ks.tymoteusz napisał(a):
santiago napisał(a):
Ale sam homoseksualizm jest - nie mniej, nie więcej - alternatywną drogą rozwoju ludzkiej seksualności. Tyle i tylko tyle.
Tego stwierdzenia nie rozumiem. Jak rozwijać na tej homoseksualnej drodze własną, obiektywnie nieuporzadkowaną seksualność? Chyba, że Katechizm wali byki = robi błędy?
Też na to zwróciłem uwagę. Oczywiście, że katechizm nie wali byków, Pismo Święte tym bardziej się nie myli kiedy mówi, że mężczyzną i kobietą stworzył Bóg człowieka i to jest jedyna droga realizowania swojej seksualności. Homoseksualizm nie jest żadną alternatywą. Każdy jak sądzę rozumie ten pewien rodzaj nieuporządkowania w sobie o jakim mówi katechizm. Ze skłonnościami hmsx da się co prawda żyć, nawet w zgodzie z Bogiem, ale jak bym dziś miał kilkanaście lat i był na tyle mądry, to starałbym się te skłonności leczyć.
ks.tymoteusz napisał(a):
admin napisał(a):
a ja juz mam dość smagania się po tyłku ciagle biczami
„Smaganie się biczami” nie wypływa wprost z interpretacji naszej kondycji. Jest odwrotnie. (...)
Tymoteusz, ja bym w ogóle pominął milczeniem to, że admin ma już dość smagania po tyłku biczami, ha ha!
ks.tymoteusz napisał(a):
Prosiłem Boga o siłę, by zobaczyć z jakiego ogniska on się wydobywa... To moje wspomnienie. A czy ktoś powiedziałby, że się ucieszył na odkrycie własnych pragnień hmx?
No więc ja w ogóle nie mam potrzeby takich poszukiwań, nie widzę nawet ich sensu. Co to mi da, że w końcu odkryję, że mam te skłonności, bo po obejrzeniu w wieku 6-lat "Akademii Pana Kleksa" dotykałem wacka kolegi, a do tego miałem jeszcze nieobecnego ojca i zaspokajając potrzebę posiadania córki przez sąsiadkę podawałem u niej w sukience proszone herbatki dla lalek?
Byłem taki odkąd pamiętam, choć nie zawsze zdawałem sobie sprawę, że to jest coś odmiennego. Nie wiem czemu - nikt mnie nie wykorzystał, byłem normalnym chłopakiem jak inni na podwórku. Dziś jestem jaki jestem, mam swoje lata i nie czuję przymusu żeby to zmieniać i od nowa układać sobie życia ale nie afirmuje też tego w sobie. To postęp, bo kiedyś na myśl o terapii wpadałem w białą gorączkę, zmianę tych skłonności odbierałem tak jak bym cały "ja" miał zostać unicestwiony. Myślę, że to dlatego, że moje skłonności w bardzo dużym stopniu mnie definiowały. Na pytanie "kim jesteś?" odpowiedziałbym wtedy, że "gejem". Nie człowiekiem, nie mężczyzną, Polakiem, chrześcijaninem, kucharzem, (...) - tylko gejem. Kto tak odpowiada? W tym jest cwancyk, żeby właśnie nie fiksować na punkcie tych skłonności. Trudno, ludzi dotykają większe tragedie, dziękuję Ci Panie, że sprawiłeś, że mimo swoich skłonności potrafię być szczęśliwy. Cieszę się tym co mam, więcej, nawet w tych skłonnościach mogę dostrzec jakieś plusy. Myślę, że gdybym był "normalny" Bóg nie dobijałby się w moim sumieniu tak mocno i razem z większością moich kumpli znieczulonych "normalnymi skłonnościami" jechałbym autostradą do piekła. Czasem trzeba spojrzeć z innej strony.
U Mateusza Jezus mówi:
"Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli". Skoro tak, to wszystko jest z woli lub dopustu Bożego a jeśli tak to w jakiś niezrozumiały sposób dla dobra twojego lub twojego bliźniego, nawet jeśli teraz tego nie rozumiesz. Tak przynajmniej sądzę.
Reasumując, chcesz to zmienić, to idź na terapię - nie chcesz, to przyjmij, przestań się babrać w takich dociekaniach i oddaj swoje słabości Bogu. Inaczej tylko bardziej się na punkcie tych skłonności zafiksujesz.