną z najciekawszych ról w karierze Franco znakomicie podkreśla stałość pewnych emocji w rozdygotanym i niespokojnym Michaelu. Niegdyś podporą był dla niego kochanek Bennett ( Zachary Quinto), zaś amboną łamy gejowskiej prasy. Po nawróceniu amboną stał się zbór protestancki, a oparciem poznana w szkole biblijnej Rebekah ( Emma Roberts). Czy zmieniła się istota niepokoju Michaela?
Zapewne chrześcijanie woleliby zobaczyć emocjonalnie naładowaną opowieść o porzuceniu homoseksualnego życia na rzecz oddania Jezusowi. Druga strona mogłaby zaś pokusić się o pamflet ośmieszający zdrajcę, który zszedł z tęczowej strony mocy. Ja doceniam drogę, jaką poszli twórcy, którym o wiele łatwiej by było krzyknąć „oto jest głowa zdrajcy!”. Obiektywne przyjrzenie się przemianie jaką przeszedł gejowski aktywista, który stał się antygejowskim pastorem to w dyktaturze poprawności politycznej, wartość sama w sobie.