Poszukujący89 napisał(a):
Demony przeszłości... Tak bardzo wpływają na moje codzienne życie. Uświadomiłem to sobie nie tak dawno i bardzo chciałbym się z nimi pożegnać. Niestety, moje początki przypominały błądzenie po omacku, przez co "rozkopałem" własne życie, powróciłem do bolesnych zdarzeń z przeszłości i wręcz "masowo" przypominałem je sobie. Wydawało mi się, że ponowne przeżycie zadanego bólu pozwoli mi się od niego uwolnić... Spowodowało to jednak tylko pogorszenie mojego stanu, zwiększyło lęki i wywołało potworne zmęczenie emocjonalne. Wiem, że ważna jest tu modlitwa, ale kiedy czytam o rozliczaniu się z przeszłością i przebaczaniu zawsze pojawia się motyw drugiej osoby - terapeuty czy duchownego, który skieruje potrzebującego pomocy na właściwe tory. Bardzo chciałbym nawiązać taki kontakt, ponieważ wierzę, że nie jesteśmy skazani na permanentne ataki złych duchów z przeszłości. Można się z nimi zmierzyć, ale nie samotnie...
Drogi Imienniku (prawie),
Ze swego doświadczenia powiem, że terapia może być pomocna, ale nawet najlepsza nie załatwi problemu. A w dodatku wartość terapii jest zależna od wielu czynników, żeby wymienić "tylko": Ciebie, terapeutę, często (a u Ciebie prawie na pewno) inne osoby występujące w Twoich problemach, charakter Twojego problemu, Twój cel w terapii (co chcesz osiągnąć w związku z tym problemem? terapeuta tego za Ciebie nie zdecyduje), Twoje wartości, w świetle których widzisz i chcesz rozwiązać swój problem, wartości terapeuty (który nie powinien ich angażować w Twoją terapię, szczególnie gdy są przeciwne do Twoich, ale to raczej niemożliwe, bo zarazem terapia to rodzaj bezpośredniej osobistej relacji między Tobą a terapeutą). Jeśli naniesiesz to na kartkę w postaci punktów i połączysz je ze sobą odpowiednimi relacjami, to zobaczysz, jak bardzo złożony to układ. Dlatego nie ma algorytmu na wybór optymalnej terapii. Jedynie metoda prób i błędów. Jak masz szczęście, trafisz za pierwszym lub drugim razem. A jeśli nie, to ile razy można zaczynać opowiadać swoją historię od początku?! No i mało kogo na to stać!
Wartość spowiedzi czy rozmowy z kapłanem można by wprawdzie podobnie rozważać, bo to też złożony system. Tyle że ... do tej komplikacji dochodzi jeszcze jeden "element", który niezmiernie ją upraszcza - obecność Pana Boga.
Niespokojne jest serce nasze, póki nie spocznie w Tobie, jak mówi św. Augustyn. Dla mnie spowiedź jest takim doraźnym "spocznieniem w Panu". I ma niebywałą moc rozwiązywania problemów! Nie w sposób magiczny, rzecz jasna. Po prostu tam znacznie lepiej słyszę i rozumiem siebie i swoją sytuację, a przede wszystkim słyszę Jego. W ciemności konfesjonału zaczynam jasno widzieć początek drogi wyjścia ze swojej aktualnej ciemności.
I wreszcie o demonach przeszłości - może na początek warto spróbować je trochę "zde-demonizować". Osobiście nie podpisałbym się pod takimi ogólnymi formułami, jakie tu się pojawiły:
do końca życia będą Cię atakować,
przeszłość niestety zawsze odciśnie trwałe piętno i jej cienie powrócą w najmniej odpowiednim momencie itd. Tak może być, lecz nie musi. I sporo zależy od Twojej pracy nad nimi (do 'pracy' zaliczam też rozmowę z Bogiem i powierzanie mu wszystkich tych "demonów" - wiesz, to trochę jak z tą wodą święconą, której diabeł się boi). Wiem z własnego doświadczenia, że nie ma lepszej pożywki dla "demonów przeszłości", jak nasze poczucie bezsilności wobec nich. Ono paraliżuje zdolność walki, co w praktyce oznacza oddanie jej walkowerem. Dlatego u mnie w podobnej sytuacji Łaska przychodzi w postaci kopniaka (przepraszam za kolokwializm) -
spowiedź, durniu! I nie tyle chodzi tu o staranne przeprowadzenie skrupulatnego rachunku sumienia, wybranie jakiegoś wyjątkowego duszpasterza i odprawienie stosownego rytuału spowiedzi, co o wykonanie tego decydującego kroku: klękam, żegnam się krzyżem i mówię, co mi dolega, z czym nie mogę sobie dać rady itd. Wg mnie to działa jak mechanizm spustowy - uruchamia proces rozbrojenia hipnotyzującego mnie złego, zaczynają uchodzić z niego siły, inne siły wstępują we mnie. Zaczyna tam na powrót rządzić Pan. (Na wszelki wypadek dodaję - nie deprecjonuję wartości poprawnej spowiedzi wg pełnego scenariusza z książki do nabożeństwa ani znaczenia formatu spowiednika. Jeśli ktoś ma stałego spowiednika, a jeszcze lepiej kierownika duchowego, to świetnie. Tylko mając to, pewnie rzadko dochodzi do takiego "muru", o którym pisze Poszukujący89.)
Nie mam pojęcia, czy coś z tego może Ci się przydać, wierzę jednak, że Pan Cię nie opuści i tak lub inaczej da wskazówkę - "kopniaka" lub coś łagodniejszego. Ale początek jest w Twojej decyzji. Powtórzę, co tu już napisałem w innym miejscu, a usłyszałem na dzisiejszych rekolekcjach u Jezuitów:
jedyną drogą do zaufania Bogu jest ... zaufanie Bogu. Zaufaj i idź!
Życzę Ci powrotu sił emocjonalnych i duchowych i chwilowego przynajmniej uciszenia lęków (
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego!, Ps 51, 12)
Querens
PS: Oczywiście lepiej wybrać się do kościoła, w którym szansa trafienia na lepszego spowiednika jest większa. W Warszawie taką opinią cieszą się zarówno Jezuici jak i Dominikanie. Może ktoś inny podsunie jakiś inny "sprawdzony" adres, ale nie czekaj na to zbyt długo. Powodzenia (z Bożym wspomaganiem

)